niedziela, 1 marca 2015

32. Tchórzostwo bierze się z niewiedzy.



Taaak..
To hej :D
Udało mi się i jestem z siebie dumna.
Wiecie, co normalnie będę dawkować emocje :)
W następnym rozdziale będę próbowała opisać tę nieszczęsną noc naszej parki i akcje Harrego. W epilogu wciśniemy tam sobie Ginny i całą resztę :)
Jednak mam ogromnego stresa :P Ponieważ nigdy wcześniej nie opisywałam żadnych takich scen. Ani ataku ani ostrzejszych dramione. Ale… To później na razie składam na Wasze ręce to.. :D

Miłego czytania, z góry przepraszam za błędy
Pozdrawiam Rouse.


Można by powiedzieć, że był w szoku… Jednak byłoby to sporym niedopowiedzeniem. Granger trzęsła się w jego ramionach, a on za żadne skarby świata nie mógł jej uspokoić. Delikatnie głaskał ją po włosach, szepcząc, że wszystko będzie dobrze. Że nie da jej skrzywdzić. Dopiero, gdy spojrzała na niego tymi wielkimi zapłakanymi oczami zrozumiał. Pamiętała.
***
Jego wzrok był dziwnie kojący. Dawno nie czuła się tak lekko. Nagle doszło do niej, że zachowuje się jak niezrównoważona psychicznie idiotka. Nie puścił jej. Nadal tulił ją do siebie i szeptał, że będzie ok. Dlaczego nie mogła w to uwierzyć? Gdy poczuła, że ma zamiar się od niej odsunąć, przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Nie chciała znowu czuć się samotna i bezbronna. Tak było po prostu dobrze.
- Może zrobię herbaty, co?- Wyszeptał jej ucha. Lecz nie doczekał się, żadnej reakcji. Hermiona mruknęła coś niezrozumiałego i schowała głowę w zagłębieniu jego szyi. Wywnioskował, że jednak nie chciała pić. Nie mogli w nieskończoność stać w tym cholernym korytarzu.- Mała, uspokój się… Gdzie podziała się ta rozsądna Granger, hmm?
- Mała, to jest twoja pała, Malfoy…- Powiedziała zachrypniętym głosem. Uniosła głowę do góry. Doskonale wiedziała, że podniósł leniwie prawą brew i uśmiechnął się ironicznie. Nie wiedziała za to, dlaczego, ale bardzo chciała to zobaczyć.
- Doprawdy? – Na jej policzkach pojawiły się dwa ogromne rumieńce. A mu zrobiło się zdecydowanie za gorąco. Wziął ją delikatnie za rękę i poprowadził do salonu. Hermiona usiadła na sofie i przykryła się grubym kocem.
- Pomogłeś mi. Zaufałam ci. A teraz? Co mam zrobić?
- Zapomnieć Granger.- Zauważył je pytające spojrzenie. Pokręcił głową i zajął miejsce naprzeciwko jej. Nie powinien tego robić. To, co wydawało mu się tak cudownie zakazane, było możliwe. Chciał do niej podejść, zedrzeć z niej ten koc i… Zacisnął dłonie w pięści i rzucił jej krótkie spojrzenie.- Tak było łatwiej, nie sądzisz? A ja nie potrafię od nowa cię oswajać Granger. Nie wytrzymam tego.. Nie wiem, co mi zrobiłaś, ale nie czuję się z tym dobrze.
- Czy to, że odzyskałam pamięć tak bardzo ci przeszkadza?
- To wszystko komplikuje..- Mruknął i podszedł do barku, zaopatrzyć się w mocniejszy trunek.
- Przecież wszystko pamiętam!
- Oho.. Komuś puściły nerwy..- Parsknął w kieliszek. Lecz ona pominęła ten przytyk i nadal kontynuowała. A on? Nie powinien tego słuchać… Salazar mu świadkiem, że nie powinien.
- Nasz spacer po labiryncie, wspólne wieczory, bale w ministerstwie, śniadania, obiady i kolacje. Wspólną noc, wszystko..- Dokończyła łamiącym się głosem.- Tylko nie wiem, co mam z tym zrobić.. Słyszysz?- Odwrócił się z w jej stronę. Patrzyła mu prosto w oczy. I nie mogła uwierzyć w to, co w nich widzi. Pustka, która z nich biła, była wręcz bolesna. Jednak znała go na tyle dobrze, że zauważyła coś bardzo intrygującego. W tych bezdennych tunelach panował sztorm. Przebłyski uczuć i emocji, które próbował ukryć. A wiec to tak! Chciał założyć tę swoją maskę. Nie pozwoli mu na to, nie teraz. Zrzuciła koc i wstała z kanapy. Nie spuszczała z niego wzroku, bojąc się, że te iskry w jego oczach zgasną. Podeszła do blondyna na drżących nogach. Delikatnie wyjęła mu kieliszek z ręki. Nie odzywał się. Nie powiedział nawet słowa. Uniosła dłoń na wysokość jego policzka. Tak bardzo chciała go pogłaskać… Jednak nie zdobyła się na to, przez chwilę zawiesiła rękę w powietrzu, po czym chciała ją cofnąć, lecz nie zdążyła. Blondyn złapał ją za nadgarstek i położył jej dłoń na swoim policzku. Tak bardzo chciała mu pokazać, że nie będzie musiał jej „oswajać”… Ufała mu bez względu na wszystko.

