sobota, 4 lipca 2015

Miniaturka "Euforia" I

Widzicie to, co ja?
Bo normalnie dobrze, że siedziałam... 
Ludziska moi kochani! 4357!? I to przy mojej pierwszej śmiesznej miniaturce? 
Wiecie, że Was uwielbiam? 
Miałam taką cholerną ochotę, by napisać kolejny rozdział, ale Wy jasno daliście mi do zrozumienia, co chcecie czytać. I ja to w pełni szanuję :D 
Dlatego specjalnie dla Was happyend'owska miniatura. A w zasadzie jej pierwsza część. 
Tyyylleee czasu nie dotykałam klawiatury, ze muszę się rozgrzać. 
Doobra moi Drodzy, lecimy z tym koksem :D 
Do miłego! :-*

Każdy dzień uczy czegoś innego. Ten, kto chce pojąć tą naukę, wie jak wiele pokory i cierpliwości go to kosztuje. Ja już nie mam siły się podnosić… Każdego dnia podupadam i coraz ciężej jest mi się podnosić. Czuję obolałe żebra i obdarte kolana. Jednak to nie ten ból daje się we znaki najbardziej. Znacznie gorszy jest ten drugi. To właśnie on zmusza mnie do rezygnacji. To uczucie, gdy rozum odmawia posłuszeństwa, a serce wyje i błaga o litość. Jednak świat jest na tyle brutalny, że nie jest w stanie wysłuchać tych głuchych próśb. Co więcej, doszłam do wniosku, że mało go to obchodzi. Dlatego powoli dążę do autodestrukcji. Ten błogi proces, kiedy mogę zrzucać z siebie odłamki wspomnień, doświadczeń i złudzeń. Najgłębiej jednak ukryłam marzenia. Je zostawię na koniec. Ich najtrudniej się pozbyć. Bo jak wykluczyć to, co trzyma nas przy życiu? To tak, jakby nie potrafiąc pływać, wyrzucać koło ratunkowe. Natychmiastowe samobójstwo.  Nie chcę już nikogo prosić o pomoc. Nie chcę wysłuchiwać sztucznych wyrazów litości i wymuszonych kondolencji.
I nagle pojawił się On. Jak co piątek siedziałam przy barze i próbowałam zagłuszyć swoje jestestwo niebotycznie głośną muzyką. Chciałam wtopić się w agresywne dźwięki, pojawiać się i znikać wraz z nimi. Przysiadł się do mnie i zamówił gin z tonikiem. Patrzyłam przed siebie na rozbawiony tłum. Nigdy nie podejrzewałabym, że to właśnie On mnie „naprawi”. Zamówiłam kolejnego drinka, lecz niedane mi było go spróbować. Przybysz spokojnie wyjął mi z ręki kieliszek i postawił go na lśniącym blacie. Złapał mnie za nadgarstek, wstał i pociągnął w stronę parkietu. Może to zbyt wielka ilość promili lub zwykłe pragnienie bliskości pozwoliło mi na tak zmysłowy i gorący taniec. Już dawno nie czułam się taka wolna… Potrzebna… Ożywiona..? Sama nie wiem, ale podobał mi się ten stan. Nawet bardzo. Jego ręce wędrowały po moim ciele, a ja czułam jak pali mnie ogień. Lecz nie ten, który spalał mnie wieczorami na popiół. Lecz ten, który pobudzał każdą żywą komórkę do życia. Uniosłam głowę do góry, by przyjrzeć się mojemu wybawcy. Patrzył na mnie stalowym spojrzeniem, a ja poczułam się taka strasznie mała. Jego oczy iskrzyły się w niewyjaśniony sposób, przyprawiając mnie o dreszcze. Mimo, że wydawał mi się obcy, w jednej chwili zapragnęłam, by to właśnie on decydował o moim życiu. By sprawował pewnego rodzaju kontrolę. Przeciągnęłam się w jego ramionach, czując jak wszystkie mięśnie się rozluźniają. Od bardzo dawna nie czułam się tak błogo… Gdy moje ciało wróciło do normalniej pozycji, zauważyłam jak jego spojrzenie staje się o wiele niebezpieczniejsze niż wcześniej. Takie ciemne, wygłodniałe, drapieżne..? Zbliżył twarz do mojej tak, jakby chciał mi się lepiej przyjrzeć. A ja? Spragniona drugiego człowieka, wspięłam się na palce i delikatnie musnęłam swoimi ustami kącika jego ust. Na nic więcej nie miałam odwagi. Moim ciałem zatrzęsła fala euforii i byłam cholernie wdzięczna, że mój „potencjalny partner” trzyma mnie w niedźwiedzim uścisku, bo padłabym jak długa. Po chwili poczułam ja uścisk się rozluźnia, jego usta atakują moje i intensywne szarpnięcie włosów, które zmusiło mnie do odchylenia głowy do tyłu. Rozpoczęła się nierówna walka na równi pochyłej, której nie chciałam przegrać. Coś mi mówiło, że jeśli ją zaprzepaszczę, stracę wszystko to, co On zaoferował mi przez ten krótki czas. Jednak to upływ powietrza zadecydował o wspólnym remisie. Wiedziałam, że jestem cała czerwona, że oczy mi błyszczą, że moje usta są rozchylone, a płuca próbują zaczerpnąć potrzebną ilość powietrza. A On? Stał przede mną jak grecki bóg. Nie było po nim widać kompletnie nic, w czasie, gdy ja sapałam jakbym przebiegła spory maraton. Dopiero teraz rozluźnił uścisk dłoni na moim karku, puszczając włosy. Uniósł rękę i dotknął mojego policzka. Przegryzłam wargę, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Jednak jego dłoń zjechała z policzka na brodę i delikatnie mnie za nią pociągnął. Puściłam wargę, a on się uśmiechnął sardonicznie.
- Nie igraj z ogniem. Pamiętaj, że możesz się od niego boleśnie sparzyć.- Mówił to tak, jakby chciał dać mi ultimatum. Albo teraz podniesiesz rzuconą przeze mnie rękawice, albo nie mam, po co tu wracać. Jednak ja nie miałam zamiaru i nie potrafiłam z niego zrezygnować
- Ja nie mam nic do stracenia.- Odparłam cicho, wiedząc, że mnie słyszy. Otaksował mnie oceniającym spojrzeniem, po czym jeszcze raz zbliżył się do moich ust i wyszeptał.
- Nie byłbym tego taki pewien. Jednak podejmuję wyzwanie i wygram.- Kolejny raz tego wieczoru złapał mnie za włosy, odciągając delikatnie do tyłu, wargami przesuwając po mojej szyi.
- Skąd ta pewność? Muszę przyznać, że jest ona wręcz rozbrajająca. Wiesz, że ten egoizm może cię zgubić?- Uniósł prawą brew do góry, po czym przegryzł płatek mojego ucha. Jęknęłam cicho, a on zaśmiał się i odpowiedział.
- To nie egoizm, droga pani. To twoje uczucia wydeptają moja zwycięską drogę. I tobie się to jeszcze spodoba.- Pocałował mnie ostatni raz tego wieczoru. Po czym spojrzał w oczy i skinął delikatnie głową. W desperackim geście zacisnęłam pięści na jego barkach, próbując go zatrzymać. Jednak on już podjął decyzje. Ruszył do wyjścia, a ja odprowadziłam go wzrokiem. Wróciłam podminowana do swojego stołka i wzięłam się za opróżnianie mojego drinka. Dlaczego ja muszę mieć w życiu takiego pecha? Gdy już się zbierałam do wyjścia, podszedł do mnie kelner.
- Proszę pani? Pan Malfoy zostawił panience swój płaszcz. Kazał przekazać, że jest w nim dla pani wiadomość.- Zdziwiona sięgnęłam po materiał drogiego, ciężkiego odzienia.
- Dziękuje.- Obszukałam kieszenie, aż znalazłam zwitek białego papieru. Mimo wszystko moje ciało ogarnęła fala znanej już euforii.

