Hej!
Notka ze specjalną dedykacją dla
La Tua Cantante-. Mojej bety. Mam nadzieję, że ze mną wytrzyma :D To właśnie dzięki niej powstał nowy rozdział. Bardzo pomogła mi z tą notką, ponieważ jest autorką opisu napadu na wioskę. :) Dziękuję Ci ślicznie!
Pozdrowienia z tego miejsca dla jedynej w sowim rodzaju Lili :)
I Tym razem czekam na 7 komentarzy, bo w przeciwnym razie notka nie pojawi się. Bardzo mi przykro, że muszę w ten sposób oto Was prosić, ale nie mam innego wyjścia...
Pozdrawiam,
Wasza Rouse :*
Wasza Rouse :*
~*~
Ile
emocji może być w jednym człowieku na raz? Gdyby ktoś spojrzał mu teraz w oczy,
zobaczyłby niesamowity ból, smutek, żal i gorycz. W tafli ciemnych obramówek
czaiła się nienawiść i chęć zemsty. Brązowe tęczówki zasłaniały rzęsy zmrużone w
złości. Wreszcie ją znalazł…
~*~
Kolejny raz wróciła późno do domu. Święta
zbliżały się nie ubłagalnie, a ona nie chciała w tym uczestniczyć. Potrzebowała
go. A on? Skutecznie ją ignorował. Pustka w jej sercu powoli zapełniała się uczuciem,
z którym wcześniej się nie spotkała. Nie mogła już na niego patrzeć. Ten chłód
i egoizm przetłaczał ją. A chciała tylko jego bliskości. Czy to tak wiele? Tak
jak myślała zastała go w salonie w towarzystwie Whisky. Patrzył na nią tym
pustym spojrzeniem, które obarczało ją w najbardziej okrutny sposób. Nie
wytrzymała, a po jej policzkach zaczęły toczyć się łzy. Bo ile razy można
podnosić się z upadku? Skołatane nerwy i zmęczone serce z czasem po prostu się
buntuje.
Niczym niebo i ziemia.
Dwa światy nie do połączenia.
Niektórych ludzi się nie docenia.
A przecież to życie i świat ich zmienia.
Jednak zostają uprzedzenia.
I marzenia nie do spełnienia.
A on? Nic nie zrobił. Po prostu siedział
na tym pieprzonym fotelu. Popijał szkarłatnego płynu i patrzył na nią. Nie
radził sobie z samym sobą. Nigdy wcześniej się z tym nie spotkał, więc
postanowił ignorować to, z czym nie umiał się dogadać. Zapijał męczące wyrzuty
sumienia i spojrzenia rzucane mu przez jej przyjaciół. Bo on miał jej pomóc.
Jak miał pomagać innym skoro nie potrafił pomóc sobie? No, bo gdzie podziała
się ta wyszczekana, przemądrzała Panna Wiem To Wszystko? Patrzył spokojnie jak
po jej policzkach płyną łzy. Dlaczego płakała? Skąd on miał wiedzieć!? Bo jej
się do cholery płakać chciało! Nie jest jakimś ekspertem od psychiki ludzkiej!
Uciekła do pokoju z płaczem. No i dobrze, jutro jej przejdzie…
~*~
Byłeś niedoceniony,
W końcu zostałeś zauważony.
Jesteś przekonany, że z odpowiednim przygotowaniem.
Zdobyć świat.- Jest małym wyzwaniem.
Pokierować ludźmi i zdobyć ich szacunek.
Jest to do osiągnięcia jedyny warunek.
Uwielbiał tych ludzi… Wszyscy byli pełni
werwy do zabijania. Każdy miał sto jeden pomysłów jak zrujnować Potter’owi
życie. Uwielbiał słuchać ich wywodów. Ale to nie na Potterze chciał się
zemścić. Tym razem na celowniku miał młodego Malfoy’a i jego szlame. Chcieli
wojny, to będą ją mieli.