***
To było zdecydowanie za dużo. Ona naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, w co się pakuje. Gdy cofnęła dłoń, nie zastanawiał się już nad niczym. Złapał ją w talii i odwrócił tak, by oprzeć ją o ścianę. Wydała z siebie cichy jęk, lecz nie widział w jej oczach strachu. Przez chwile stał bez ruchu i wpatrywał się w nią. Miał bardzo silną wolę, jednak ona ją kruszyła. Kawałek po kawałeczku, cegłówka po cegłówce. Przybliżył twarz do jej ust. Tak, doskonale pamiętał jak smakowały. Pamiętał jak wypowiadały jego imię, jak błagały o litość. Jednak tamtego „felernego” wieczoru, nie zrobił tego, na co miał tak wielką ochotę.
Dał jej tyle, ile był w stanie, po czym nakrył kołdrą, a ona zaspała. Resztę nocy spędził na wrzucaniu sobie od idiotów. Pomijając lodowaty prysznic.
A teraz? Sama pakowała się w kłopoty. Jednak nie mógł, nie potrafił się przełamać. Zawsze istniały jakieś bariery, których nie dało się przeskoczyć. Wtedy była mocno wstawiona, a dzisiaj… Buzowało w niej zbyt wiele emocji. Pamiętała. Wszystko. I teraz chciała poczuć, że jest bezpieczna… I nie mógł! Cholera!
Złożył na jej ustach chaotyczny pocałunek, na który przelał całą tę mieszankę uczuć. Żalu, bezradności, złości, pożądania i… tęsknoty?
Ugryzł ją w dolną wargę, delikatnie ją ssąc. Jęknęła mu w usta i naprawdę mocno zaczął się o siebie martwić. Zarzuciła mu ręczna szyję i wspięła się na palce, by było jej wygodnie.
Jednak, gdy przycisnęła swoje biodra do jego i krzyknęła cicho, gryząc go w szyję.. Musiał to przerwać. Musiał, bo o krok dalej i będzie za późno. Delikatnie ją od siebie odsunął, usłyszał cichy jęk zawodu.
- Przykro mi, ale nie mogę.
-Czyżbym ci się znudziła?
-Nie opowiadaj bzdur.- Odparł puszczając ją. Nogi jej się ugięły i zdążyła zarejestrować tylko tyle, że wybiegł po schodach na górę.

Tylko cudem dotarła na sofę. Kręciło jej się w głowie. Z powrotem nakryła się kołdrą i wybuchła płaczem. Ogień w kominku był jedynym świadkiem wojny rozumu z sercem.
Rozum mówił, by dać sobie spokój i pójść położyć się spać, a jutro? Jutro się pomyśli.
Za to serce wrzeszczało, by wybiec na górę za nim i dokończyć to, co zaczęli. Warknęła cicho w poduszkę i wstała ciężko z łóżka. Połączy jedno z drugim. Nie da za wygraną! Z taką myślą udała się do swojego pokoju. Tam miała zamiar przygotować się do bardzo długiej nocy…

