sobota, 25 maja 2013

19. Death, the key to solving the mystery.




Hermiona podniosła się z łóżka, głowa bolała ją niemiłosiernie, nie wspominając o poczuciu winy, jakie na niej ciążyło. Wszystko szło nie tak. Zaczynając od komplikacji w ministerstwie poprzez natrętnego miliardera kończąc na rozprawie, która miała odbyć za nie całe cztery dni. Odwiedziła łazienkę i po 20 minutach pakowała najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Zastanawiając się czy niczego nie zapomniała, usłyszała pukanie do drzwi. Wywróciła oczami, położyła torbę na stół i poszła otworzyć.




- Mogę wejść? Chcę tylko porozmawiać nic więcej.- Zachrypnięty, pełen winy głos. Ile razy już go słyszała? Ile razy ten ton zmiękczał jej serca do tego stopnia, że znów mu wierzyła? Tak bardzo jak to tylko możliwe.
- 10 minut i ani sekundy więcej.- Oświadczyła przepuszczając gościa w drzwiach. Obserwowała jak niepewnie się rozgląda. Czyżby spodziewał się tu kogoś? Niemożliwym było, żeby się przejmował, nie on.
-Chciałem porozmawiać. Słyszałem, ze prowadzisz sprawę Lucjusza Malfoy’a.-  Gdy dziewczyna niezauważalnie przytaknęła głową, kontynuował swoja wypowiedź, cały czas bacznie się jej przyglądając.- Dowiedziałem się o tym nie dawno. Harry miał na biurku papiery i zerknąłem. Byłem ciekawy, dlaczego podjęłaś się tej sprawy. Chcesz bronić, śmierciżerców? Nie pamiętasz jak bardzo cię krzywdzili?- Patrzył na nią z nieopisanym bólem w oczach. W Hermiona się zagotowało, jednak nie dała po sobie tego poznać. Usiadła na blacie w kuchni i spojrzała przelotnie na rozmówcę.
- Harry im ufa, a ja z kolei ufam jemu. Nie mam zamiaru odrzucać spraw przez uprzedzenia. Nie mieszam życia prywatnego z służbowym i doskonale o tym wiesz. Mówisz o tym jak mnie skrzywdzili? A ile razy ty to zrobiłeś, Ron. Ile razy doprowadziłeś mnie do płaczu, patrząc na to z kpiną wymalowaną na twarzy. Wiesz, a pamiętasz może twoje ostatnie stwierdzenie? Było to na peronie Po zakończeniu szkoły…- Chłopak widocznie sobie przypomniał, o czym mówiła Miona, ponieważ zbladł i spuścił głowę na dół.- Jak nie to ci przypomnę, stwierdziłeś, że „ Takie parszywe szlamy jak ja nie wybiją się w śmiecie czarów”. Za to zaproponowałeś mi zmywak w Dworze Malfoy’ów,  chyba, że znajdą ciekawsze zastosowanie czegoś podobnego do mnie.- Po jej policzkach spływały łzy, ale głos był zadziwiająco spokojny. Tak jakby opowiadała całotygodniową prognozę pogody.
- To było po tym jak umawiałaś się z nim i Zabini’m pod koniec roku, czyżby pamięć cię zwodziła?- Uśmiechnął się ironicznie, wspominając.
- Dawałam im korepetycje, w dodatku na prośbę Snepa! Wynoś się stąd, ale już! Nie chcę cię widzieć do końca swojego życia!- Hermiona warczała wyraźnie wyprowadzona z równowagi.
- A myślałem, że przez ten czas zdążyłaś pójść po rozum do głowy no, ale cóż właśnie mnie utwierdziłaś  w przekonaniu, że nigdy go nie miałaś…
- Weasley, czy Granger nie wyraziła się jasno, na temat twojej osoby w jej domu?- Ron i Hermiona odwrócili się w stronę sarkastycznego głosu, który wynosił temperaturę równą panującej na Antarktydzie.
- A nie mówiłem? Jesteś zwykłą szmatą. A ja przyszedłem się pogodzić… No, więc nici z moich dobrych inten.. – W tym momencie Rudy urwał, gdyż blondyn stojący w drzwiach stracił cierpliwość. Hermiona zakryła usta dłonią, a Malfoy po krótkim „zaraz wracam i jedziemy” wyszedł z domu wlokąc ze sobą Weasley’a.  Kobieta pokiwała z niedowierzaniem głową i zeskoczyła z blatu kuchni. Wybiegła na górę po schodach, wprost do łazienki. Próbowała na spokojnie wszystko sobie przemyśleć i uspokoić się. Spojrzała w lustro i zobaczyła cienie pod oczami. Szybko sięgnęła po różdżkę i usunęła wszystkie niedogodności podprawiając makijaż.