Nie chciałbym żebyś zmarzła.
Jutro chciałbym odzyskac swój płaszcz.
D.M.

niedziela, 1 marca 2015

32. Tchórzostwo bierze się z niewiedzy.



Taaak..
To hej :D
Udało mi się i jestem z siebie dumna.
Wiecie, co normalnie będę dawkować emocje :)
W następnym rozdziale będę próbowała opisać tę nieszczęsną noc naszej parki i akcje Harrego. W epilogu wciśniemy tam sobie Ginny i całą resztę :)
Jednak mam ogromnego stresa :P Ponieważ nigdy wcześniej nie opisywałam żadnych takich scen. Ani ataku ani ostrzejszych dramione. Ale… To później na razie składam na Wasze ręce to.. :D

Miłego czytania, z góry przepraszam za błędy
Pozdrawiam Rouse.


Można by powiedzieć, że był w szoku… Jednak byłoby to sporym niedopowiedzeniem. Granger trzęsła się w jego ramionach, a on za żadne skarby świata nie mógł jej uspokoić. Delikatnie głaskał ją po włosach, szepcząc, że wszystko będzie dobrze. Że nie da jej skrzywdzić. Dopiero, gdy spojrzała na niego tymi wielkimi zapłakanymi oczami zrozumiał. Pamiętała.
***
Jego wzrok był dziwnie kojący. Dawno nie czuła się tak lekko. Nagle doszło do niej, że zachowuje się jak niezrównoważona psychicznie idiotka. Nie puścił jej. Nadal tulił ją do siebie i szeptał, że będzie ok. Dlaczego nie mogła w to uwierzyć? Gdy poczuła, że ma zamiar się od niej odsunąć, przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Nie chciała znowu czuć się samotna i bezbronna. Tak było po prostu dobrze.
- Może zrobię herbaty, co?- Wyszeptał jej ucha. Lecz nie doczekał się, żadnej reakcji. Hermiona mruknęła coś niezrozumiałego i schowała głowę w zagłębieniu jego szyi. Wywnioskował, że jednak nie chciała pić. Nie mogli w nieskończoność stać w tym cholernym korytarzu.- Mała, uspokój się… Gdzie podziała się ta rozsądna Granger, hmm?
- Mała, to jest twoja pała, Malfoy…- Powiedziała zachrypniętym głosem. Uniosła głowę do góry. Doskonale wiedziała, że podniósł leniwie prawą brew i uśmiechnął się ironicznie. Nie wiedziała za to, dlaczego, ale bardzo chciała to zobaczyć.
- Doprawdy? – Na jej policzkach pojawiły się dwa ogromne rumieńce. A mu zrobiło się zdecydowanie za gorąco. Wziął ją delikatnie za rękę i poprowadził do salonu. Hermiona usiadła na sofie i przykryła się grubym kocem.
- Pomogłeś mi. Zaufałam ci. A teraz? Co mam zrobić?
- Zapomnieć Granger.- Zauważył je pytające spojrzenie. Pokręcił głową i zajął miejsce naprzeciwko jej. Nie powinien tego robić. To, co wydawało mu się tak cudownie zakazane, było możliwe. Chciał do niej podejść, zedrzeć z niej ten koc i… Zacisnął dłonie w pięści i rzucił jej krótkie spojrzenie.- Tak było łatwiej, nie sądzisz? A ja nie potrafię od nowa cię oswajać Granger. Nie wytrzymam tego.. Nie wiem, co mi zrobiłaś, ale nie czuję się z tym dobrze.
- Czy to, że odzyskałam pamięć tak bardzo ci przeszkadza?
- To wszystko komplikuje..- Mruknął i podszedł do barku, zaopatrzyć się w mocniejszy trunek.
- Przecież wszystko pamiętam!
- Oho.. Komuś puściły nerwy..- Parsknął w kieliszek. Lecz ona pominęła ten przytyk i nadal kontynuowała. A on? Nie powinien tego słuchać… Salazar mu świadkiem, że nie powinien.
- Nasz spacer po labiryncie, wspólne wieczory, bale w ministerstwie, śniadania, obiady i kolacje. Wspólną noc, wszystko..- Dokończyła łamiącym się głosem.- Tylko nie wiem, co mam z tym zrobić.. Słyszysz?- Odwrócił się z w jej stronę. Patrzyła mu prosto w oczy. I nie mogła uwierzyć w to, co w nich widzi. Pustka, która z nich biła, była wręcz bolesna. Jednak znała go na tyle dobrze, że zauważyła coś bardzo intrygującego. W tych bezdennych tunelach panował sztorm. Przebłyski uczuć i emocji, które próbował ukryć. A wiec to tak! Chciał założyć tę swoją maskę. Nie pozwoli mu na to, nie teraz. Zrzuciła koc i wstała z kanapy. Nie spuszczała z niego wzroku, bojąc się, że te iskry w jego oczach zgasną. Podeszła do blondyna na drżących nogach. Delikatnie wyjęła mu kieliszek z ręki. Nie odzywał się. Nie powiedział nawet słowa. Uniosła dłoń na wysokość jego policzka. Tak bardzo chciała go pogłaskać… Jednak nie zdobyła się na to, przez chwilę zawiesiła rękę w powietrzu, po czym chciała ją cofnąć, lecz nie zdążyła. Blondyn złapał ją za nadgarstek i położył jej dłoń na swoim policzku. Tak bardzo chciała mu pokazać, że nie będzie musiał jej „oswajać”… Ufała mu bez względu na wszystko.

***
To było zdecydowanie za dużo. Ona naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, w co się pakuje. Gdy cofnęła dłoń, nie zastanawiał się już nad niczym. Złapał ją w talii i odwrócił tak, by oprzeć ją o ścianę. Wydała z siebie cichy jęk, lecz nie widział w jej oczach strachu. Przez chwile stał bez ruchu i wpatrywał się w nią. Miał bardzo silną wolę, jednak ona ją kruszyła. Kawałek po kawałeczku, cegłówka po cegłówce. Przybliżył twarz do jej ust. Tak, doskonale pamiętał jak smakowały. Pamiętał jak wypowiadały jego imię, jak błagały o litość. Jednak tamtego „felernego” wieczoru, nie zrobił tego, na co miał tak wielką ochotę.
Dał jej tyle, ile był w stanie, po czym nakrył kołdrą, a ona zaspała. Resztę nocy spędził na wrzucaniu sobie od idiotów. Pomijając lodowaty prysznic.
A teraz? Sama pakowała się w kłopoty. Jednak nie mógł, nie potrafił się przełamać. Zawsze istniały jakieś bariery, których nie dało się przeskoczyć. Wtedy była mocno wstawiona, a dzisiaj… Buzowało w niej zbyt wiele emocji. Pamiętała. Wszystko. I teraz chciała poczuć, że jest bezpieczna… I nie mógł! Cholera!
Złożył na jej ustach chaotyczny pocałunek, na który przelał całą tę mieszankę uczuć. Żalu, bezradności, złości, pożądania i… tęsknoty?
Ugryzł ją w dolną wargę, delikatnie ją ssąc. Jęknęła mu w usta i naprawdę mocno zaczął się o siebie martwić. Zarzuciła mu ręczna szyję i wspięła się na palce, by było jej wygodnie.
Jednak, gdy przycisnęła swoje biodra do jego i krzyknęła cicho, gryząc go w szyję.. Musiał to przerwać. Musiał, bo o krok dalej i będzie za późno. Delikatnie ją od siebie odsunął, usłyszał cichy jęk zawodu.
- Przykro mi, ale nie mogę.
-Czyżbym ci się znudziła?
-Nie opowiadaj bzdur.- Odparł puszczając ją. Nogi jej się ugięły i zdążyła zarejestrować tylko tyle, że wybiegł po schodach na górę.

