piątek, 9 sierpnia 2013

30. Mam czyste sumienie, nigdy go nie używałem...



Hej! 
Notka ze specjalną dedykacją dla 

La Tua Cantante-. Mojej bety. Mam nadzieję, że ze mną wytrzyma :D To właśnie dzięki niej powstał nowy rozdział. Bardzo pomogła mi z tą notką, ponieważ jest autorką opisu napadu na wioskę. :) Dziękuję Ci ślicznie! 
Pozdrowienia z tego miejsca dla jedynej w sowim rodzaju Lili :)
I Tym razem czekam na 7 komentarzy, bo w przeciwnym razie notka nie pojawi się. Bardzo mi przykro, że muszę w ten sposób oto Was prosić, ale nie mam innego wyjścia...
Pozdrawiam,
Wasza Rouse :*



~*~

     Ile emocji może być w jednym człowieku na raz? Gdyby ktoś spojrzał mu teraz w oczy, zobaczyłby niesamowity ból, smutek, żal i gorycz. W tafli ciemnych obramówek czaiła się nienawiść i chęć zemsty. Brązowe tęczówki zasłaniały rzęsy zmrużone w złości. Wreszcie ją znalazł…

~*~

      Kolejny raz wróciła późno do domu. Święta zbliżały się nie ubłagalnie, a ona nie chciała w tym uczestniczyć. Potrzebowała go. A on? Skutecznie ją ignorował. Pustka w jej sercu powoli zapełniała się uczuciem, z którym wcześniej się nie spotkała. Nie mogła już na niego patrzeć. Ten chłód i egoizm przetłaczał ją. A chciała tylko jego bliskości. Czy to tak wiele? Tak jak myślała zastała go w salonie w towarzystwie Whisky. Patrzył na nią tym pustym spojrzeniem, które obarczało ją w najbardziej okrutny sposób. Nie wytrzymała, a po jej policzkach zaczęły toczyć się łzy. Bo ile razy można podnosić się z upadku? Skołatane nerwy i zmęczone serce z czasem po prostu się buntuje.

Niczym niebo i ziemia.
Dwa światy nie do połączenia.
Niektórych ludzi się nie docenia.
A przecież to życie i świat ich zmienia.
Jednak zostają uprzedzenia.
I marzenia nie do spełnienia. 

      A on? Nic nie zrobił. Po prostu siedział na tym pieprzonym fotelu. Popijał szkarłatnego płynu i patrzył na nią. Nie radził sobie z samym sobą. Nigdy wcześniej się z tym nie spotkał, więc postanowił ignorować to, z czym nie umiał się dogadać. Zapijał męczące wyrzuty sumienia i spojrzenia rzucane mu przez jej przyjaciół. Bo on miał jej pomóc. Jak miał pomagać innym skoro nie potrafił pomóc sobie? No, bo gdzie podziała się ta wyszczekana, przemądrzała Panna Wiem To Wszystko? Patrzył spokojnie jak po jej policzkach płyną łzy. Dlaczego płakała? Skąd on miał wiedzieć!? Bo jej się do cholery płakać chciało! Nie jest jakimś ekspertem od psychiki ludzkiej! Uciekła do pokoju z płaczem. No i dobrze, jutro jej przejdzie…

~*~

Byłeś niedoceniony,
W końcu zostałeś zauważony.
Jesteś przekonany, że z odpowiednim przygotowaniem.
Zdobyć świat.- Jest małym wyzwaniem.
Pokierować ludźmi i zdobyć ich szacunek.
Jest to do osiągnięcia jedyny warunek.

      Uwielbiał tych ludzi… Wszyscy byli pełni werwy do zabijania. Każdy miał sto jeden pomysłów jak zrujnować Potter’owi życie. Uwielbiał słuchać ich wywodów. Ale to nie na Potterze chciał się zemścić. Tym razem na celowniku miał młodego Malfoy’a i jego szlame. Chcieli wojny, to będą ją mieli.

 

- Miasteczko Cambridge…- Zwrócił na siebie uwagę pozostałych.- Widzę, że muszę zaspokoić Wasze żądze. Co prawda mam większe ambicje, ale na początek małe miasteczko powinno Wam wystarczyć.

 

- Kiedy?- Zapytała obojętnie Alecto, udając, że w ogóle jej to nie obchodzi.

 

- Jutro… Mugole mają sentyment do… świąt…- Słowo „święta” wypowiedział takim samym tonem jak wypowiadał „Potter”. Wszyscy w pomieszczeniu ryknęli głośnym śmiechem.


      Siedział kącie Sali. Czuł, że tu nie pasował. Jego pan miał od teraz innych pupilków. A on? Stał się nie potrzebnym pionkiem w grze. Ale go się tak szybko nie pozbędą. Za dużo wie. Przyjaźni się z ludźmi, których zaufanie jest w stanie zdobyć tylko on.