***
Nie spał od kilku dni. Dostał pewne informacje, które sprawdził niemal natychmiast, Jeszcze nie wszystko był w stanie zrozumieć. Wiedział tylko jedno, natomiast śmierciożercy pod dowództwem Rookwooda przygotowywali się do ataku. Zebrał najlepszych z najlepszych aurorów. Mieli bardzo mało czasu. Musiał zakończyć to raz na zawsze. Plan był prosty, za to trudny do wykonania. Aczkolwiek nawet przez chwile nie miał zamiaru zrezygnować. Wiedział, że jeżeli zaatakują jutrzejszej nocy, to wygraną mają w kieszeni. Aportował się do McMiga, gdzie siedziało już kilka osób. Rozłożył wszystkie plany i potrzebne rzeczy na stole i gestem ręki przywołał zebranych.
- Wszyscy już są?
- Nie Potter, nie wszyscy. Ulepszają mugolskie zabawki Pietro wyżej. Gdy tylko dałeś cynk, że coś się dzieje, to chłopaki zabrali się do pracy.
- Hmmm.. W takim razie Richard idź ich zawołać, później im pomożemy. Franklin upewnij się, że budynek jest zaopatrzony we wszystkie możliwe zaklęcia zabezpieczające i kryjące. Za 10 minut widzę was w komplecie w salonie. Będzie zabawa.- Dodał uśmiechając się lekko. Tym razem postawią na swój raz na zawsze. Wiele razy ludzie wypytywało się go skąd posiada takie informacje, i czy aby na pewno jest to prawdziwe. Jednak on był w stanie postawić wszystko na swoją różdżkę za te wiadomości. Przysiągł sobie, ze śmierć Ronalda nie pójdzie na marne i on się o to postara. Bo to właśnie on wysłał mu sowę, zaraz przed swoją śmiercią o planach tego szaleńca. Mógł pomyśleć, że jest to zwykłym kłamstwem, lecz po śmierci byłego kumpla nie mógł mieć wątpliwości.
Gdy już wszyscy byli w komplecie. Zaczął przedstawiać im wszystkie szczegóły.
-  Ogólnie ilu nas jest?
- Dwudziestu trzech.
- To doskonale, słuchajcie. Na początek aportujemy się na JamesStreet 24. Stamtąd czterech z nas obrzuci wszystkimi możliwymi klątwami tamtejszy teren. Pomiędzy SusStreet a MiroStreet jest taka pusta przestrzeń.- Wskazał palcem na mapę, gdzie symbole pokazywały lasy i bagna.- To jest nasz cel. Tam właśnie znajduje się siedziba Rookwooda. Nie spodziewają się tam nikogo, ponieważ budynek jest obwarowany Sterresem. Zaklęciem własnym, wymyślonym przez Augusta. Jednak my mamy anty zaklęcie. Rzucę je, gdy reszta będzie wkładać pod fundamenty dynamit i bomby. Podrasujemy je trochę, ta by odpalał się na ruchy różdżek, by się nie uszkodzić.. Zwiększymy ich moc, dlatego bardzo ważnym jest to, by zaraz po ułożeniu broni trzech z was wycofało się do utrzymywania obrony. Musimy pamiętać, że działamy w mugolskiej dzielnicy. Nie możemy się zdradzić. Po wybuchu, ci, którzy przeżyją zaczną uciekać. Rzucacie, to, co chcecie. Byleby żyli. Nie mamy pewności, ze wszyscy będą w zamku.
Wszystko jest zrozumiałe?
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Wszyscy jeszcze raz przetwarzali w głowie plan działania. Po chwili, zgromadzeni zgodnie kiwnęli głową i rozeszli się do swoich zajęć.
Został tylko Jake.
- Potter, powiedz mi tylko jedno. Dlaczego nie ma tu Malfoya?
- Sprawy osobiste.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia.
-…- Harry spojrzał na swojego najlepszego pracownika, jego prawa ręka.- Nie mogę jej tego zrobić.- Westchnął i ucisnął nasadę nosa.
- Idź się położyć Potter, potrzebujemy Aurora, a nie trupa..
Właśnie za to go cenił, nigdy nie naciskał i rozumiał, kiedy spuścić z tonu. A teraz faktycznie pójdzie się położyć. Dobrze mu to zrobi.