Tylko cudem dotarła na sofę. Kręciło jej się w głowie. Z powrotem nakryła się kołdrą i wybuchła płaczem. Ogień w kominku był jedynym świadkiem wojny rozumu z sercem.
Rozum mówił, by dać sobie spokój i pójść położyć się spać, a jutro? Jutro się pomyśli.
Za to serce wrzeszczało, by wybiec na górę za nim i dokończyć to, co zaczęli. Warknęła cicho w poduszkę i wstała ciężko z łóżka. Połączy jedno z drugim. Nie da za wygraną! Z taką myślą udała się do swojego pokoju. Tam miała zamiar przygotować się do bardzo długiej nocy…

***
Nie spał od kilku dni. Dostał pewne informacje, które sprawdził niemal natychmiast, Jeszcze nie wszystko był w stanie zrozumieć. Wiedział tylko jedno, natomiast śmierciożercy pod dowództwem Rookwooda przygotowywali się do ataku. Zebrał najlepszych z najlepszych aurorów. Mieli bardzo mało czasu. Musiał zakończyć to raz na zawsze. Plan był prosty, za to trudny do wykonania. Aczkolwiek nawet przez chwile nie miał zamiaru zrezygnować. Wiedział, że jeżeli zaatakują jutrzejszej nocy, to wygraną mają w kieszeni. Aportował się do McMiga, gdzie siedziało już kilka osób. Rozłożył wszystkie plany i potrzebne rzeczy na stole i gestem ręki przywołał zebranych.
- Wszyscy już są?
- Nie Potter, nie wszyscy. Ulepszają mugolskie zabawki Pietro wyżej. Gdy tylko dałeś cynk, że coś się dzieje, to chłopaki zabrali się do pracy.
- Hmmm.. W takim razie Richard idź ich zawołać, później im pomożemy. Franklin upewnij się, że budynek jest zaopatrzony we wszystkie możliwe zaklęcia zabezpieczające i kryjące. Za 10 minut widzę was w komplecie w salonie. Będzie zabawa.- Dodał uśmiechając się lekko. Tym razem postawią na swój raz na zawsze. Wiele razy ludzie wypytywało się go skąd posiada takie informacje, i czy aby na pewno jest to prawdziwe. Jednak on był w stanie postawić wszystko na swoją różdżkę za te wiadomości. Przysiągł sobie, ze śmierć Ronalda nie pójdzie na marne i on się o to postara. Bo to właśnie on wysłał mu sowę, zaraz przed swoją śmiercią o planach tego szaleńca. Mógł pomyśleć, że jest to zwykłym kłamstwem, lecz po śmierci byłego kumpla nie mógł mieć wątpliwości.
Gdy już wszyscy byli w komplecie. Zaczął przedstawiać im wszystkie szczegóły.
-  Ogólnie ilu nas jest?
- Dwudziestu trzech.
- To doskonale, słuchajcie. Na początek aportujemy się na JamesStreet 24. Stamtąd czterech z nas obrzuci wszystkimi możliwymi klątwami tamtejszy teren. Pomiędzy SusStreet a MiroStreet jest taka pusta przestrzeń.- Wskazał palcem na mapę, gdzie symbole pokazywały lasy i bagna.- To jest nasz cel. Tam właśnie znajduje się siedziba Rookwooda. Nie spodziewają się tam nikogo, ponieważ budynek jest obwarowany Sterresem. Zaklęciem własnym, wymyślonym przez Augusta. Jednak my mamy anty zaklęcie. Rzucę je, gdy reszta będzie wkładać pod fundamenty dynamit i bomby. Podrasujemy je trochę, ta by odpalał się na ruchy różdżek, by się nie uszkodzić.. Zwiększymy ich moc, dlatego bardzo ważnym jest to, by zaraz po ułożeniu broni trzech z was wycofało się do utrzymywania obrony. Musimy pamiętać, że działamy w mugolskiej dzielnicy. Nie możemy się zdradzić. Po wybuchu, ci, którzy przeżyją zaczną uciekać. Rzucacie, to, co chcecie. Byleby żyli. Nie mamy pewności, ze wszyscy będą w zamku.
Wszystko jest zrozumiałe?
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Wszyscy jeszcze raz przetwarzali w głowie plan działania. Po chwili, zgromadzeni zgodnie kiwnęli głową i rozeszli się do swoich zajęć.
Został tylko Jake.
- Potter, powiedz mi tylko jedno. Dlaczego nie ma tu Malfoya?
- Sprawy osobiste.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia.
-…- Harry spojrzał na swojego najlepszego pracownika, jego prawa ręka.- Nie mogę jej tego zrobić.- Westchnął i ucisnął nasadę nosa.
- Idź się położyć Potter, potrzebujemy Aurora, a nie trupa..
Właśnie za to go cenił, nigdy nie naciskał i rozumiał, kiedy spuścić z tonu. A teraz faktycznie pójdzie się położyć. Dobrze mu to zrobi.

sobota, 14 grudnia 2013

31. A to dopiero początek...

Hej :)
Zebrałam się w sobie i postanowiłam wziąć się za zakończenie tego bloga :)
Bardzo, ale to bardzo jestem wdzięczna ludziom, którzy pytali się o epilog opowieści, kiedy ja o niej... może nie zapomniałam, bo nie byłabym w stanie, ale nie myślałam. To dzięki Wam i tylko dla Was kończę to PoV :) Jestem Wam niesamowicie wdzięczna :)
Zdaję sobie sprawę z tego, że ten rozdział, który dla Was przygotowałam nie jest wybitnie długi ani dobry.
Nie zasługujecie na to, lecz musiałam tak zrobić, ponieważ mam pomysł na resztę (końcówkę) PoV.
Właśnie biorę się za pisanie i nie wykluczone, ze to jeszcze dzisiaj pojawi się kolejna część, a w następnych terminach epilog :). Na razie muszę przystopować z broken heart na które z resztą bardzo serdecznie zapraszam. Są tam dopiero 4 rozdziały, więc nie ma dużo do nadrabiana :)
Przepraszam, że tak bardzo się rozpisałam, ale myślę, że jestem Wam to winna. Niestety nie wiem komu mam dedykować, ponieważ o epilog PoV pytały anonimki, więc dedykuję tą częsć wszystkim, którzy tak wytrwale czekali na tą część i tyle ze mną wytrzymali.
Dziękuję Wam :)!

PS. Wszystkie notki, które nie są rozdziałami zostaną usunięte. Mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza :), Po prostu nie chcę "śmiecić" :)

~*~

     Stała w zimnych lochach Hogwartu. Z tego co powiedział jej Draco, jest tu osoba, która pomoże jej odzyskać pamięć. Była strasznie podekscytowana i ciekawa owej postaci. Na jej policzkach widniały dwa ogromne rumieńce i nie było to spowodowane chłodem bijącym od ścian, a zdarzeniami sprzed kilku dni. Do tej pory nie mogła w to uwierzyć.

      Myślała, że tamtego wieczoru on ją po prostu zostawi i pozwoli płakać w swoim pokoju. A jednak zaskoczył ją. Po godzinie usłyszała ciche pukanie do drzwi. Zdezorientowania odkleiła twarz od poduszki i poszła otworzyć. W drzwiach stał kompletnie pijany i wesoły Draco. Gorliwie przepraszał za swoje zachowanie, poczym zaczął jej tłumaczyć, że on nie wie co ma robić z płaczącymi kobietami, mocno przy tym gestykulując. Nie chciała się z niego śmiać, naprawdę, ale arystokrata wyglądał przekomicznie. Każdy włos sterczał w inną stronę tworząc przy tym coś na kształt afro. Jego oburzona mina dodawała mu uroku zdenerwowanego dziecka. Po każdym zdaniu śmiesznie wydymał usta, a Hermiona coraz głośniej chichotała.