Po trupach do celu.
Takich jak ty jest wielu.
Czy będziesz w stanie się wyróżnić,
Musisz uważać, by się nie spóźnić…
Teraz zabijanie to nie taka trudna sztuka
Ponieważ do każdego serca nienawiść puka.

      W skupieniu słuchał kolejnych wywodów. Z tego, co powiedział mu Rookwood, wywnioskował, ze nie będzie mógł być na święta w domu. Ale czy oni będą za nim tęsknić? Przecież do Wigilijnego stołu przysiada się sam minister. Prychnął cicho pod nosem, leżąc w swoich prywatnych kwaterach. To już jutro… Jutro mieli napaść na miasteczko pełne mugoli i dzieci. No to będzie ubaw.- Pomyślał rozgoryczony i wtulił twarz w poduszkę. Pan byłby niezadowolony, gdyby nie dysponował odpowiednią ilością sił.

A gdyby cofnąć czas
W odpowiednim momencie powiedzieć „pas”
Zmyć z siebie niewinną krew i dziecięce łzy
By nikt nie powiedział o nim, że jest zły
W człowieku starte nadzieje
W historii zapisane dzieje
Z każdej wojny, nienarodzone ofiary
Bo okrucieństwo nie zna swojej miary…

      Obudził go hałas. Dobiegał on z Sali Głównej. Na początku nie wiedział, co się dzieje. Dopiero później wydarzenia z poprzedniego dnia uderzyły w niego z podwójną siłą. Sięgnął po różdżkę, doprowadzając się do porządku. Spojrzał w lustro i na jego twarzy pojawiła się maska obojętności i pustki. Uśmiechnął się ironicznie do swojego odbicia. Show must go on… A żadnego przedstawienia jeszcze nie opuścił…

      Gwar, jaki panował w pomieszczeniu był nie do opisania. Dało się słyszeć śmiechy, rozmowy, przekleństwa i coraz to bardziej okrutne pomysły na pogrążenie ludzi. Zeszedł po schodach wzrokiem szukając swojego pana. Wczoraj napisał raport, który miał oddać w trybie natychmiastowym. Ruszył w kierunku przeciwległych drzwi, gdy nagle ktoś zagrodził mu drogę.

- Witam pana Generała! Wesołych!- Przed nim stał Andres Nott. Pamiętał go jeszcze ze szkoły. Zabił jego starszego brata jeszcze za czasów pierwszej wojny. Był to na pozór wesoły brunet o wściekle zielonych oczach, które wyrażały chorą fascynację mordem.- Nie ma mnie przez chwilę Weasley, a ty z zdrajcy krwi przeistaczasz się w generała u Rookwood’a… No, godne podziwu…

- Bywa…- Zbył go szybkim krokiem odchodząc. Nie chciał z nim rozmawiać. Miał wystarczająco dużo spraw na głowie. Znalazł go u siebie w „gabinecie” przy szklance z Ognistą.- Panie mam raport.- Mówiąc to skłonił się nisko. Rookwood niechętnie podniósł głowę z nad papierzysk i spojrzał na swojego sługę.

- Dobrze, przygotuj ich. Wyruszamy. Tu masz lokalizacje teleportacji. A! I żadnych buntów.- Warknął. Weasley wstał i żegnając się z Augustusem, poszedł rozdać karty z lokalizacjami.

Wojna żniwa swoje zbiera.
Krwawa lawina wszędzie dociera.
Jednak, gdy zabija się dla zabawy.
Koniec każdej walki jest mniej ciekawy.
Bo tak naprawdę nic nie wnosi…
A smutek i łzy w każde serca przynosi…



Miasteczko było rzeczywiście malutkie. Równie dobrze mogłoby uchodzić za troszkę większą wioskę. Domu z drewna, stodoły pełne siana. Idealny obiekt do ataku. Jeden rozkaz a cały obszar spłonąłby w mgnieniu oka. Jednak to byłoby za proste. Za mało cierpienia widzieliby w oczach tych ludzi. 

     Rookwood wyraźnie zaznaczył, że masakra tej wioski ma być spektakularna. Ron wiedział, co ma robić by zadowolić swojego Pana. Kazał żołnierzom porozdzielać kobiety od mężczyzn, którzy mieli patrzeć jak ich, żony, matki, córki, siostry, są gwałcone, a później zabijane w najokrutniejszy sposób… o nie, tym razem nie będą zabijali za pomocą zaklęć.. W ruch poszły miecze, siekiery. Co raz to oryginalniejsze tortury?.

      W tym momencie uwagę Rudzielca przykuła scena odgrywająca się pod jednym z domostw.. Facet wyrywający się spod uścisku Notta, ciało sponiewieranej brunetki i mała dziewczynka, która nie miała nie więcej niż 13 lat.. Była to słodka blondynka, o dużych niebieskich oczach.. W tym momencie jej ojciec został skrępowany niewidzialnymi linami, jednak Ron nie miał sił upominać współtowarzysza o używanie magii.. Był ciekawy, co planuje Nott.