Ciemne pochodnie rozświetlały szeroki korytarz. Na ścianach wisiały portrety przodków oddanych Mu ludzi. Posadzka z marmuru błyszczała pod wpływem nikłych promieni rzucanych przez świece. Cień osoby, wysokiego szczupłego mężczyzny odbijał się na każdej powierzchni. Miał dostarczyć niezbędne informacje swojemu Panu. Z gracją zamiatał swoimi szatami podłogę. Doszedł do końca korytarza, zapukał w olbrzymie drzwi trzy razy, w równych odstępach. I czekał… Właśnie w tych momentach dopadały go nikłe wyrzuty sumienia. Czcił człowieka, któremu ufał. Ufał, ale się go bał. Zastanawiał się nieraz, dlaczego mu służył. Po chwili drzwi się uchyliły. Mężczyzna nie pewnie wszedł do środka. Pomieszczenie nie wyglądało zachęcająco. Marmur położony na podłodze, ścianach i suficie. Kominek, naprzeciw którego był ustawiony fotel. Dalej barek z czarnego drewna, poszarpane, ciemne zasłony opadające na ziemię. W niektórych miejscach na ścianach pojawiała się zaschnięta krew. Oświetlenie dawał tylko ogień, tlący się w kominku.
- Wejdź, co cię do mnie sprowadza drogi przyjacielu?- Głos tak oschły i zimny, że aż na ułamek sekundy krew mimowolnie zastygła w żyłach. Jego Pan siedział w fotelu naprzeciw kominka i wpatrywał się w ogień. Oczy były puste i matowe. Nie odbijał się w nich nawet światło dochodzące z paleniska.- Karoldzie, nie krępuj się, wejdź…- Ponaglił go, zauważywszy, ze jego gość nadal stoi w progu.
-Tak Panie.- Pełen uległości głos, który miejscami się załamywał, dostarczał satysfakcji Rookwodowi. Świadczyło to o strachu rozmówcy i on zdawał sobie z tego sprawę.- Twój rozkaz, Panie. Dostałem twój rozkaz…
- Ach tak! Widzisz, ostatnio ptaszki ćwierkały, ze twoja żona spotkała się z szczurami z ministerstwa.. Czy to prawda?
- Ja nie wiem… Panie ja nie wiem, ona nic mi nie mówii….- Mężczyzna upadł na ziemie, kuląc się w spazmach bólu. Krzyk rozdarł komnaty pobudzając każdą, nawet najmniejsza cząsteczkę powietrza. Każda tkanka próbowała wydostać się na, zewnątrz, co spowodował silne drgania na całym ciele. Zdarte gardło nie było wstanie błagać. Zakrwawione oczy nie mogły patrzeć na okrucieństwo. Kończyny odmówiły posłuszeństwa przechodząc własne katusze. Serce biło w szaleńczym tempie nie zdolne się zatrzymać. Płytki oddech utrudniał nabieranie, tak upragnionego powietrza. Łzy płynęły po policzkach, kapiąc na pedantycznie czystą podłogę. Nawet, gdy zaklęcie zostało cofnięte, ból nie ustał. Wręcz przeciwnie pokazał swoje prawdziwe oblicze.
- Wierny sługa kłamie w żywe oczy Panu? Czyżbyś się popsuł drogi Karoldzie? Nie rób tak więcej. Finigusie!- Do sali wkroczył ciemnowłosy chłopak o przeraźliwie jasnej cerze. Ukłonił się i podszedł do Gray’a. Pomógł mu wstać i zaczekał na dalsze rozkazy.- Żeby mi to było ostatni raz.- Syknął.- Następnym razem nie będę aż tak łaskawy. Znaj moją dobroć i wynoś się stąd! Jeśli stary Malfoy nie wyląduje w Azkabanie, ty za to zapłacisz… Życiem. Wynocha!- Finigus wyprowadził Gray’a, zginając się w pół przed wyjściem.