- Miasteczko Cambridge…- Zwrócił na siebie uwagę pozostałych.- Widzę, że muszę zaspokoić Wasze żądze. Co prawda mam większe ambicje, ale na początek małe miasteczko powinno Wam wystarczyć.
- Kiedy?- Zapytała obojętnie Alecto, udając, że w ogóle jej to nie obchodzi.
- Jutro… Mugole mają sentyment do… świąt…- Słowo „święta” wypowiedział takim samym tonem jak wypowiadał „Potter”. Wszyscy w pomieszczeniu ryknęli głośnym śmiechem.
Siedział kącie Sali. Czuł, że tu nie
pasował. Jego pan miał od teraz innych pupilków. A on? Stał się nie potrzebnym
pionkiem w grze. Ale go się tak szybko nie pozbędą. Za dużo wie. Przyjaźni się
z ludźmi, których zaufanie jest w stanie zdobyć tylko on.
Po trupach do celu.
Takich jak ty jest wielu.
Czy będziesz w stanie się wyróżnić,
Musisz uważać, by się nie spóźnić…
Teraz zabijanie to nie taka trudna sztuka
Ponieważ do każdego serca nienawiść puka.
W skupieniu słuchał kolejnych wywodów. Z tego,
co powiedział mu Rookwood, wywnioskował, ze nie będzie mógł być na święta w
domu. Ale czy oni będą za nim tęsknić? Przecież do Wigilijnego stołu przysiada
się sam minister. Prychnął cicho pod nosem, leżąc w swoich prywatnych
kwaterach. To już jutro… Jutro mieli napaść na miasteczko pełne mugoli i
dzieci. No to będzie ubaw.- Pomyślał
rozgoryczony i wtulił twarz w poduszkę. Pan byłby niezadowolony, gdyby nie
dysponował odpowiednią ilością sił.
A gdyby cofnąć czas
W odpowiednim momencie powiedzieć „pas”
Zmyć z siebie niewinną krew i dziecięce łzy
By nikt nie powiedział o nim, że jest zły
W człowieku starte nadzieje
W historii zapisane dzieje
Z każdej wojny, nienarodzone ofiary
Bo okrucieństwo nie zna swojej miary…
Obudził go hałas. Dobiegał on z Sali
Głównej. Na początku nie wiedział, co się dzieje. Dopiero później wydarzenia z
poprzedniego dnia uderzyły w niego z podwójną siłą. Sięgnął po różdżkę,
doprowadzając się do porządku. Spojrzał w lustro i na jego twarzy pojawiła się
maska obojętności i pustki. Uśmiechnął się ironicznie do swojego odbicia. Show
must go on… A żadnego przedstawienia jeszcze nie opuścił…
Gwar, jaki panował w pomieszczeniu był
nie do opisania. Dało się słyszeć śmiechy, rozmowy, przekleństwa i coraz to
bardziej okrutne pomysły na pogrążenie ludzi. Zeszedł po schodach wzrokiem
szukając swojego pana. Wczoraj napisał raport, który miał oddać w trybie
natychmiastowym. Ruszył w kierunku przeciwległych drzwi, gdy nagle ktoś
zagrodził mu drogę.
- Witam pana Generała!
Wesołych!- Przed nim stał Andres Nott. Pamiętał go jeszcze ze szkoły. Zabił
jego starszego brata jeszcze za czasów pierwszej wojny. Był to na pozór wesoły
brunet o wściekle zielonych oczach, które wyrażały chorą fascynację mordem.-
Nie ma mnie przez chwilę Weasley, a ty z zdrajcy krwi przeistaczasz się w
generała u Rookwood’a… No, godne podziwu…
- Bywa…- Zbył go szybkim
krokiem odchodząc. Nie chciał z nim rozmawiać. Miał wystarczająco dużo spraw na
głowie. Znalazł go u siebie w „gabinecie” przy szklance z Ognistą.- Panie mam
raport.- Mówiąc to skłonił się nisko. Rookwood niechętnie podniósł głowę z nad
papierzysk i spojrzał na swojego sługę.