      Gdy wytłumaczyła mu, że już wszystko dobrze, on podarował jej soczystego buziaka w policzek. Poinformowała go, że idzie się wykąpać, na co on pokiwał głową. Po wykonaniu wszystkich łazienkowych czynności wróciła do pokoju po to, żeby zobaczyć jak były ślizgon śpi w jej łóżku. Zmarszczyła nos i podeszła bliżej by go obudzić. Gdy próbowała już chyba wszystkiego, zdenerwowany ciągłym przeszkadzaniem Malfoy, przyciągnął do siebie Hermionę i nakazał jej spać. Kobieta nie zdążyła wydusić z siebie protestu, bo Draco nakrył ich kołdrą prosząc Salazara o spokój. Nie pozostało jej nic innego jak pójść spać…

      Ich wspólne wieczory właśnie tak się kończyły. Draco przychodził do niej, rozmawiali, by później zasnąć w jednym łóżku. Do czasu, gdy Draco nie urządził imprezy Sylwestrowej. Było naprawdę cudownie. Byli tylko najbliżsi znajomi, którzy traktowali ją jak najlepszego przyjaciela, co pozwoliło się jej czuć swobodniej. Wszyscy doskonale się bawili, nikt nie liczył kieliszków alkoholu, którym umilali sobie czas. No, może z wyjątkiem Ginny, która obserwowała swoją przyjaciółkę z wielkim uśmiechem na twarzy. Draco nie odstępował jej na krok i było widać, ze najbardziej denerwuję go Steven, którego ręce bardzo często kleiły się do Hermiony. Malfoy tłumaczył sobie, że gdyby zrobił mu krzywdę musiałby szukać innego urzędnika, ale kiepsko mu to szło.

      Około trzeciej nad ranem gospodarz imprezy wyprosił wszystkich gości, a Hermiona poszła ogarnąć bałagan. Nie na sprzątała się długo, bo Draco skutecznie jej to utrudniał. Zaciągnął ją do swojej sypialni, no i… No i zdecydowanie nie spali koło siebie jak zawsze.

      Jej rozmyślania przerwał zniecierpliwione chrząkniecie. Podniosła głowę do góry i ujrzała wysokiego mężczyznę z wielkim haczykowatym  nosem i tłustymi włosami. Widać było, że nie był zadowolony z zaistniałej sytuacji i najchętniej to by zatrzasnął jej drzwi sprzed nosa. A jeszcze chętniej nawrzeszczał na nią tak, że cały zamek musiałby przechodzić rekonstrukcje.

~*~

      Poświęcał się, naprawdę. Nie musiał a pomagał jakieś zagubionej Gryfonce z problemami. Szlag go trafiał. Dosyć, że musiał użerać się z bandą idiotów na lekcjach to jeszcze poświęcał swój wolny czas na przywracanie pamięci. Dlaczego młody Malfoy się na to tak uwziął było dla niego taką samą zagadką jak to dlaczego kociołek Longobottom’a wybuchał  jak chłopak zrobił wszystko dobrze!

       I teraz gdy on marnował na nią swój jakże cenny czas ona stała w progu i nawet nie zwracała na niego uwagi. Toż to szczyt bezczelności! Chociaż to tylko Gryfonka… Wpatrywał się w nią z oczekiwaniem i miał nadzieje, że jego wzrok wypala w niej dziurę. Jednak nadzieja matką głupich. Gdy wszystkie siły życiowe Severusa Snape’a były na wyczerpaniu, sam zainteresowany tupnął nogą i warknął  zniecierpliwiony. Granger podskoczyła przestraszona i wlepiła w niego swoje wielkie ślepia, w których dotąd gościł strach. Speszona spuściła wzrok i wyszeptała krótkie przeprosiny. Snape wywrócił oczami i zrobił miejsce do przejścia Gryfonce.

~*~

- Dobrze, Granger. Powiedzmy, że coś tam wiesz… Tylko jak daleko sięgają twoje szare komórki?- Zapytał i spojrzał na nią. W jej oczach dojrzał niezrozumienie i o mało szlag go nie trafił. Niech do Salazar przeklnie, ale musiał się przyznać sam przed sobą, że (chyba) tęsknił (?) za tą przemądrzałą kujonicą.- Składniki wielosokowego, eliksiru krwi i felicyty.

- Do pierwszego; splątka skarabeusza białego, śluz żaby, krew storczyka, odchody skarabeusza i sproszkowane ucho jednorożca.- Wyrecytowała bez mrugnięcia okiem.- Do drugiego; Ogon morwy morskiej, język testrala, włos tarantuli, i krew człowieka, któremu zamierzano podać eliksir.- Bez zająknięcia.- A do ostatniego; sproszkowane złota gwiazdy, liść malochy włoskiej, wywar z owocu z drzew limu i oczy tojadu niebieskiego.

- To ja już niczego Granger nie rozumiem… Wszystko bezbłędnie. Te wszystkie regułki które wkułaś przez lata szkoły są w tobie. Nie pamiętasz ludzi, z którymi jesteś powiązana uczuciowo, a to już gorszy problem.- Snape potarł wierzchnią stroną reki skronie.- Dobrze, to teraz legilimencja. Wejdę w twój umysł by sprawdzić czy potrafisz się bronić. Może silne emocje związane z wydarzeniami, które zobaczysz pomogą ci zrównoważyć umysł…- Dziewczyna skinęła głową, a on podniósł różdżkę i wyszeptał formułkę.

      Umysł ludzki to zawiły system. Teraz czuł się jak w wagoniku kolejki górskiej. Wspomnienia, emocje i uczucia dziewczyny wirowały i nie mogły znaleźć swojego miejsca. Brnął dalej. Coś mignęło mu przed oczami, ale po chwili zostało zepchnięte przez rożne inne obrazy.  Ośnieżony labirynt, rozmowa z Ginny, Sylwester… Jednak on gonił obrazy, które najszybciej chciały się wydostać spoza jego mocy. W końcu znalazł jeden, niby nic nie znaczący. Granger siedziała przy grobie ojca. Jeśli wyłapywała pojedyncze zdarzenia, których nie pamięta, oznaczało to, że jest w stanie je sobie przypomnieć. Ale wymagałoby to miesięcznej kuracji. Musiała poukładać sobie wszystko, a następnie uświadomić sobie jak bardzo zmieniła stosunki miedzy niektórymi. Wcześniej nienawidziła teraz obdarzyła zaufaniem… To mogło wywołać zaburzenia psychiki wrodzonej.
Tak czy inaczej przed nim wiele roboty. Jak zawsze z resztą.

      Słuchała wszystko o czym mówił ten mężczyzna. Nie rozumiała połowy, ale jego nastawienie dodawało jej wiary. Może jednak odzyska pamięć!

~*~

      Minął miesiąc. Miesiąc od czasu, gdy jego generał popełnij samobójstwo. Takie właśnie zdarzenia utwierdzały go w przekonaniu, jaką słabą istotą jest człowiek, który posiada emocje. Trochę szkoda jego potencjału… Był naprawdę dobry, ta jego nienawiść była taka… prawdziwa. Przechadzał się korytarzami nasłuchując jakichkolwiek odgłosów. Na trzecim piętrze usłyszał przeraźliwy krzyk i od razu się uśmiechnął. Tutaj znajdowały się komnaty Bellatrix. Ta kobieta inspirowała go… Była jedyna w swoim rodzaju. I za to ją szanował. Jej okrucieństwo nie miało granic.

      Zapukał do drzwi swojej ulubienicy. Zaczekał chwilę, poczym otworzył drzwi. Przed nim rozpostarł się bardzo przyjemny dla oka widok. Jak on kochał tych ludzi! Na ziemi leżała jakaś szlama. Na jej rękach widniały szramy po nacięciach. Bella nachylała się nad nią, by wyrzeźbić ostrzem następny twórczy obrazek. Dziewczynka zaczęła wrzeszczeć… Nic się tym nie przejął. Powoli ruszył do barku, nalał sobie Whisky i rozsiadł się w fotelu. Obserwował… Naprawdę lubił tą czynność. Patrzeć na cierpienie innych. Wybornie…

Po wszystkim Bella rzuciła śmiercionośne zaklęcie w stronę mugolaczki i zadowolona ruszyła w jego stronę. 

- Hmm, uwielbiam swoją robotę…- Odparła z zadowoleniem zapalając  cygaro.