      Dziewczynka przerażona patrzyła na ciało matki. Przed oczami miała jeszcze obrazy, których nie zapomni do końca życia.. Jej naga matka.. Facet a raczej zwierzę, które ją śliniło.. Słyszała jej krzyk.. Nagle poczuła, że ktoś ją szarpie.. Poczuła zrywane ubranie.. Spojrzała na ojca i widziała panikę w jego oczach.. Nie rozumiała, o co chodzi… Jednak, gdy spojrzała w twarz swojego oprawcy zrozumiała.. Widziała w nich czysty obłęd, szaleństwo pomieszane z pożądaniem.. A ona miała służyć temu by je zaspokoić.. To było ostatnie, co pamiętała gdyż zemdlała.. Ale Ron widział wszystko. Nagą dziewczynkę, którą

      Nott przywiązał tak, by nogi miała w rozkroku, a ręce uniesione wysoko u góry.. Widział jak zdejmuje pas, który następnie rozdzierał skórę dziewczynki… Słyszał jej krzyk przypominający krzyk niewinnego zwierzęcia..  Kiedy była już nieprzytomna Nott obudził ją. Chciałby podczas stosunku była świadoma, tego, co się dzieje. Chciałby patrzyła w oczy swojemu ojcu.. I tak się stało.. Zgwałcił ją w najokrutniejszy sposób.. Chciał więcej, ale Ron nie mógł już patrzeć dłużej na cierpienie niewinnego dziecka, dlatego rzucił Avadą w jej stronę.

- Co stary, wymiękasz? To tylko mugolka.- Wypowiadając te słowa Nott splunął na ciało zmaltretowanej dziewczynki, wziął nóż i zabił jej ojca. – Oni są tylko wybrykiem natury, Weasley, naszą zabawką. Dobrze ci radzę, zabaw się.

      Ron Weasley w tym momencie uświadomił sobie, jakim potworem się stał. Nie mógł zrozumieć i patrzeć krzywdy innych…
Kiedyś przecież chronił tych ludzi. Chronił ich przed bestiami, którzy pragnęli końca i władzy. Nie chciał tego. On tylko chciał zwrócić na siebie uwagę. Chciałby Ona była blisko niego i w końcu chciał dać im nauczkę.

- KOŃCZYĆ TO!- Wrzask Rookwood’a poniósł się echem przez wrzaski i błagania mugoli. Ron machnął dwa razy różdżką, a cała wioska stanęła w płomieniach. Na niebieskim sklepieniu pojawił się czarny obłok, który uformował się w wielką czaszkę, z której wyłaniał się wąż.  Po chwili wszyscy się deportowali, niebo, które było świadkiem wszystkich okrucieństw zaczęło gasić własnymi łzami pola. Z czasem zostały po nich tylko zgliszcza.

~*~

      Przed oczami miał przestraszony wzrok małej blondynki i jej wielkich, przestraszonych oczu. Zabił ją. Zabił dziecko, które nigdy już nie pozna smaku dorosłego życia.

Miłość dziecka do rodziców, strata dziecka.
Dziecko, które nie zdążyło się dorosnąć.
Dwójka młodych rodziców, którzy nie zdążyli się zestarzeć.
To właśnie Ci, którym niedane jest doświadczyć ani jednego, ani drugiego, bo śmierć zabiera ich przedwcześnie. Choć, nie… To nie śmierć ich zabrała. To on zesłał na nich taki los.

      Wyrzuty sumienia i krzyki ludzi rozrywało go od środka. Czuł na sobie błagające spojrzenia. Ciche szepty, które nie zostały usłyszane. Ostatnie prośby, które nie zostały spełnione. Teraz, gdy siedział sam w swoich kwaterach ogrom sytuacji go przetłaczał. To był koniec również dla niego. Wstał najspokojniej na świcie z łóżka i podszedł do lustra. Sięgnął po różdżkę znajdującą się w jego kieszeni. A było Boże Narodzenie. Dzień, w którym przebacza się wszystkie błędy i czyny. Może mu też zostanie odpuszczone. Przyłożył sobie różdżkę do gardła. Przez chwile jeszcze przyglądał się sobie w lustrze.

- Wszystkiego najlepszego Ron.- Mruknął do siebie zanim wypowiedział dwa, ostatnie słowa. 

