niedziela, 24 lutego 2013

13. Czyżby wyrzuty sumienia? Nie, to nie możliwe. Bo przecież nie ma sumienia bez duszy. A ja swojej nie posiadam. -Draco



Patrzył jak krople deszczu spływają po szybie. Rookwood nie odpisał na jego list. Znaczyło to, że ta odpowiedź go usatysfakcjonowała. Zastanawiał się, na co się tak właściwie zgodził. Chociaż gdyby nie on to i tak ktoś by ją musiał zabić. Oszczędzi jej tylko bólu. Poczuł dziwną pustkę w sercu. Miał wrażenie jakby go tam nie było. Mama mu powtarzała, że człowiek jest tyle warty ile dobroci posiada w sercu. Czyli on jest totalnym wrakiem.Leżał w swojej sypialni od rana. Nie jadł, nie pił. Narcyza zauważyła dziwne zachowanie syna i poszła sprawdzić, co się z nim dzieje. Pukała do jego komnat, jednak nikt jej nie otworzył. Weszła do środka. Draco leżał na łożu, wpatrując się w sufit. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po jego policzku, spłynęła jedna, szkarłatna łza. Nie przejął się tym. Nawet jej nie poczuł. Narcyza podeszła do syna, a ten mozolnie odwrócił głowę w jej stronę. Spojrzał w oczy swojej rodzicielki. Widział je tyle razy. Teraz wyrażały one troskę, miłość i smutek.  Z powrotem przeniósł wzrok na sufit. Zastanawiał się nad tym, co znaczą te uczucia. Naprzykład miłość. Co to jest? Przynależność do drugiej osoby. Słuchanie jej i wykonywanie próśb czy poleceń.
- Synku, co się dzieje?- Narcyza przejechała ręką po platynowych włosach Draco.- Pierwszy raz w życiu widzę cię w takim stanie.
- Matko, nic mi nie jest. Zwykła depresja, przejdzie mi…- Draco lekko uśmiechnął się do Narcyzy jakby na potwierdzeni tych słów.- Naprawdę, nic mi nie jest. Nie martw się…
„-Słabości?
Ty żadnej…
Ja miałem jedną:
Kochałem.”
-Draco, przecież znam cię nie od dzisiaj, widzę, że coś jest nie tak.- Narcyza usiadła na skraju łóżka.- No już, zamieniam się w słuch.
- Mamo, muszę zabić. A wiesz, co jest najgorsze? Muszę zabić osobę, na której pierwszy raz w życiu mi zależy.- Po twarzy Dracona zaczęły płynąć łzy. Łzy bólu, bezradności, cierpienia. Nie mógł nic zrobić. Śmiercożercą zostawało się na całe życie. Było to nie odwracalne. I co z tego, że nie miał wypalonego mrocznego znaku? Ten fakt niczego nie zmieniał. Ród Malfoy’ów od zawsze służył Voldemortowi. Jedyną osobą, która odważyła się sprzeciwić erze Czarnego Pana, była jego babka Anastazja. Jednak jej waleczność poszła na marne. Została zabita przez samego Riddle’a na jego oczach.
- O czym ty opowiadasz? Przecież Czarny Pan został zgładzony, nikt ci nie może rozkazywać. Synku nie masz się, czym martwić.- Narcyza uśmiechnęła się do swojego pierworodnego. Zdziwiła się, gdy Draco wstał i wyciągnął z kieszeni wymiętą kartkę. Podał ją matce. Obserwował jej reakcję i patrzył na to jak szkliły jej się oczy. Patrzył jak uśmiech znika z twarzy, jak pomału gniecie list. Czuł się winny. Tyle razy widział jak jego ojciec zmusza matkę do łez. I on zrobił to samo, pokazując jej skrawek papieru. Narcyza podniosła wzrok z kartki na syna.
- Co zamierzasz zrobić? Chyba nie zgodzisz się na te chore warunki. Przecież to jakieś fanaberie.- Jednak młody Malfoy siedział jak zaklęty. Nie odezwał się chodź wiedział, ze matka domaga się wyjaśnień. Głos ugrzązł mu w gardle. Stać go było tylko na kiwnięcie.- Co to ma znaczyć? Draco, odezwij się…-Narcyza mówiła prawie, że błagalnym głosem.