- To widać moja droga… A teraz nadeszło wynagrodzenie…  Pora wynagrodzić nasze cierpienie… Mam plan doskonały… Tym razem wygramy… Jestem tego pewien…

~*~

      Czas mijał, Hermiona uczyła się siebie od nowa i nie tylko. Poznawała ludzi, którzy ją kochali. Pamiętała już naprawdę wiele… Harry’ego, Ginny, państwa Weasley, na zdjęciach poznawała niektóre osoby… Największą dla niej zagadkę stanowił jednak Malfoy. Niby pamiętała go ze szkoły, ale były to krótkie urywki niektórych zdarzeń. Były one niepełne i mieszały się z teraźniejszością. Nawet zaczęła się dogadywać z tą marną imitacją nietoperza, którym, jak się okazało, był naprawdę wredny człowiek cierpiący na nawał pracy.

      Aż pewnego dnia stało się to, czego najbardziej chciała… Najbardziej chciała pamiętać. Zrozumieć dlaczego wszyscy tak bardzo dziwili się gdy wspominała o Draco. Ale zrozumiała… I sama nie wiedziała czy jest to coś, co było warte jej wyczekiwania…

~*~


      Draco czekał na nią w domu, przygotowując kolację. Spojrzał na zegarek i uśmiechnął się do siebie. Zawsze gdy wracała od Severusa, była strasznie zdołowana. Martwiła się tym, że nie może sobie niczego przypomnieć, a bynajmniej tego, co tak bardzo chciała… Tym razem miało być inaczej… 

wtorek, 8 października 2013

Nowy Blog :D

Słonka moje kochane.
Założyłam nowego bloga : D
Jest to motywacja do skończenia tego. Miałam Was zostawić, ale nie potrafię.
Tak więc (wiem, że nie zaczyna się tak zdania, ale co tam!)
dramione-broken-heart.blogspot.com
Znajdziecie tu resztę informacji : )
Pozdrawiam Was gorąco,
Wasza Rouse. :P

środa, 25 września 2013

MIniaturka "Szlaban"

Witajcie!
Dla wszystkich którzy czekali. :D
Przepraszam, ze tak długo!
Wasza Rouse :**
Dziękuję za wszystko!
Normalnie Was kocham!




      Severus Snape siedział przy stole nauczycielskim wraz z Lucjuszem Malfoy’em. Magiczny Sąd Okręgowy oczyścił go z zarzutów spoufalania się z Voldemortem. Po całej tej akcji, Dumbledore, (który ciągle żył.- Przyp. autorki) okazał swoja litościwą stronę i przyjął Malfoy’a seniora na miejsce nauczyciela Qudditcha. W Wielkiej Sali panował rumor. Wszędzie dało się słyszeć śmiechy i krzyki. Do czasu… Do czasu aż do pomieszczenia nie weszło dwoje prefektów naczelnych, którzy skutecznie zwrócili na siebie uwagę.

-, Bo ty w ogóle jesteś idiota, bałwan, i tępy bubek!- Dziewczynie puściły nerwy i wykrzyczała swojemu „koledze” wszystko, co jej na sercu leżało.

- Odezwała się usilna królowa kujonów! Weź ty się posłuchaj debilko jedna!- Odwdzięczył się jej blondyn.

Snape pokręcił głową w geście załamania. Wstał od stołu jakby od niechcenia i ruszył w kierunku swojego wychowanka i Gryfonki. Gdy pozostali uczniowie zauważyli, że w ich kierunku zmierza sam Postrach Hogwartu, oddalili się i w bezpiecznej odległości słuchali dalej.

-, Jeśli określiliście już swoje dane personalne, usiądźcie przy swoich stołach i nie róbcie przedstawienia dla ubogich.- Powiedział znudzonym głosem i spojrzał na niezadowolonego chrześniaka. Granger ofuknęła swojego profesora urażona i ruszyła w stronę swojego stołu. Po chwili w jej ślady poszedł Malfoy Junior.

Snape wrócił na swoje miejsce. Chciał spokojnie zjeść, ale natrętny wzrok Lucjusza skutecznie mu to utrudniał. Warknął w owsiankę i posłał blondynowi spojrzenie godne bazyliszka.

-, Czego chcesz Lucjuszu?- Zapytał niechętnie. Malfoy jeszcze raz popatrzył w stronę swojego syna.

- Znaczy… mee… noo… tak.. Naprawdę to…

- Lucjuszu błagam cię. Nie zgrywaj Potter’a na moich lekcjach. Mam dosyć tego dzieciaka i byłbym wdzięczny gdybyś mi nie przypominał o jego istnieniu do końca mojej kolacji.

-, Co się przed chwilą stało?- Zapytał mało inteligentnie nadal wpatrując się w stół Slitherin’a

- Twój syn odwalił piękny teatrzyk. Z resztą jak zawsze…- Mruknął już do siebie. Jednak po chwili uśmiechnął się do siebie i powiedział już do Lucjusza.- Daję miesiąc, a będziesz teściem tej Gryfonki.

-, Co ty opowiadasz!?- Wydarł się Malfoy Senior i gwałtownie wstał od stołu, ściągając na siebie wszystkie, zaciekawione spojrzenia.- Ta sałatka jest przeeepyszna!- Dodał głośniej żeby załagodzić sytuację. Usiadł już spokojniejszy i spojrzał na duszącego się ze śmiechu Mistrza Eliksiru.

- 1500 galeonów. Stoi?

- Stoi!

~*~

Dzień 1

- Dziś na lekcji eliksirów będziemy pracować w parach. Pary mają być mieszane. Pan Malfoy dla przykładu usiądzie z Panną Granger.- Powiedział z jadem w głosie. Po Sali przeszły zduszone okrzyki i pomruki. Jedno spojrzenie Snape’a i wszystko ucichło. Reszta przesiadek trwała jakieś 5 minut.

Severus delektował się cisza, jaka panowała w jego klasie. Tego mógł sobie pogratulować. Na żadnych lekcjach nie było tak perfekcyjnie cicho. W pomieszczeniu dało się tylko słyszeć odgłosy krojenia, siekania i mieszania eliksirów. A te odgłosy kochał. Niestety ta cisza miała nie potrwać zbyt długo.

- Granger nie wtryniaj mi się tu!

-, Ale źle to robisz!

- No normalnie! Czego ja się spodziewałem? Przecież mama do czynienia z Panną- Wiem- To- Wszystko! Niestety muszę cię rozczarować! Nie mam zamiaru cię słuchać, więc schowaj.
 Się!

- Malfoy, nie udawaj mądrego, bo Ci to nie wychodzi! Gdyby głupota umiała latać, to byłbyś już dawno pod sufitem i dałbyś mi skończyć ten przeklęty eliksir!

- Mogę przeszkodzić?- Zapytał uprzejmym (?) Głosem sam Severus Snape.- Macie szla…- I w tym momencie kociołek Nevilla widowiskowo wybuchł.- …ban.- Dokończył cały osmolony Mistrz eliksirów. I w tym momencie po klasie przebiegł „szept” Ronalda Weasley’a.

- Wiesz, co Harry? Teraz to on faktycznie wygląda jak przerośnięty nietoperz. Zaczynam się go bać.- Powiedział pełnym obawy głosem.

- I MASZ, CZEGO WEASLEY!- Wydarł się w stronę rudzielca. Miał kontynuować, ale przerwał mu dzwonek. Wszyscy uciekli mu sprzed nosa…

~*~

20.15. –Szlaban

Dwójka uczniów Hogwartu stała pod gabinetem Postrachu Hogwartu. Chłopak opierał się o ścianę, a dziewczyna chodziła jak nawiedzona w jedną i drugą stronę.

- Granger, te perfumy…

- Podobają ci się?- Zapytała kokieteryjnie, trzepocząc rzęsami

- Taaak… One służą ci do obrony czy do ataku? Bo są wręcz odurzające.- Rzucił kąśliwie patrząc jak Gryfonka zaciska pięści i rumieni się ogniście.

- Malfoy, ja nie muszę używać wyglądu do odstraszania ludzi w porównaniu do ciebie!- Odgryzła się i o odwróciła w drugą stronę.
- Czy ty jesteś ślepa? JA jestem booski…

- Równie boski, co hardodziob, Hagrida, chociaż nie. Na Hardodzioba idzie jeszcze patrzeć…- Sarknęła dumnie.