Ciemność pochłonęła rzeczywistość. Nie było niczego. Absurdem rzeczywistości był niebywały spokój. Gdy do pokoju wkroczył Augustus po raport z misji, zastał tylko bezwładnie leżące ciało swojego najlepszego generała.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

29. Demony.



Witajcie :D
Na początek chciałabym zwrócić uwagę na wstęp.
Będzie to walka. Jest ona opisana w dziwny sposób.
Ale posiada drugie dno.
Proszę Was o to, byście czytając zwrócili na to uwagę.
Jeśli kogoś to interesuje,  to notkę pisałam do muzyki Requiem- Of a dream  :D
Rozdział dedykuję Lili oraz Aelicie . Dziękuję Wam dziewczyny :*
Tym razem się nie rozpisuję. :P
Pozdrawiam,
Wasza Rouse :* <3

~*~

Walka dwóch demonów.
Dwóch bestii.

      Jedna postać spowita w czarnej mgle. Okryta tajemnicą i bólem. Cierpieniem i pustką śmierci.  Nigdy nie zaznała szczęścia ani miłości. Prowadzona nienawiścią do ludzi i świata. Ukrywana, poniżona i obdarta z godności. Jedynym jej prawem był nie istniejący niebyt.

      Drugi cień skąpany w bieli. Z dala od chaosu i cierpienia. Obrońca dobra miłości i wszystkiego co żyje. Utrzymywana w każdym odcieniu bieli i w każdej żyjącej istocie. Emanowała radością i zrozumieniem dla każdego. Bo każdy zasługuje na druga szansę. Nikt nie zostaje sam na polu bitwy.

      Stali naprzeciw siebie. Patrzyli sobie w oczy doszukując się prawdy. Prawdy kłamstwa, które niszczyło wole i budowało napięcie. Raz po raz rzucali w siebie spojrzeniami, które dostarczało tyle niezrozumienia i bólu. Cierpienia tworzyło wodospady, które z nienawiścią biły o klify nadziei. To bitwa.

      Bitwa na śmierci i życie. I choć jedno żyje dzięki drugiemu, któreś musi poczuć smak porażki. Zbliżyli się do siebie. Nie chcieli dać po sobie poznać, że powoli słabnął. Honor i duma spokojnie przyglądały się arenie losu. Na trybunach zajmowało miejsce pożądanie, które łączyło zmęczone istoty.

      Rzucili się na siebie raniąc jak nigdy przedtem. Słowami, czynami, gestami. Byleby tylko powalić przeciwnika. Niebieskie sklepienie nie wytrzymało napięcia. Granatowa łuna rozerwała się złotą smugą, deszcz niczym krwawe krople obijał ziemie. Nic nie dało rady ich zatrzymać. Zszargane uczucia błagały o zrozumienie i upragniony koniec. Nic takiego jednak się nie wydarzyło.

      Chmury złączyły  się z ziemią tworząc przeźroczystą mgłę. Ta niczym zasłona oddzielająca walczących, zawisła na hakach grzmotu. Duma, pożądanie, smutek i nienawiść nie zgodzili się na taki obrót spraw. Oni chcieli więcej. Chcieli wygrać. Zerwali mgliste kotary, mobilizując zrujnowane postacie do dalszej walki.

      Demony nie zawiedli ich. Spojrzeli na siebie z trumfem w oczach. Każde wierzyło w wygraną. Nie było innej opcji. Zwycięstwo, ale potępienie. Ostre brzytwy przecinały okrycia. Z istot powoli ulatywały jakiekolwiek emocje, nikt nie chciał w to wierzyć. To był koniec.

      Ostatkami sił podnieśli się z ziemi. Poparci przez własne żądze. Utrzymali się w równowadze tylko po to, by ostatni raz złączyć się w pocałunku pełnym pożądania. Deszcz obmywał ich z win. Ostatni raz tworzyli jedno. Pocałunek zachłanny i wyrażający tyle sprzecznych uczuć i emocji. Gdy zabrakło powietrza, oderwali się od siebie. Patrząc sobie ostatni raz w oczy, opadli na ziemie. Ich istnienie zatrzymało się. Nie miało prawa iść dalej. Dla wszystkich było jasne, że przegrali.

     Od tej pory powstało dobro i zło. Nie potrafiące żyć bez siebie. Bo bez jednego nie ma drugiego.

      Od tej pory również wszystkie uczucia, które stały po obu stronach barykady okrzyknęły się przeciwnościami. Od tej chwili byli równie zagorzałymi wrogami.

Miłość i Nienawiść

Duma i Pogarda

Radość i Smutek

      Byli przeciwnikami, ale jedno dbało o drugiego.
Dbało o to, by z końcem swojego wroga, nie przyszedł koniec ich samych.

~*~

      Obudził się z ogromnym kacem. Głowa mu pękała, a w gardle przeraźliwie suszyło. Udał się do kuchni po eliksir i coś do picia. Ruszył na górę. Chciał znaleźć Granger. Przeszukał dom, ogród i obdzwonił znajomych. Nigdzie jej nie było… Zaczął się denerwować. Ostatnio sprawiała mu same problemy! Sama jej obecność doprowadzała go do szewskiej pasji. Co dopiero jej perfumy czy sposób w jaki się śmiała.