- Dobrze, przygotuj ich.
Wyruszamy. Tu masz lokalizacje teleportacji. A! I żadnych buntów.- Warknął.
Weasley wstał i żegnając się z Augustusem, poszedł rozdać karty z
lokalizacjami.
Wojna żniwa swoje zbiera.
Krwawa lawina wszędzie dociera.
Jednak, gdy zabija się dla zabawy.
Koniec każdej walki jest mniej ciekawy.
Bo tak naprawdę nic nie wnosi…
A smutek i łzy w każde serca przynosi…
Miasteczko było rzeczywiście
malutkie. Równie dobrze mogłoby uchodzić za troszkę większą wioskę. Domu z
drewna, stodoły pełne siana. Idealny obiekt do ataku. Jeden rozkaz a cały
obszar spłonąłby w mgnieniu oka. Jednak to byłoby za proste. Za mało cierpienia
widzieliby w oczach tych ludzi.
Rookwood wyraźnie zaznaczył, że masakra
tej wioski ma być spektakularna. Ron wiedział, co ma robić by zadowolić swojego
Pana. Kazał żołnierzom porozdzielać kobiety od mężczyzn, którzy mieli patrzeć
jak ich, żony, matki, córki, siostry, są gwałcone, a później zabijane w
najokrutniejszy sposób… o nie, tym razem nie będą zabijali za pomocą zaklęć.. W
ruch poszły miecze, siekiery. Co raz to oryginalniejsze tortury?.
W tym momencie uwagę Rudzielca przykuła
scena odgrywająca się pod jednym z domostw.. Facet wyrywający się spod uścisku
Notta, ciało sponiewieranej brunetki i mała dziewczynka, która nie miała nie
więcej niż 13 lat.. Była to słodka blondynka, o dużych niebieskich oczach.. W
tym momencie jej ojciec został skrępowany niewidzialnymi linami, jednak Ron nie
miał sił upominać współtowarzysza o używanie magii.. Był ciekawy, co planuje
Nott.
Dziewczynka przerażona patrzyła na ciało
matki. Przed oczami miała jeszcze obrazy, których nie zapomni do końca życia..
Jej naga matka.. Facet a raczej zwierzę, które ją śliniło.. Słyszała jej krzyk..
Nagle poczuła, że ktoś ją szarpie.. Poczuła zrywane ubranie.. Spojrzała na ojca
i widziała panikę w jego oczach.. Nie rozumiała, o co chodzi… Jednak, gdy
spojrzała w twarz swojego oprawcy zrozumiała.. Widziała w nich czysty obłęd,
szaleństwo pomieszane z pożądaniem.. A ona miała służyć temu by je zaspokoić..
To było ostatnie, co pamiętała gdyż zemdlała.. Ale Ron widział wszystko. Nagą
dziewczynkę, którą
Nott przywiązał tak, by nogi miała w
rozkroku, a ręce uniesione wysoko u góry.. Widział jak zdejmuje pas, który
następnie rozdzierał skórę dziewczynki… Słyszał jej krzyk przypominający krzyk
niewinnego zwierzęcia.. Kiedy była już
nieprzytomna Nott obudził ją. Chciałby podczas stosunku była świadoma, tego, co
się dzieje. Chciałby patrzyła w oczy swojemu ojcu.. I tak się stało.. Zgwałcił
ją w najokrutniejszy sposób.. Chciał więcej, ale Ron nie mógł już patrzeć
dłużej na cierpienie niewinnego dziecka, dlatego rzucił Avadą w jej stronę.
- Co stary, wymiękasz? To
tylko mugolka.- Wypowiadając te słowa Nott splunął na ciało zmaltretowanej
dziewczynki, wziął nóż i zabił jej ojca. – Oni są tylko wybrykiem natury,
Weasley, naszą zabawką. Dobrze ci radzę, zabaw się.