- Skończyliście?- Zapytał znudzony Snape, stojąc w wejściu do swojego gabinetu.- Jeśli tak, to zapraszam na szlaban, bo wiecznie tu stał nie mam zamiaru.- Ze spuszczonymi głowami weszli do pomieszczenia…



- Czy wiecie, za co tu jesteście?

- Ona nie dała mi dokończyć eliksiru.- Wypalił blondyn.

- Jaaaasne! Czyli wylądowałam na szlabanie, bo chciałam uratować pańską Salę!

- Uratować? UWRATOWAĆ?! Co ty sobie do cholery myślisz?!

- DOSYĆ!- Wykrzyknął Postrach Hogwartu.- Macie miesięczny szlaban! I nie obchodzi mnie to, co na nim będziecie robić, jak dla mnie możecie się nawet pozabijać! Ale te pomieszczenia, które macie wyczyścić mają lśnić czystością! A teraz wynocha do Filcha po środki czystości.- Warknął do oszołomionych nastolatków. Zadowoleni już wychodzili z klasy, gdy usłyszeli rozbawiony (?) Głos Snape’a.- A a a… Różdżki… Na biurko…- Z minami skazańca oddali różdżki i opuścili klasę. Gdy wyszli na korytarz, Sev usłyszał tylko zgodny krzyk.

- I WIDZISZ, CO ZROBIŁEŚ/AŚ!? CO?! JA?!  TO TWOJA WINA!

- Oj, Lucjusz będzie musiał mi się długo odwdzięczać…

Sprzątanie

      Nieśli ze sobą po wiadrze i mopie. Mieli wysprzątać składzik na miotły. Nie jest to duże pomieszczenie, ale za to cholernie brudne. Nie licząc tych parę przetartych katów, w których nabuzowana młodzież przeżywała swoje uniesienia.

     Hermiona  pierwsza wzięła się do roboty. Nie miała zamiaru z nim rozmawiać. Blondynowi to pasowało. On sobie wynosił te wszystkie graty a ona przemywała wszystkie półki… Po pół godziny Hermionie zrobiło się gorąco i musiała ściągnąć bluzę. W efekcie została w samej bokserce. Draco przyglądał się dziewczynie, tak by ona tego nie zauważyła. Nagle coś mu mignęło przed oczami. To małe coś znajdowało się na jej lewym ramieniu. Zaintrygowany podszedł do niej i załapał za łokieć.

- Malfoy sprzątam. Mógłbyś mi nie przeszkadzać?- Wysyczała zniecierpliwiona. Była już dzisiaj tak zmęczona, ze ostatnie, na co miała ochotę to bezsensowne konwersacje ze strony Malfoy’a.

- Co to?- Wskazał na bliznę. Hermiona nie musiała patrzeć w tamta stronę. Doskonale wiedziała, o co mu chodzi. I bardzo dobrze pamiętała tą sytuację, choć chciałaby zapomnieć.

- Malfoy powiem ci tyle, to, że Mugole nie mają różdżek i mocy magicznej, nie znaczy, że nie potrafią zadawać bólu.- Powiedziała gorzko.

-, Ale skąd to masz?- Dopytywał. Hermiona odwróciła głowę w drugą stronę i zaczęła sprzątać. Myślał, ze już nie da mu żadnej odpowiedzi, więc z powrotem zaczął wnosić wszystkie rzeczy do schowka.

-Mój tata miał słabość do alkoholu. Robił straszne afery za każdym razem, gdy przeholował z piwem. Najgorzej odbijało mu po wódce. Pewnego razu chciał kolejny raz bić mamę, ale mu na to nie pozwoliłam. Podszedł do mnie i zgasił na moim ramieniu papierosa. Do tej pory się nie zagoiło. I już nie zagoi.- Wszystko opowiadała tak spokojnie i cicho.

- Skądś to znam… Tylko mój nie pił. On był przekonany, ze tak trzeba, żeby zyskać szacunek. Może nie gasił na mnie fajek, ale obdarowywał cruciatusem.- Podniosła wzrok, tak by widzieć jego twarz. Jednak on nie spojrzał w jej stronę tylko dalej wnosił wszystko do kantorka. Po piętnastu minutach byli po robocie.
Bez pożegnania udali się do swoich dormitorii, by udać się w końcu spać.
~*~

Dzień 10- Kolejny szlaban

Dwójka uczniów właśnie wracała z kantorku Filcha. W rękach dzierżyli wiadra z wodą, mopy, szmatki, miotły i inne tego typu rzeczy. Dzisiaj mieli wysprzątać męską toaletę na drugim piętrze. Przy wejściu czekał na nich Mistrz Eliksirów.

- Miło, że się zjawiliście nie budząc przy tym całego Hogwartu.- Sarknął w ich stronę. Obydwoje popatrzyli po sobie i warknęli coś bliżej nieokreślonego. Zadowolony Snape gestem reki zaprosił prefektów do środka. Pierwszy ruszył chłopak z obojętną miną. Jednak dziewczyna nie drgnęła nawet o milimetr.

-Potrzebuje pani specjalnego zaproszenia panno Granger?- Zapytał z jadem nauczyciel. Hermiona podniosła na niego błagający wzrok, lecz ten udał, że tego nie widzi.- No już raz dwa. Bo zacznę odejmować punkty, a tego chyba pani nie chce…- Rzucił obojętnie.

-, Ale to męska toaleta…- Jęknęła zrozpaczona.

- I co związku z tym?

- No jakby nie patrzeć jestem kobietą.

- Eee.. Widzisz Granger, nawet profesor Snape tego nie zauważył..- Wtrącił radosny Malfoy.- No dalej, bo nie będę sprzątał za ciebie!-„Ty to będziesz robić za mnie”- dodał w myślach.

-Nieee…- wyszeptała Granger.

- Minus 50 punktów dla Gryffindor’u za nieposłuszeństwo względem nauczyciela.. Chce się pani targować? Na początek mogę odjąć jeszcze z 50.- Hermiona z prędkością światła pojawiła się w męskiej toalecie zagryzając wargi z bezradności.- No, już lepiej. A teraz posłuchajcie.- Zaznaczył, gdy zobaczył, że panna Granger ma już coś do dodania.- Zamykam drzwi, a otworzą się one dopiero o północy. Co tego czasu macie wszystko wysprzątać? Całe pomieszczenie będzie sprawdzane zaraz po waszym wyjściu. Zrozumiano?- Zgodnie kiwnęli głowami.- Znakomicie!- I ruszył w stronę lochów, powiewając swoimi nieśmiertelnymi połami szat.

Westchnęli równocześnie poczym popatrzyli po sobie.

- Granger, ja nie wierze, że utknąłem zamknięty w kiblu i to z tobą.- Jęknął zrezygnowany Draco.

- Ja tez nie jestem tym stanem rzeczy zachwycona.

-, Ale wiesz… Są różne ciekawe epizody, dotyczące ubikacji.- Powiedział, obserwując jak dziewczyna się dziko rumieni. Roześmiał się głośno i ruszył do pierwszej kabiny.- A! I nie masz się, czym martwić Granger, ciebie to bym kijem nie dotknął.- Hermiona syknęła rozjuszona. Nagle wpadła na genialny pomysł. Wzięła trochę piany z wiaderka i podeszła do chłopaka.

- Draco..?- Zapytała słodkim głosikiem. Zdezorientowany chłopak jak na rozkaz odwrócił się w jej stronę, a ona wykorzystując sytuację, rozsmarowała pianę na jego twarzy. Po pomieszczeniu rozszedł się głośny krzyk i wdzięczny śmiech.

-, Co ty zrobiłaś!?- Wykrzyczał oburzony.

-Nic.

- Ja ci dam nic, ja ci dam nic…- Pogroził jej palcem i sięgnął po wiaderko. Hermiona z piskiem schowała się w trzeciej kabinie zamykając się.- No, co dzielna Gryfonko? Tchórzysz?