Malfoy zaparkował na podjedzie przed dworkiem. Hermiona bez sowa wysiadła z auta i skierowała się do drzwi. Draco bacznie się jej przyglądał, miał nadzieje, że jednak coś powie, jednak ona milczała jak grób. Otworzył jej drzwi, by mogła wejść i pomógł ściągnąć płaszczyk. Nadal milczała nawet nie podziękowała. Nic… Skierowała się do salonu Malfoy’ów, gdzie była ostatnim razem. Po chwili przyszedł Lucjusz.
-Witam Panno Granger, cieszę się, że nie zrezygnowała pani.- Malfoy Senior usiadł naprzeciw niej.
- Omawialiśmy to już ostatnim razem, to moja praca, nie mogłam postąpić inaczej. A teraz proszę mnie uważnie posłuchać. To nasze ostatnie spotkanie przed rozprawą. Oczekuje od pana szczerości. Jeżeli nie powie mi pan wszystkiego nic z tego nie wyjdzie. Nic mnie nie może zaskoczyć na tej rozprawie.
- Naturalnie, więc co pani chce wiedzieć?- Hermiona wyciągnęła notes i długopis, patrząc na wcześniejsze notatki.
- Czy miał pan jakiekolwiek powiązania z Rookwood’em? – Hermiona zauważyła jak Malfoy zaciska szczękę.- Panie Malfoy, ja nie pytam o Voldemorta, tylko o Augustusa…
- Nie, nie służyłam mu. Rozmawialiśmy, gdy mieliśmy tą samą rangę w Wewnętrznym Kręgu, za panowania Czarnego Pana. I na tym kończą się moje relacje z tym człowiekiem…
Ale dlaczego pani pyta o niego? Sprawę wytoczył Gray, a nie Rookwood..
- Mam podstawy twierdzić, iż pan Gray oraz Rookwood „współpracują” ze sobą, nic więcej nie mogę panu powiedzieć.- Lucjusz pokiwał głową na znak zrozumienia i pozwolił kontynuować rozmowę.
- Jestem świadoma tego, że adwokat Gray’a może podpuszczać nas zmyślonymi dowodami lub jakimiś niemoralnymi prztykami, jednak musi to pan tolerować. Nie możemy sobie pozwolić na żadne wybuchy złości, ponieważ może to być potraktowane jako przyznanie się do winy. Jasne?- Po trzech godzinach nieustannego tłumaczenia celu i reguł panujących na Sali rozpraw Hermiona udała się do domu. Chciała skorzystać z łazienki, gdy zauważyła brązowo- srebrną pomykałówkę. Podeszła do sowy i odebrała od niej gazetę oraz list.



   
   Morderstwo jednej z najbardziej wpływowych kobiet w Anglii. Żona    Karolda     Gray’a, Rosalie Gray nie żyje. Kobieta została zamordowania dzisiaj nad ranem o godzinie 3.47. Napastnik działał z zaskoczenia. Mamy pewność, że ofiara się tego nie spodziewała. Redakcja proroka codziennego składa najszczersze kondolencje Karoldowi Gray. Więcej informacji oraz życiorys Rosalie Gray str.11.







Hermiona nie mogła uwierzyć własnym oczom. Rosalie została zamordowana, a przecież ona ją ostrzegała. Ona wiedziała, co jej grozi, ale mimo wszystko zgodziła się na spotkanie. To ten bydlak ją zabił! To on chciał ją ukarać, a co najgorsze ona była temu wszystkiemu winna. To przez nią ta kobieta nie żyje. Może gdyby nie prosiła o to spotkanie ona… Pokręciła z niedowierzaniem głową. Skaże tego dupka na dożywocie w Azkabanie. Tego akurat była pewna. Jeszcze nigdy nie była aż tak zdeterminowana by wygrać. By pomścić ludzi, którzy „przeszkadzali”  w wprowadzeniu tego chorego planu w życie. Sprawi, że oni zapłacą, nie ruszając listu poszła do łazienki. Po godzinnej terapii pod prysznicem była gotowa na kolejne rewelacje. Wielkie było jej zdziwienie, gdy przeczytała całość.