      Ale pomogła mu. To dzięki niej nie czuł się samotny i opuszczony. Tak, nawet on- Draco Malfoy miewał takie dni, w których odechciewało mu się żyć.  Ale podnosił się dzięki alkoholowi. Taki znieczulacz dział na niego kojąco lecz nie na długo. A teraz? Teraz znikła. Ale miał przeczucie, że nic jej nie jest. Po prostu gdzieś poszła i nic mu nie powiedziała! Jakie to dla niej typowe… Westchnął głośno i rzucił się na sofę znajdującą się w salonie. Mebel zaskrzypiał ciężko witając gospodarza. No nic, poczeka sobie na nią, a później sprawi jej lanie.- Pomyślał rozbawiony własną koncepcją.

~*~

      Miała sen. Śnił jej się piękny, mały domek na uboczach Londynu. Natchnięta nietypową intuicją obudziła się z samego rana i postanowiła, że musi odnaleźć to miejsce. Był on niedaleko parku, w którym była z Draco. Dlaczego by nie spróbować? Może wtedy czegoś się dowie… Zeszła na dół. Z holu usłyszała chrapanie. Uśmiechnęła się sama do siebie i wyszła.

      Mogła się deportować, ale nie wiedziała czy sobie z tym poradzi. Z dwojga złego postawiła na zwykły spacer. Po 20 minutach była na miejscu.
Stała przed niewielkim, białym domkiem. W głowie toczyła się zawzięta walka ciekawości i rozsądku.

      Ciekawość zachęcała do wejścia. Przecież w ten dom to odpowiedź na wiele pytań. Może ktoś kto tam mieszka, zna ją na tyle dobrze, by powiedzieć jej coś więcej. Czy sen mógłby powiedzieć aż tak wiele? Czy zwykłe obrazy pojawiające się podczas snu mogą pomóc sobie przypomnieć?

      Rozsądek apelował o… rozsądek? Dziwnie to brzmi… Ale przecież nic nie wiedziała na temat tego miejsca. Nie wiedziała kto tam mieszka. Przecież nie mogła wtargnąć komuś do domu i powiedzieć, że straciła pamięć a to miejsce przyśniło jej się w nocy. Wzięła to za znak i oto jest!

      Pokręciła głową by odgonić niewygodne myśli. Nie ma nic do stracenia. Ciekawość stłamsiła rozsądek, depcząc po nim i rozpychając się rękami i nogami. Kobieta ostrożnie podeszła do małej furtki i ruszyła w stronę frontowych drzwi. Zapukała nieśmiało i zaczęła się rozglądać dookoła. Po chwili w drzwiach stanęła starsza kobieta, uderzająco podobna do niej.

- Hermiona? Dziecko… Wejdź proszę… Gdybym wiedziała przygotowałabym coś!- Zaskoczona weszła do środka rozglądając się.

      Nie przypominała sobie niczego, co mogłoby być związane z tym miejscem. Gdy dowiedziała się, że osoba, którą odwiedziła jest jej matką, coś w niej pękło. Po policzkach płynęły jej łzy, gdy zaczęła opowiadać wszystko co pamięta i wszystko to, co zostało jej powiedziane. Po chwili płakały obydwie. W tym momencie naprawiły to, co zburzyły jakiś czas temu. Choć o tym nie wiedziały, znowu były razem.

~*~

      To spotkanie wlokło się w nieskończoność. Sam minister zwołał wszystkie szczeble prawne oraz instytucje departamenckie. Po ucieczce śmierciożerców w ministerstwo przypominało ul. Nagle wszyscy wzięli się do pracy. W Sali Głównej odbywało się zebranie dotyczące właśnie tych ucieczek. Przy wielkim stole zasiadły same ważne osobistości. Zagościł nawet sam Dyrektor szkoły Czarodziejstwa Hogwart.

       Severus Snape był najbardziej opanowaną osobą w pomieszczeniu. Najbardziej opanowaną i najbardziej rozbawioną osobą w pomieszczeniu. Tak, dokładnie! Bawiły go te wszystkie teorie na temat tego, w jaki sposób uciekinierzy złamali wszystkie formy ochrony. A on się nie odezwał od początku zebrania. Po prostu nie widział w tym sensu. Przecież i tak nikt nie chciał go słuchać a on nie będzie sobie na darmo strzępił języka.

- Ktoś im pomógł. I tu są dwa warianty. Albo mamy szpiega w naszych szeregach albo to ktoś kto już raz był w Azkabanie i uciekł…- Wspaniałomyślnie wydedukowała wdowa Komberg. Była młoda i strasznie przemądrzała. A on nienawidził takich ludzi.