- Oczywiście, ze nie!- Wykrzyczała. Draco podszedł bliżej drzwi wraz z wiaderkiem. Hermiona słysząc kroki skoncentrowała się jeszcze bardziej. Odetchnęła głęboko i pchnęła drzwiczki kabiny. Malfoy, który nie spodziewał się takiego obrotu sprawy upadł na ziemie, wylewając na siebie całą zawartość wiaderka. Ryk, jaki wydobył się z jego gardła wystraszył gryfonkę i rozbawił jednocześnie. Draco szybko podniósł się z podłogi i spojrzał spod łba na dziewczynę. Ta uśmiechnęła się do niego czarująco wybuchła jeszcze głośniejszym śmiechem.

- No Granger, to teraz na znak zgody, chodź się przytulić.- Powiedział i ruszył w jej stronę. Cały mokry i przeraźliwie łagodny Malfoy to było coś zupełnie nowego dla Granger’ówny.

-Nie Malfoy, wolę nie. Nie bratam się z Ślizgonami. Wiesz, to trochę nie wypada.- Zaczęła się tłumaczyć, cofając się w stronę ściany. Draco widząc tę drobną przeszkodę uśmiechnął się ironicznie, przyśpieszając. Hermiona próbowała uciec Malfoy’owi, ale jej plecy uderzyły w zimną powierzchnię. Jęknęła zrozpaczona myśląc jak się stąd wykaraskać.

- Nie, nie, nie.- Zacmokał.- Nie tym razem.- I zrobił coś, czego Hermiona nigdy by się po nim nie spodziewała. Zaczął ją łaskotać! Na początku próbowała się wyrywać, ale jej na to nie pozwolił. Jej śmiech był coraz głośniejszy, a ochota Dracona na jej łaskotanie, wzrastała wraz z jej stopniem rozbawienia. Hermiona słaniała się na nogach, lecz chłopak trzymał ja w żelaznym uścisku. Do czasu aż jego noga nie natrafiła na mokry fragment podłogi. Chłopak zachwiał się i runął z dziewczyną na kafelki. Hermiona próbowała się wyrwać, ale skutecznie jej to utrudnił, przygważdżając ją swoim ciałem do kafelek.

~*~

      Chciał w spokoju spędzić wieczór. Czy to tak dużo? Po prostu poczytać jakąś ciekawą ksiązką z dobrym trunkiem. Ale nie! Przecież wiecznie jest potrzebny. Szlag by to wszystko! Gdy miał się brać za zapewne fascynującą książkę, Filch zgłosił mu, że na 2 piętrze w łazience coś się dzieje. Dochodzą z tego miejsca dziwne krzyki i piski. Severus miał nadzieję, że chyba przecież się nie pozabijają nie? No, może się nie lubią, ale bez przesady. Młody Malfoy za bardzo lubił denerwować Gryfonkę i nie pozbawiłby siebie tej przyjemności na dłuższy okres czasu. Jednak, gdy wszedł do pomieszczenia, obraz, który zobaczył przeszedł jego najśmielsze wyobrażenia. Jego wychowanek leżał na Granger i namiętnie ją łaskotał. Ta zaś wiła się i błagała go by przestał. Odchrząknął znacznie sprowadzając siebie i dwójkę prefektów na ziemie. Malfoy zerwał się na równe nogi. Hermiona zaś spokojnie wstała i oparła się o ścianę, próbując uspokoić oddech.

- To nie tak jak profesor myśli, naprawdę wszystko wytłumaczę.- Zaczął Draco opanowanym głosem na pokaz. Z pewnością tą jakże trudną sztukę opanował po Lucjuszu.

-Jaaaasne Draco, rzuciła się na ciebie, nieprawdaż? Ja to wszystko wiem, z resztą widziałem…- dodał. Jednak z trudem przyszło mu powstrzymywanie wrednego uśmiechu, który na siłę chciał wypłynąć na jego usta.- Już was tu nie ma, jutro o tej samej porze. I obyście się nie spóźnili.- Warknął, a jego uczniowie opuścili z prędkością światła miejsce zbrodni i jego małego, osobistego zwycięstwa.- Przegrałeś Lucjuszu…- Syknął do siebie i ruchem różdżki oczyścił pomieszczenie i odesłał wiadra do Filch’a.

~*~

      Każdy szlaban wyglądał mniej więcej tak samo. Zaczynali sprzątać pomieszczenie na początku się do siebie nie odzywając. Później rozmawiali ze sobą, wymieniali poglądy, albo kłócili się. Jednak te kłótnie były dla nich swoistą formą rozrywki. Obydwoje przyzwyczajali się do swojej obecności i pasowało im to. Nawet zaczęli spędzać ze sobą czas, gdy nie musieli. Oczywiście pod kurtyną wzajemnej „nienawiści”.

~*~
Dzień 12, po lekcjach


- Granger, ja Ci dobrze radzę zamiataj stąd… To mój stolik.- Oświadczył blondyn wchodząc do biblioteki z rolkami pergaminu. Gryfonka nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi uzupełniając luki na w eseju.- Mówię do ciebie! Czyżby kłaki na głowie przysłoniły uszy?- Nic zero odzewu. Ślizgon fuknął wkurzony. Przecież nikt nie ma prawa go ignorować! Ot, co! Huknął pięścią o stolik i rzucił papiery. Przestraszona Gryfonka podskoczyła do góry.

- Malfoy całkiem na mózg Ci padło!? Co ty wyprawiasz?- Hermiona zaczęła składać swoje rzeczy na bok, by blondyn mógł się przysiąść? Mogła oczywiście wspominać, że w bibliotece byli oni i może sześć innych osób. I zapewne jest wolne jeszcze, co najmniej 4 stoliki.

- Mówiłem do ciebie, a ty nawet mnie nie zaszczyciłaś wspomnieniem.- Warczał pod nosem siadając na miejsce. Hermiona uśmiechnęła się szeroko, wstała od stołu i obeszła krzesło ślizgona tak, by stała z tyłu. Nadal obrażony Draco nie zareagował. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni mp3, włączyła pierwszą lepszą piosenkę i wetknęła słuchawki do uszu blondyna. Draco z początku nie wiedział, co się dzieje. Automatycznie jego ręce powędrowały do góry. Wyciągnął jedną słuchawkę i popatrzył pytająco na Gryfonkę, która właśnie z powrotem zajmowała swoje miejsce.- Co to?

- To są słuchawki… Jak zauważyłeś, gdy wkładasz je do uszu nie słyszysz niczego innego tylko piosenki. Dlatego cię nie usłyszałam.- Wytłumaczyła.

- I ja mam uwierzyć, ze przez dwa kabelki leci muzyka? Proszę cię Granger…- Potraktował ja spojrzeniem pełnym litości i pokręcił głową na boki.

- Nie do końca. Tu masz takie pudełeczko z guzikami. To właśnie stąd leci muzyka. Wkładasz baterie i proszę…

- Sprytne…

Gdyby któreś z prefektów naczelnych obróciło się w stronę regałów z książkami starożytnej magii, zapewne ujrzeliby niedowierzającą minę Lucjusza Malfoy’a. Przecież Narcyza go zabije! 1500 Galeonów nie chodzi ulicą! A z resztą! Do diabła z Narcyzą! To już nawet nie chodzi o pochodzenie tej dziewuchy! Naprawdę! Ale świadomość, że mogłaby przerwać tradycyjną biel włosów Malfoy’ów! Na samą myśl coś ściskało go w żołądku. Ech, chyba będzie musiał interweniować…

~*~

Dzień 15, szlaban

Sprzątanie szło im coraz lepiej. Do czasu aż Draco nie wpadł na pomysł pożyczenia różdżki od swojego kumpla. Tak, więc po 10 minutach byli po robocie. Hermiona czekała na blondyna na wieży astronomicznej. Była dopiero 9.00 A Snape miał przyjść po nich o północy. Noc była naprawdę przepiękna. Wesoło migające gwiazdy tańczyły wśród spadających meteorytów. Księżyc przyglądał się sobie w tafli Hogwarckiego jeziora.

- No to mamy wolne Granger…, Ale się naharowałem…- Westchnął i otarł niewidzialny pot z czoła.- Co robimy?