Zapewne, gdy to czytasz, mnie już nie ma. Odpowiem na twoje pytanie. Tak mam córkę, lecz jej nie uratujesz. Ona zginie tak samo jak i ja. Jestem tego świadoma i piszę to z uśmiechem. W końcu odnajdzie spokój, którego ja dać jej nie mogłam. Bo jeśli jesteś na tyle inteligentna, by zrozumieć tą sytuację i jeśli zrozumiesz, o czym ci napisze położysz kres wszystkiemu złu. Jeśli jednak nie podołasz, twoja ofiara pójdzie na marne:
Śmierć rozwiązaniem zagadki
By wydostać się z szeregu zła klatki
Krew przelana zapomnianej
Potężnej, lecz niekochanej
Każdy krok wydaje się mały
Ponieważ różne są ideały
Pokazanej chwały
Lecz efekt nie jest trwały
Znaleźć władcę sprawa żmudna
Łatwa, ale jednak trudna
Paradoks przeznaczenia
Kluczem do świata zmienienia
By śmiać się z cierpienia
Z zamkniętej rany krwawienia
Kiedyś los się odwróci
Radość i smutek skróci
Wraz z życiem
Zapomnianą śmiercią i wiecznym byciem
Rosalie Gray







Przepraszam za tak długą nieobecność, odzyskałam laptopa i udało mi się coś napisać, pewnie w następnej notce pojawi się rozprawa, muszę troszkę przyspieszyć, bo w przeciwnym razie do 100 się nie wyrobie... :D Miłego czytania! 

środa, 1 maja 2013

18.Understand what you do not understand.


Notka dla Dziecka MTV J. Proszę bardzo. Jest trochę wcześniej niż przewidywałam. No, ale cóż…. Miłego czytania życzę J.