- Zabije… Nie mam wyboru. Przecież, jeśli tego nie zrobię Rookwood postara się o to, by zabił ją ktoś inny… A czytałaś, co ten sukinsyn napisał. Nie dam z niej zrobić dziwki. Nie dam was skrzywdzić. Wiesz matko, teraz rozumiem naukę ojca. Z mojego punktu widzenia jest ona nawet logiczna. Jeśli człowiek nie posiada pozytywnych uczuć jest silniejszy. Nie zależy mu na niczym i to pozwala mu na przeżycie. Jeżeli jednak taka osoba poznaje, co to pozytywne uczucie to trawi go od środka. Mamo, ja czuje gdyby ktoś powoli wyciągał mi wnętrzności. Z czasem idzie się do tego przyzwyczaić. Myślę, ze te uczucia zepsuły Toma Riddle’a. Zagadując do niej po raz pierwszy, zdawałem sobie sprawę, że skazuję ja na pewną śmierć. Teraz muszę za to zapłacić.- Draco rzucił się na łóżko, chowając głowę w poduszki.- Matko, chcę pobyć sam. Pozwolisz?- Narcyza bez słowa wyszła z pokoju syna. Nie miała mu nic do powiedzenia. Nie potrafiła mu pomóc. Tak samo jak nie potrafiła pomóc mężowi. Tak bała się o niego. Nigdy nie chciałaby, Draco był tak sam jak ojciec. Chociaż zdawała sobie sprawę, że syn powinien widzieć w ojcu autorytet a nie wroga. Mimo to, wolałaby Draco nie brał z niego przykładu.
~*~
Zawsze cieszyła się końcem tygodnia. Perspektywa czwartku, spędzonego w towarzystwie Malfoy’a seniora nie była zbyt optymistyczna. Zajechała autem pod dworek Malfoy’ów. Chciała właśnie wysiadać z samochodu, ale coś ja powstrzymywało. Miała nieodparte wrażenie, że to nic nie da. Zerknęła do lusterka. Musi się jakąś przełamać. Przecież ma reprezentować tego człowieka, tak? Otworzyła drzwi nissana, głęboko oddychając. „Teraz albo nigdy”. Zamknęła auto i ruszyła do drzwi. Już miała dzwonić, lecz uprzedził ją lokaj.
- Dzień Dobry… Panienka, do kogo?- Kamerdyner nie był zadowolony z tego, że ktoś odwiedził państwa Malfoy.
- Dzień Dobry, nazywam się Hermiona Granger. Przyszłam do pana Lucjusza Malfoy’a.- Rozmówca zmierzył ja niechętnym spojrzeniem. Miał coś mówić, jednak ktoś go wyręczył.
- Armistrze, kto przyszedł?
- Panicz Malfoy… Panna Granger, ponoć do pańskiego ojca.
- Zgadza się, niech wejdzie…- Hermiona myślała, ze będzie miał jakieś pretensje do niej, co do ostatniego spotkania. A on? Nic. Odwrócił się na pięcie i poszedł. Nawet się nie przywitał.
Kamerdyner wpuścił ja do środka. Po chwili została zaproszona do salonu, w którym pamiętnej nocy spał Draco.
Usiadła na fotelu, czekając na swojego (jak by nie było) klienta. Nie wiedziała, dlaczego, ale czuła się jak intruz. Czuła, że narusza jakąś prywatną przestrzeń, w której nie powinna się znaleźć. Spuściła głowę na dół, wpatrując się w swoje kolana. Po chwili usłyszała chrząknięcie. Podniosła wzrok, spotykając się z zimnymi tęczówkami. Ogarnęła nerwowo włosy:
- Witam, Hermiona Granger. Miałam pana reprezentować. Podtrzymuje pan to stanowisko?- Hermiona od razu przeszła do profesjonalnego tonu.
- Dzień Dobry… No cóż, z tego, co wiem pani jest najlepsza… A takiej obrony potrzebuję.
- Potrzebuje pan obrony, ale i niezbitych dowodów na pańską niewinność. Dlatego musimy, za wszelką cenę dowiedzieć się czegoś kompromitującego, poniżającego lub obciążającego Karold’a Graya’a.

4 komentarze:

  1. Cudownie Słońce! Ale zwracaj większą uwagę na błędy kochana :D rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz za koniec tej opowieści :D. Jakąś nie przywiduje happy endu:P. Jeszcze raz dziękuję i czekam na następną część Twojej opowieści:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow Herm u Malfoy'ów no no idę dalej :::)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega :) Czy Draco zabije Hermione? Mam nadzieje że nie. Czy Rockwood będzie im zagrażał? Wolałabym żeby się nie wtrącał. Czy Luciusz wygra rozprawe? Myśle że z pomocą Herm wygraną ma w 100% no chyba że zrobisz jakiś zwrot akcji i przegrają(w co wątpie)
    Weny Miśka (moge Ci tak mówić?)
    ~Ślizgonka

    OdpowiedzUsuń