Ron Weasley w tym momencie uświadomił
sobie, jakim potworem się stał. Nie mógł zrozumieć i patrzeć krzywdy innych…
Kiedyś przecież chronił tych
ludzi. Chronił ich przed bestiami, którzy pragnęli końca i władzy. Nie chciał
tego. On tylko chciał zwrócić na siebie uwagę. Chciałby Ona była blisko niego i
w końcu chciał dać im nauczkę.
- KOŃCZYĆ TO!- Wrzask
Rookwood’a poniósł się echem przez wrzaski i błagania mugoli. Ron machnął dwa
razy różdżką, a cała wioska stanęła w płomieniach. Na niebieskim sklepieniu
pojawił się czarny obłok, który uformował się w wielką czaszkę, z której
wyłaniał się wąż. Po chwili wszyscy się
deportowali, niebo, które było świadkiem wszystkich okrucieństw zaczęło gasić
własnymi łzami pola. Z czasem zostały po nich tylko zgliszcza.
~*~
Przed oczami miał przestraszony wzrok
małej blondynki i jej wielkich, przestraszonych oczu. Zabił ją. Zabił dziecko,
które nigdy już nie pozna smaku dorosłego życia.
Miłość dziecka do rodziców,
strata dziecka.
Dziecko, które nie zdążyło
się dorosnąć.
Dwójka młodych rodziców,
którzy nie zdążyli się zestarzeć.
To właśnie Ci, którym niedane
jest doświadczyć ani jednego, ani drugiego, bo śmierć zabiera ich
przedwcześnie. Choć, nie… To nie śmierć ich zabrała. To on zesłał na nich taki
los.
Wyrzuty sumienia i krzyki ludzi rozrywało
go od środka. Czuł na sobie błagające spojrzenia. Ciche szepty, które nie
zostały usłyszane. Ostatnie prośby, które nie zostały spełnione. Teraz, gdy
siedział sam w swoich kwaterach ogrom sytuacji go przetłaczał. To był koniec
również dla niego. Wstał najspokojniej na świcie z łóżka i podszedł do lustra.
Sięgnął po różdżkę znajdującą się w jego kieszeni. A było Boże Narodzenie. Dzień,
w którym przebacza się wszystkie błędy i czyny. Może mu też zostanie
odpuszczone. Przyłożył sobie różdżkę do gardła. Przez chwile jeszcze przyglądał
się sobie w lustrze.
- Wszystkiego najlepszego
Ron.- Mruknął do siebie zanim wypowiedział dwa, ostatnie słowa.
Ciemność pochłonęła
rzeczywistość. Nie było niczego. Absurdem rzeczywistości był niebywały spokój.
Gdy do pokoju wkroczył Augustus po raport z misji, zastał tylko bezwładnie
leżące ciało swojego najlepszego generała.
I tak nie wyłapałam wszystkich błędów, jak tu teraz patrzę.xD
OdpowiedzUsuńRozdział jest jak zwykle świetny, szczególnie scena śmierci Rona.:D ja tam bym mu kartonową śmierć sprawiła.
Ciekawe raczej ile Ty wytrzymasz ze mną.:) Dziękuję za dedykację i zapraszam do mnie.:)
:(((((((((((
OdpowiedzUsuńKochana mówiłam już, że jesteś genialna :) Jak sobie to wyobraziłam to aż się popłakałam :( Scena jak gwałcą tą dziewczynkę brrr..... Dziękuję za dedyk kochanie :* La Tua Cantante taka tam kartonowa śmierć xDD porozmawiajmy o tym na gg zapraszam kochana :D Na początku rozdziału płakałam na końcu płakałam w międzyczasie miałam ciarki..... Geniuszu mój drogi czekam na więcej :D :* Wenyyy dużo i jeszcze więcej :D Pozdrowionka :*
OdpowiedzUsuńświetne.:D
OdpowiedzUsuńRozdział drugi na http://jednoczesniedwieosoby.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam ♥
świetne :)
OdpowiedzUsuń