- Brawo Komberg. Właśnie tego się po Was spodziewałem po dwugodzinnych debatach. Normalnie jestem zaspokojony tą wiedzą.- Zironizował zmęczony Mistrz Eliksirów.-  Przecież to jest wiadome od początku zebrania. Skupmy się na tym, czego jeszcze nie wiemy…- Znaczy wy nie wiecie.-dodał w myślach a nagłos powiedział.- Augustus Rookwood. Przeszukajcie jego akta. Sprawdźcie sobie ile siedział w Azkabanie i za co. Przy okazji Komberg dowiesz się za co Rookwood nienawidzi wszystkiego co ma związek z panem Potterem oraz ministerstwem. Zwróćcie uwagę również na to, że niektórzy uciekinierzy to rodzice dzieci, które uczęszczają do Hogwartu. Gdy będą chciały przejść na stronę rodziców, nie dam rady wszystkich uratować.-Nie żebym miał na to jakaś wybitną ochotę.-  A teraz żegnam.

      I zniknął. Na Sali zapanowała niczym nie zmącona cisza. Wszyscy zebrani rozważali słowa wypowiedziane przez Snape’a. Najbardziej zawstydzona była Lena Komberg. Szczerze nienawidziła tego sztywnego, przemądrzałego, przyrosłego nietoperza. Kiedy tylko go spotykała chciała zaimponować mu swoją wiedzą, a ten ciągle ją ośmieszał! Pieprzony ignorant!

- Sprawdzić dla mnie te informacje. Wyniki chcę mieć do końca tego tygodnia. Dowidzenia.- Zakończył formalnie minister. Zebrał notatki i majestatycznym krokiem opuścił pomieszczenie. Taaak… Teraz czas na małe rendez-vous z butelką Whisky…

~*~

       Czekał na nią siedząc w fotelu. Powoli zaczął się denerwować. Było już 22, a jej ciągle nie było. Nawet alkohol poszedł w odstawkę. Po piętnastu minutach usłyszał skrzypnięcie zamka w drzwiach. Odetchnął głęboko i wbił oczy w framugę. Po chwili pojawiła się tam ładna brunetka o czekoladowych oczach. Spokojnie ściągnęła płaszczyk i szal. Zdjęła kozaczki i już miała ruszyć w stronę swojego pokoju, gdy usłyszała chrząknięcie. Spojrzała w tamtą stronę i napotkała wściekłe tęczówki blondyna.

-Jak miło, że zawitałaś w moich skromnych progach…-Wywarczał i podszedł do niej.

-Ja… Ja tylko…- Jąkała się nie wiedząc co powiedzieć.

-Ostatni raz, rozumiesz…?- Syknął jej do ucha. Spojrzał jej w oczy z dziwnym błyskiem w oczach. Pocałował ją zachłannie. Poczym zostawił ją samą w pustym przedpokoju.

czwartek, 1 sierpnia 2013

28. Narkotyk



Cześć!
W końcu udało mi się napisać kolejny rozdział.
Nawet nie będę wspominać o jego jakości…, Ale jest.
Teraz krótka reklama :D
Chciałabym zaprosić Was na zapoznanie się z twórczością jednej z moich czytelniczek, a mianowicie http://ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com/
Bardzo mi się podoba koncepcja tworzenia. Jest, co poczytać, a i można się pośmiać :P
Ostatnio, Lili zrobiła mi małą reklamę, wiec poczułam się zobowiązana. :D
A i jeszcze jeden blog! Co prawda nie jest to Dramione, ale jest genialny. http://parodia-hp-aelity.blogspot.com
Cudowna parodia na poprawienie humoru :D.
To już ostatnia reklama :P
Słuchajcie, tego bloga odkryłam niedawno :D. http://pokochac-lotra.blogspot.com/  Cudowne Dramione, naprawdę polecam.
Mam nadzieję, że nikt nie czuje się poszkodowany, ale dziewczyny sobie na to zasłużyły : )

Jak zawsze dziękuję Wam ślicznie za komentarze po poprzednią notką i pokornie proszę o następne :D
Nie przedłużam :D.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam, Wasza Rouse :*

~*~

     Bezradność i poczucie winy. Nie mógł sobie poradzić z tymi uczuciami. Były mu obce… A teraz przez jego nieuwagę z Azkabanu uciekło ponad pięćdziesięciu najgroźniejszych zwolenników czarnej strony. Ktoś im musiał przewodzić. Czyżby Voldemort znowu powrócił? To chyba już niemożliwe, co? Zdjął okulary i przymknął oczy… Ma pieprzoną posadę ministra i nie może nic z tym zrobić! Jego najbliżsi dalej byli w niebezpieczeństwie. Zaklął siarczyście i cisnął pustym kieliszkiem o ścianę. Merlinie, był największym idiotą na świecie, jeśli myślał, że będzie w stanie ochronić wszystkich. Choć Dumbledore zawsze przypominał mu, że nie ma wygranej bez ofiar, a z czasem poświęca się te, które są najbardziej znaczące.