Jeśli nie bierzemy udziału w ponoszonych klęskach, nie mamy najmniejszych szans na zwycięstwa. Każdy sukces niesie lęk. Jednak musimy się poświęcić, bo go odnieść. Wszystko na świecie ma swój pokręcony układ, którego się trzyma i nikt nie ma najmniejszego prawa by go zmieniać. Czasem wystarczy jeden człowiek lub jedna myśl, by zmienić całe swoje życie. Musimy jednak pamiętać, ze nasze życie to nie film. Nie zobaczymy powtórki. Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Jak wiele musimy zrobić, by ludzie to zrozumieli? Życie jest sekundą względem śmierci, a śmierć wiecznością, więc lepiej pamiętać choćby ułamek sekundy życia niż całą sekundę śmierci.
Jeśli ktoś nie potrafił zrozumieć takiego systemu, nie potrafił się odnaleźć w świecie. Rookwood nigdy nie potrafił lub nie chciał zaakceptować rzeczywistości. Sadyzm ojca przyniósł się na niego. Rozgrzane pręty na plecach zostawiły swoje ślady. Augustus nie rozumiał, dlaczego inni mają normalne życie, a na nim ciąży jakieś fatum. Bo dlaczego on nie może być szczęśliwy? Nie może mieć normalnego życia? W wieku 17 lat przyłączył się do Voldemorta. Szanował go i zazdrościł zarazem. Szacunek należał mu się za to, co osiągnął. Bo było tego wiele. Wszyscy będą go pamiętać, tylko on potrafił wykiwać samego Dumbledore, a to nie lada wyczyn. Zazdrościł mu władzy. Wszyscy się go słuchali. Bali się i czuli ogromny respekt. Nikt nie był w stanie się mu sprzeciwić. Mógł odebrać wszystko i dać o wiele więcej. Teraz to on przejął posadę „mentora” i strasznie mu się to podobało. Patrzył na cierpienie innych z przyjemnością. Był okrutny i bezwzględny. Taki jak ojciec. Zabijał z zimną krwią, nie patrząc na wiek. Mogło to być niemowlę, matka, czy staruszek. Liczyło się jedno; mają cierpieć, mają wyć z bólu, ma ich rozrywać od środka, mają błagać o śmierć, której się nie doczekają.
***
- Harry, potrzebuję dzień wolnego.- Hermiona siedziała w gabinecie swojego szefa i uzupełniała papierkową robotę. Rozmowa im się ostatnio nie kleiła. Granger była śmiertelnie obrażona za to, że Harry dał jej ostatnio wykład na temat profesjonalizmu wobec Malfoy’a. Ona nie ma 3 lat!- To jak?- Potter ściągnął okulary i potarł skronie. Podniósł wzrok znad papierów i przyjrzał się swojej pracownicy.
-To już nie jesteś zła?
- Poprosiłam o urlop, Harry. Krótka piłka tak lub nie. Mam rozprawę za niecały tydzień i muszę poszukać jeszcze jakiś dowodów, poszlak czegokolwiek, co pozwoli mi wygrać. I dla twojej wiadomości to profesjonalizm wycieka ze mnie strumieniami! Gdyby było inaczej, Malfoy dawno byłby już pół sierotą. Chociaż teoretycznie rzecz biorąc to…
- Och, wybacz Granger, że ci przeszkadzam. A i mam prośbę: uczesz się.
- Malfoy, z ręką na sercu, gdy na ciebie patrzę jestem za aborcją.…
- Granger ty przeterminowana landrynko, przymknij się i daj oddychać.
Harry Potter postanowił teraz wspaniałomyślnie nie odzywać się. Oparł się wygodniej o swój fotel i spokojnie wyprostował nogi. No, bo co? Mu się też jakaś rozrywka należy, nie? A nawet, jeśli, by się odezwał to i tak by się mu oberwało. I na co mu kłopotów? Lepiej odprężyć się i pooglądać „profesjonalizm” przyjaciółki i „opanowanie” pracownika.
-A wiesz, że badania genetyczne wykazały, że kiedy kobieta i mężczyzna podczas stosunku się śmieją to urodzi się ładne i mądre dziecko. Szkoda, że twoi rodzice tego nie wiedzieli...
-, Granger, idź się leczyć, bo bredzisz jakby się stado hipogryfów przeleciało… ups, chciałem powiedzieć staranowało, wybacz ten błąd.
- Tobie to chyba w głowie sklątki, tlenowybuchowchowe grają w ping- ponga!
- Granger zrób mi tę przyjemność i nie mów tyle, bo co metka z protezy wystaje…- Malfoy w ogóle się nie przejmując bulwersacją rozmówczyni, bawił się w najlepsze. Harry już nawet nie ukrywał złośliwego chichotania. No, tyle na dzisiaj, gdy zobaczył, że jego przyjaciółka otwiera buzię, by zripostować, przerwał jej.
- Hermiono masz jutro urlop. Możesz sobie już iść, poradzę sobie. Dowidzenia.- Po chwili wszyscy usłyszeli odgłos zbitego szkła i głośny trzask drzwi.
- A to był mój ulubiony kubek…- Harry jeszcze przez chwile wpatrywał się w poniesione straty, a po chwili zwrócił uwagę na zachodzącego się ze śmiechu Malfoy’a.- Tobie to sprawia przyjemność?
- Co? Mógłbyś dokładniej sprecyzować?- Draco usiadł na miejsce, w którym do niedawna siedziała Granger i wyciągnął z teczki papiery do podbicia.
 - Denerwowanie jej… Przecież to aż nie zdrowe.
- Przeżywasz Potter, a jeśli chodzi o przyjemności. Granger ma niewyparzony język i jest święcie przekonana, że zawsze ma rację i nikt nie może się jej sprzeciwić. I TU w tym miejscu, widzę pewne podobieństwa do twojego, beznosego kolegi… Nic jej się nie stanie, gdy podburzę jej światopogląd.
- Dobrze Malfoy, utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że powinienem ci załatwić miejscówkę na oddziale psychiatrycznym w Mungu…
- Nie dzięki, ostatnio i tak za często tam bywam.
- Byłeś dopiero pierwszy raz, od kiedy tu pracujesz…- Harry wzniósł oczu ku górze.
- I widzisz Potter, o jeden raz za dużo. Jeden ciekawszy aspekt, jeśli chodzi o mój integracyjny pobyt w tym szpitalu, to przyjemne stroje pielęgniarek, nic poza tym.
- Z tobą to się i tak nie dogadam… No, ale zdawało mi się, że masz do mnie jakaś sprawę.
- Tak. Musisz mi podbić zaświadczenie szpitalne. No i raport z rozprawy, o który mnie poprosiłeś.
- To ten z rozprawy Gamba i Graya’a?
- Ten sam. Tylko ja nie do końca rozumiem, dlaczego i skąd napłynęła kaucja. Żyjemy w XXI wieku, a nikt nie wie skąd te pieniądze. Przekopałem cały Departament Przedsiębiorstwa i Płatności od 1990 roku i nic. Po prostu wygląda na to, że sam Merlin postanowił sobie zażartować i zesłać kasę.
- No nic, zobaczymy… Jeszcze tydzień.
- Potter, a będzie coś organizowane na sylwestra?
- Czemu pytasz? Jeszcze nie wiem.
- Dobra, jakąś tak… Ja się zmywam. Ej, Granger u siebie?- Malfoy uśmiechnął się szeroko na widok swojego szefa, który bezradnie załamuje ręce.- Nie, nie ma jej. Miała jakieś spotkanie. Mówiła, że to do rozprawy.- Draco pokręcił głową, pożegnał się i opuścił gabinet.