-Nie wiem… Mam takiego lenia dzisiaj, że nawet nie dotknęłam żadnej ksiązki…

- Piszcie do Proroka!- Powiedział z niedowierzaniem Malfoy.- Wiesz, co? Ale i tak ci nie wierze…- Hermiona wzruszyła ramionami.

- Twój problem…- I z powrotem odwróciła się w stronę Zakazanego Lasu.

- Mam pomysł!

- Aha… I się zaczęło…

- Nie Granger to bardzo dobry pomysł…

- Jest coraz gorzej…- Jęknęła

- Oj nie jojcz tylko mnie posłuchaj.

- Zaczynasz się rządzić!

- Nie rządziłbym się gdybyś mnie słuchała!

- No oczywiście!

- Posłuchasz w końcu?

- A dasz mi później spokój?

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie…

- JA mogę..

- I to ja się rządze?

- Och, no, czego chcesz?

- Zagrajmy w butelkę.

- Zapomnij!

- Dlaczego!?  Ej… Czekaj, czekaj… Tchórzysz Granger… Ty się boisz…

- Niczego się nie boję! I nawet nie mamy butelki

-Po co ci butelka? Jest nas dwoje. Pytania lub wyzwania będziemy zadawać na zmianę. To jak?

- Niech ci będzie!

      Obydwoje rozsiedli się na wieży astronomicznej. Draco wyczarował poduchy, żeby mieli, na czym siadać i detektor prawdy. Wszystko robił w zastraszająco powolnym tempie, obserwując reakcję Gryfonki.

- Nie pokój to ty masz wymalowany na twarzy…- Uśmiechnął się do niej ironicznie.- Ja zaczynam!

- Nie no! Dlaczego akurat ty?

- Ochhh… Niech ci będzie! Zaczynaj ty. Pasuje?- Zadowolona brunetka pokiwała głową i zastanowiła się przez chwilkę.

- Mmm.… To ile lat miałeś jak pierwszy raz dostałeś crucio?

- Chyba dokładnie nie jestem ci w stanie powiedzieć, ale jak miałem około 10 lat. Teraz ja… No Granger, bo jestem, straaasznie ciekawy… Jesteś dziewicą?- Gryfonka zarumieniła się dziko i spuściła głowę na dół.

- No przecież to było do przewidzenia! Koniec zabawy! Nie mam zamiaru spowiadać ci się z…

- Granger, wyluzuj… To tylko pytanie jak każde inne… Krótka piłka tak czy nie… Nie masz powodu do takich wielkich bulwersacji. Z resztą to działa tez w drugą stronę…

- Jest tyle pytań, a ty wyskakujesz mi akurat z tym!

- Granger, albo odpowiadasz, albo za chwilę sam sprawdzę..- Ostrzegł.

-Nie zrobisz tego!

- Chcesz się przekonać?- Hermiona wzięła kilka głębszych wdechów i spojrzała chłopakowi w oczy.

- Tak…

- Co!?

- Co, co? Chyba chciałeś wiedzieć.

-, Ale że mam sprawdzić?- Zapytał głupio a Hermiona pokręciła litościwie głową.

- Nie Malfoy, niczego nie masz sprawdzać. To jest po prostu odpowiedź na to pytanie. Na twoje pierwsze pytanie.- Poprawiła się. Gdy pierwszy szok minął, Hermiona zadała kolejne pytanie.

- No to teraz pan Malfoy przyzna mi się ile to już Hogwartu odwiedziło twoje łóżko? – Blondynowi mina zrzedła, ale odpowiedział.

- Hm… Jakieś ¼ puchonek, połowa ślizgonek i z ⅓ krukonek. Ale za to było kilka gryfonek…

-Nie wierze!

- No to zapytaj Brown po balu wrześniowym dwa lata temu albo jednej z Patil rok temu…- Powiedział z wrednym uśmieszkiem. Reszta pytań była w miarę normalna. Wyzwań nie zadawali. Po prostu chcieli się jak najwięcej o sobie dowiedzieć nawet nie wiedzieli, kiedy ten czas tak szybko zleciał. Przerwał im Filch, który oznajmił, że mogą już pójść do swoich pokoi. Pożegnał ja krótkim buziakiem w policzek i rozeszli się do swoich domów.

~*~

Gabinet Snape’a

- Masz to skończyć, ale już!- Wykrzyczał blondyn w twarz Mistrzowi Eliksirów.

- Przecież nic nie robię…

- Ty wiesz, o co mi chodzi! Zostaw mojego syna w spokoju.

-, Ale to on sam lgnie do panny Granger. Przecież go nie zmuszam.- Postrach Hogwartu był opanowany i spokojnie odpowiadał na wszystkie pytania. A w środku jego kiszki wystrzeliwały konfetti! Wygra!

- Czyli jednak moje wnuki będą  ciemne…- Powiedział załamany Malfoy Senior i zostawił osłupionego Snape’a samego.

~*~

Dzień 30.- Ostatni dzień szlabanu. Teoretyczna wygrana Snape’a.

Hermiona leżała w łóżku Dracona i wpatrywała się w baldachim. Draco poszedł po ich różdżki do Snape. Nie wierzyła, że przez jeden miesiąc tyle się zmieniło. Całe życie przeskoczyło o kilka rozdziałów do przodu, których ona nie przeczytała. Teraz nie mogła się w niczym odnaleźć. Ale znalazła go. I wszystko powinno być już dobrze.

Dwa lata później.- Kościół Świętej Augustyny.

- Czy ty Draconie Lucjuszu Malfoy bierzesz sobie za żonę, o to tę Hermionę Jane Granger i ślubujesz jej miłość wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuścisz jej aż do śmierci?

- Tak.

- Czy ty Hermiono Jane Granger bierzesz sobie za męża o to tego Dracona Lucjusza Malfoy’a i ślubujesz mu miłość wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuścisz go aż do śmierci?

- Tak.

- Na mocy nadanego mi prawa możecie się pocałować.

Zaproszenie dostał również Postrach Hogwartu, który stał obok Lucjusza w swojej nieśmiertelnej czerni.

- Wygrałem!

~*~

Rodzinny Album Państwa Malfoy:

Początki : )


Hermiona i Draco Malfoy 


Rosalie Malfoy 


Eric Malfoy






Wszyscy siedzieli na kanapie przeglądając te zdjęcia. Lucjusz podciągnął nosem i obrzucił spojrzeniem Rosalie.

- Chodź do dziadka, skarbie!- Pięciolatka podbiegła do dzidziusia i zaczęła mu się wspinać na kolana.- Może jednak mama zgodzi się na przefarbowanie włosów?- Wszyscy wybuchli śmiechem a mała Rosalka pokręciła głową.

- Wiesz dziadziusiu? Ja lubię swoje włosy, ale jak lubisz białe, takie jak ty, to Eric ma podobne…

- Nie słonko. Twoje włoski też lubię, ale spytać się też mogę, prawda?- Dziewczynka z zapałem pokiwała główką.

- Pójdę pomóc babci. Eric potrafi być nieznośny… Mama mówi, że ma to po tacie…
Lucjusz uśmiechnął się szeroko i dodał.

- A tata ma po babci.- Wnuczka zmierzyła dziadzia podejrzliwym spojrzeniem i ruszyli do ogródka.


Tym czasem Draco z Hermioną nadal przeglądali zdjęcia.

- Uwielbiam ten nasz album!- Oznajmił Draco.

- Wiesz kochanie… I tak będziemy musieli go powiększyć…- Dodała znacząco i pogładziła się po brzuchu.

- Oby to był chłopak.- Powiedział rozmarzony pan Malfoy.

- Dlaczego akurat chłopak?!- Zapytała oburzona Hermiona.

- Słonko, ja się już martwię jak tu chronić naszą księżniczkę przed tymi niewyżytymi rasami. Nie dam rady bronić dwóch na raz…

- I kto to mówi…- Hermiona nie skończyła mówić, bo Draco uciszył ją. No, uciszył ją bardzo skutecznie. : )