~*~

      Ranek przyszedł za szybko. Przerwał to, co więcej mogłoby się nie powtórzyć. Niczym cichy zabójca niszczył nadzieję. Grube kotary chroniły przed jego czynami, jednak bezlitosne promienie dnia były zbyt silne. Gdyby ktoś teraz wszedł do pewnego pokoju, z całą pewnością pomyślałby, że w łóżku śpi dwójka kochanków, która od dłuższego czasu nie miała ze sobą kontaktu. Jednak prawda była bardziej skomplikowana i… bolesna?

     Poruszyła się lekko upewniając, że nie jest sama. Ktoś ja bardzo mocno przytulał, a ona obejmowała go równie silnie. Otworzyła lekko oczy, by narazić czekoladowe tęczówki na konfrontacje z promieniami słonecznymi. Podniosła wzrok i ujrzała spokojnie śpiącego blondyna. Wspomnienia z zeszłego wieczoru wróciły ze zdwojoną siłą. Wyplatała się z żelaznego uścisku i bezszelestnie opuściła pokój. Czemu czuła się winna? Wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju.

Nie każdą pustkę da się zapić.

Nadzieja umiera ostatnia…

     Zeszła ostrożnie po schodach i skierowała się do kuchni. Poczuła, że robi jej się słabo. Podparła się o blat kuchenny, by nie usunąć się na ziemie. Przed jej oczami zaczęły mozolnie przewijać się obrazy. Stado hipogryfów pędzących po korytarzach jej umysłu nie dało się zatrzymać. Przebłysk wspomnień uderzył w nią tak nagle, że mimowolnie zakręciło jej się w głowie.

~*~

„- Wiesz, że traktuję cię jak siostrę?- Zapytał przytulając ją do siebie. Siedzieli na trawie pod ogromnym drzewem, które dawało schronienie przed słońcem.

-Wiem Harry…, Ale… Jeśli on mówi prawdę?- Podniosła zamotany wzrok na mężczyznę o kruczoczarnych włosach.

- Zawsze wierzysz w wyższe dobro. Nie mam pewności, Miona. Z czasem coraz mniej wiem…

- Ja mu ufam… Każdy zasługuje na drugą szansę, każdy ma prawo do spokojnego życia bez względu na jakąkolwiek przeszłość.- Chciała mu pomóc. Bo na to zasługiwał? Nie…, Bo tego potrzebowało jej głupie serce…- Mnie nikt nie przekreślił…- Dodała po chwili, patrząc z nadzieją w oczach.

- On ciebie przekreślił… I nie miał przy tym skrupułów.- Oznajmił twardo mężczyzna, dając jej do zrozumienia, że definitywnie zakończył rozmowę.”

~*~

     Ból głowy ustał, a ona nadal stała w kuchni, opierając się o blat. Rozejrzała się pustym wzrokiem po pomieszczeniu, aż nie napotkała mężczyznę stojącego w progu kuchni. Przyglądał się jej uważnie z pytaniem w oczach. Pokręciła głową i usiadła na krześle. Czuła na sobie jego wzrok. Nie mogła tego wytrzymać. Natarczywe uczucie połączone z wyrzutami sumienia nie dawały jej spokoju. Zerwała się z miejsca i szybkim krokiem skierowała się do wyjścia. Gdy myślała, ze właśnie jej się udało, silne ramiona oplotły ją w talii. Poczuła jak mężczyzna podnosi ją do góry i sadza na stole. Spojrzała na niego spod byka i zmrużyła oczy. A on dalej ją obserwował. Spuściła wzrok wpatrując się w jego tors. Po chwili poczuła jak Draco podnosi jej podbródek, a w niej aż zawrzało.

-, Czego ty ode mnie chcesz człowieku?!- Warczała próbując się wyrwać. Oczywiście jej starania nie dały pożądanego efektu, więc niczym mała dziewczynka wydęła usta w geście obrażenia i spojrzała na niego wściekle.

- Ty mi powiedz…- Spokój w jego głosie ja przerażał. Był taki nienaturalny, wręcz sztuczny. W jego nie dostrzegła żadnych uczuć. Niczym dwa kamienie w porcelanowej lalce. Nie odbijało się w nich nic, prócz światła. Skapitulowała trochę, czując wstyd i współczucie.

- Przepraszam…- Wyszeptała, a jednak miała wrażenie, że powiedziała to zdecydowanie za głośno. Skinął głową.