()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()

Hermiona umówiła się z Rosalie w „Depths” na końcu ulicy Speer Street. Była to mała, przytulna kawiarenka, całkowicie sprzeczna z nazwą. Nikt nie wiedział o ich spotkaniu i tak miało zostać. Pani Gray nie była chętna do rozmowy z nią przez listy. Stwierdziła, że jej mąż może przechwycić wysyłki, a wtedy będą kłopoty. Granger też wolała porozmawiać w cztery oczy. Nawet tylko po to, by sprawdzać reakcję na rożne tematy.
Teraz siedziały w rogu kawiarni i czekały na swoje zamówienia. Ani jedna, ani druga nie miała odwagi się odezwać. Jakąś ta cisza im nie przeszkadzała, po prostu była. W końcu, gdy Rosalie, któryś raz z kolei popatrzyła na zegarek, Hermiona zrozumiała, że jednak musi coś zrobić. W innym przypadku jej spotkanie się za chwile zakończy, a ona, (co gorsze) zostanie bez informacji.
- Czy mąż miał wcześniej jakiekolwiek rozprawy, przewinienia czy upomnienia?- Granger spytała niby od niechcenia i zaobserwowała zmieszanie w oczach pani Gray. Szybko się opanowała i odpowiedziała.
- Mąż nie lubi, gdy się o nim mówi. Jest…- Urwała szybko spuszczając głowę na dół i dokończyła już szeptem- Jest bardzo skromnym człowiekiem.
-Rozumiem, ale mam nadzieję, że zdaje sobie pani sprawę z tego, ż mogę pomóc… Od tego jestem. Dlatego się z panią spotkałam i chciałam porozmawiać.
- Nie potrzebujemy niczyjej pomocy, nie chcemy problemów. Jesteśmy spokojnym, bezdzietnym małżeństwem.- Wyrecytowała regułkę nerwowym tonem.
- Kłamie pani. Może WY nie potrzebujecie nikogo i niczego. A ja rozmawiam z PANIĄ i oczekuję, że będziemy ze sobą szczere. W innym przypadku i ja i pani tracimy czas.
- On będzie zły. A on tak bardzo nie lubi być zły…- Rosalie pokręciła głową i schowała twarz w dłoniach. Hermiona nie spodziewała się takiej reakcji i nie zbytnio wiedziała, co teraz ma zrobić. Dlatego siedziała cicho tym samym dając czas, by pani Gray’ow wszystko sobie poukładała.
- Nikt nic pani nie zrobi. Obiecuję pani. Wiem, ze się pani boi, ale zaufaj mi.- Kobieta nie odzywała się tylko kiwała głową. Była naprawdę piękną kobietą. Jej czarne loki sięgały do pasa, a teraz zakrywały twarz. Miała czarne oczy z wachlarzem ciemnych rzęs. Blada cera komponowała się z krwistą czerwienią ust.
- Wie pani, że on mnie zabije. A wtedy dowie się pani wszystkiego. Panno Granger, dopiero, gdy on mnie zabije, wszystkiego się pani dowie. A obiecywał, że przestanie. Przestał, wie pani? Ale skoncentrował się na Kate. Błagałam, płakałam, groziłam… Nic nie pomagało, a Kate musiała przeżywać ten horror przeze mnie. Bo nie mogłam nic zrobić.-Hermiona słuchała tego nie patrząc na Rosalie. Wiedziała, ze to ją spłoszy.
-Co on jej robił? O co pani prosiła?- Zapytała równie cicho, co jej rozmówca. Zdawała sobie sprawę z tego jak ciężko jest jej o tym mówić.  
- Karold od zawsze był nerwowym człowiekiem. Nigdy niczego nie załatwiał ugodowo. Używał siły. Gdy coś nie szło po jego myśli, wyżywał się na mnie. Bił, gwałcił, czasami wyrzucał z domu, ale to było dawno. Jeszcze za nim zaszłam w ciąże.-Mówiła do siebie, a ostatnie zdanie wypowiedziała w dziwny sposób. Tak jakby pocieszała samą siebie.- Prosiłam by przestał. Przecież wiedział jak bardzo go kocham. Ale nie pomagało. Śmiał mi się w twarz, gdy tylko wspominałam o tym, że mi na nim zależy. Tylko, że to była prawda.- Rosalie popatrzyła, na Hermionę, a w oczach lśniły jej łzy.- Ja go kocham nadal, mimo wszystko go kocham i wiem, że on na swój sposób kocha mnie. Od jakichś trzech miesięcy zaczął to robić Kate. Pamiętam, gdy zrobił to pierwszy raz. Kattrina tak płakała. Pobiegłam na górę, a on jej to robił. Moja córeczka chciała mu się wyrwać, ale ja uderzył. Mnie przywiązał do fotela naprzeciw łóżka. Gdy spuszczałam głowę, on bił ją, a ona głośniej płakała. Dawał mi tak do zrozumienia, że nie mam prawa zamykać oczu. Później chciałam go przekonać, że jednak ja jestem w tym lepsza. Ale on nic sobie z tego nie robił. Po prostu mnie bagatelizował.- Teraz to już pani Gray szlochała. Trzęsła się cała i próbowała wstać, ale się jej to nie udało. Hermiona nie zdawała sobie sprawy z tego, że z jej oczu płynął łzy. W całej swojej karierze nie spotkała się z czymś TAKIM. Nie rozumiała jak można tak traktować swoją żonę lub jak można kochać takiego brutalnego tyrana. Po chwili ktoś podszedł do stolika. Hermiona podniosła do góry głowę święcie przekonana, że to kelner, który zmartwił się stanem Rosalie i przyszedł się spytać czy może w czymś pomóc. Jednak się baaardzo przeliczyła. Pani Gray również popatrzyła na osobnika i wydała z siebie zduszony jęk. Przy stoliku stał Karold Gray we własnej osobie. Patrzył z politowaniem na swoja żonę. Hermiony nie zaszczycił nawet spojrzeniem.
- Dzień Dobry. Może się pan dosiądzie?- Granger próbowała załagodzić całą ta chorą sytuację. Bo jakim prawem, do ciężkiej cholery on Tu stoi. Nikt się nie miał dowiedzieć. W szczególności on.
- Nie dziękuję. Przyszedłem po żonę, bo jak widać zgubiła się w drodze na zakupy. No to jak Kochanie?
-Nic, Karoldzie. Spotkałam starą znajomą. Poznałyśmy się przypadkowo. Idziemy? Zakupy zrobimy po drodze.
- Dobrze, a dlaczego płakałaś? Masz podpuchnięte oczy. Nie próbuj kłamać, wiesz, że tego nie lubię.- Gray popatrzył srogo na żonę, złapał ją za ramie i podciągnął do góry. Rosalie nie była na to przygotowana, więc tylko zacisnęła usta.
-Nie, nie kłamię, nie będę. Ja… Mi tylko… - Rosalie sama się plątała. Nie wiedziała, co ma powiedzieć swojemu mężowi, a strach przed nim jej nie pomagał.
- Po prostu Rosalie źle się poczuła. Spotkałam ja na mieście przed centrum handlowym. Zaprosiłam ją na herbatę. Powiedziała, ze ma migrenę i dlatego stało się tak, a nie inaczej.-Hermiona szybko wytłumaczyła Gray’ow. Nie chciałaby przez nią Rosalie miała problemy. Choć jej natarczywa sumienie podpowiadało jej, ze i tak „kara” ją nie ominie.
- No dobrze, skoro tak, to my się udamy do domu, jeśli pani pozwoli…- Hermiona pomyślała tylko o tym, że nawet gdyby nie pozwoliła to i tak by jej nie posłuchał.- Rosalie, skarbie położysz się, prześpisz i wszystko wróci do normy, a może poprosimy skrzatkę, to coś na ugotuje.- Choć jego głos był opanowany, to w oczach błyszczała furia. Nie było trudno zauważyć, że przed każdym wypowiedzianym słowem, praktycznie zgrzytał zębami, a wypowiadane słowa syczał w taki sposób, ze sam Voldemort by się tego nie powstydził. Rosalie tylko pokiwała głową i obróciła się w stronę wyjścia.
- Dowidzenia pani, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Możliwe, że w innym składzie, ale się spotkamy.
- Z pewnością, dowidzenia.- Powiedziała najbardziej służbowym tonem, na jaki było ją stać i wszyła z kawiarni. Wszystko w niej wrzało. Jak tak można!? Przecież gdyby tylko Rosalie zgodziła się zaznawać, to z miejsca dostałaby nakaz przestrzeni osobistej i magicznej. Ministerstwo jest gotowe zrekompensować wszystkie straty materialne, zapewniając dach nad głową, najlepsze zaklęcia ochronne w Anglii oraz najlepszych aurorów na stancji. Ale nie! Przecież ona go kochała! Tylko, za co?! Za to, że gwałcił ją i ich córkę czy za to, że bił i zastraszał je bez powodu?! Hermiona cudem doszła do domu i rzuciła torebkę w najdalszy kąt salonu. Musiała się jakąś uspokoić i pozbierać myśli. I tak nie dowiedziała się, co jest w końcu z tymi aktami zgonu jej córki. No, ale z drugiej strony nie chciała jej tak męczyć. Granger poszła się przebrać w dresy. Związała włosy w kucyk. Znalazła swoją mugolską mp3. Dawno nie biegała, ale zawsze można odświeżyć nawyki. Włożyła słuchawki do uszu i pobiegła w stronę parku.