- Powiesz mi, co się dzieje?- Zawiesił głos jakby w dobieraniu słów.- Znalazłem dla ciebie nauczyciela. Pomoże ci odzyskać pamięć.- Jej oczy zabłyszczały w dziwny sposób. Przytuliła się do niego i cmoknęła w policzek. Podniósł kpiąco jedną brew i uśmiechnął się ironicznie.- Tylko tyle? Naprawdę, Granger?- Wyszeptał jej prosto w usta. Nie czekał na odpowiedź. Po prostu wpił się w jej usta. Wiedział już wtedy w labiryncie… Przepadł. Uzależniał się od niej przez cały pobyt w domu. Każdego dnia coraz bardziej. A wtedy w ogrodzie przedawkował. A teraz, by utrzymać się przy życiu, musiał zażywać życiodajne dawki. I nie… Nie zakochał się. On po prostu ją przedawkował…

-Yhmyy…- Usłyszeli głos dobiegający z frontowych drzwi.- Malfoy, możesz się od niej odkleić?

~*~

      Kwatera Casa De La Muerte była położona na jednej z wielu wzniesień. Maskowały ją wielkie drzew i gęste lasy. W Anglii na pozór było trudno o takie miejsca. Jemu zaś nie sprawiły wiele problemu. Nazwę wymyślił sam. Teraz stał na środku wielkiej sali, obserwując swoich sprzymierzeńców. Każdy wpatrywał się w niego z wdzięczności zamaskowaną obojętnością. Wiedział o tym.

- No przynajmniej było wesoło.- Zagadnęła Bellatrix i rozsiadła się na jednym z wielu krzeseł.

- Tak uważasz Bello?- Alecto nie podzielała entuzjazmu koleżanki.- Ilu zabiłaś tym razem?- Zapytała z wyższością w głosie.

- Z czterdziestu, ale nie powinno cię to interesować.- Rookwood przyglądał się z zadowoleniem na swoje dzieło. Udało mu się. Nie było lepszej osoby od niego, nie tym razem.

- Spokojnie. Zachowajcie werwę na inną okazję. Już mam zarysy kolejnego napadu. Generał Weasley pomoże mi w przygotowaniach, prawda?- Rudowłosy mężczyzna wyszedł z cienia, nisko kłaniając się swemu panu.

- Oczywiście. Jestem do twojej dyspozycji, panie.- Augustus uśmiechnął się zadowolony z odpowiedzi. Skinął lekko głową i wyszedł, zostawiając swoich poddanych samych.

-Hah! Generał?! Naprawdę Weasley? Zdrajca krwi, przyjaciel samego ministra i chłopak szlamy został Generałem!- Bella syczała go niego, a ostatnie słowo wręcz wykrzyczała mu do ucha. Zdruzgotany mężczyzna odtrącił Lastrange i wyszedł z pomieszczenia.

~*~

     Draco niechętnie oderwał się od dziewczyny odwracając się w stronę intruza. Stał nonszalancko oparty o framugę drzwi. Na jego przystojnej twarzy zagościł wredny uśmieszek. Blondyn odwrócił się jeszcze na chwile do zdezorientowanej kobiety i szepnął jej do ucha.

- Idź na górę, dokończymy później.- Hermiona pokiwała głową i zeskoczyła ze stołu. Gdy już była przy wyjściu szepnęła.

- W snach Draco, w snach.- I wyszła. Malfoy stałby tak jeszcze kawał czasu, ale jego gość nie miał ochoty patrzeć na gospodarza, który teraz wyglądał jak ryba wyjęta z wody.

- Szkoda, że na mnie tak nie patrzysz…- Westchnął głośno, biorąc jabłko, które leżało na stole. Blondyn spojrzał na niego z niechęcią w oczach.

-, Czyli jak?

- Jak Garfield na lazanie…- Podsumował zadowolony z porównania.

- Diable, nie porównuj mnie do kota wyjętego z mugolskiej kreskówki! I do cholery odpuść!- Zaczął warczeć i udał się do salonu. Po chwili wrócił z dwiema butelkami szkarłatnego płynu.

- Niech ci będzie. Pognębię cię jak będę miał do tego okazję.- Wzruszył ramionami i zabrał jedną z butelek.

-, Co wiesz?- Żądza w jego oczach była przerażająco materialistyczna.

- Nie za dużo Smoku, nie za dużo.- Westchnął Zabini, pociągając spory łyk Whisky.

- Wiesz, że to mi nie wystarczy?

- Wiem. Ale obiecałem, a ja nie rzucam słów na wiatr.- Skwitował poważnie.

Już zapomniał jak to jest pić z przyjacielem. Kolejne procenty dodawały odwagi. Obydwoje byli coraz w to lepszych nastrojach i mówili o wiele więcej niż powinni. Jednak pewność, że jeden nigdy nie zdradzi drugiego rozwiewała wszystkie wątpliwości. Gdy już nie byli w stanie rozmawiać, siedzieli w ciszy. Przed kominkiem z kieliszkiem w ręce. Tego mu było trzeba. Wyciszenia. Spokoju, który dawały mu dwie rzeczy. Whisky i Merlinie dopomóż.… I Granger.