Spróbuj zrozumieć, to, co nie jest zrozumiałe
Wielkie problemy zamieniaj w małe
Bo świat nie ma w sobie nic dobrego
Każdy ma w sobie coś złego
Nie pomożesz nikomu, kto nie chce twojej pomocy
Zostaniesz odprawiony z kwitkiem prędzej niż jeden strzał z procy
Zrozum, że nic się nie dzieje bez powodu
Szkoda twojego zachodu


Pamiętaj, że całe zło, to nic w porównaniu do świata
W bólu cierpienia mijają lata
Nikt nikogo nie uratuje
Bo nikt nie wie, co drugi człowiek czuje


Mała dziewczynka szukająca matki ciepła
Ona miłość jej da
Przytuli pocieszy otrze łzy
Które wywołać może każdy nawet ty?
Ludzie nie przywiązują do tej sytuacji uwagi
Tak jak nie cieszą w ogrodzie kolorowe malagi
Ale to jest jedno małe serce szczęśliwe
Bo wszystko może być wadliwe


Pamiętaj, że całe zło, to nic w porównaniu do świata
W bólu cierpienia mijają lata
Nikt nikogo nie uratuje
Bo nikt nie wie, co drugi człowiek czuje

Nawet nie wie, kiedy dobiegła na cmentarz. Grób ojca był zadbany, a znicze wypalały się leniwie. Usiadła na ławeczce koło marmuru. Powoli uspokajała oddech patrząc na połyskujące literki. Mama systematycznie odwiedzała to miejsce. A ona? Będzie się tłumaczyć, że nie miała odwagi? Przecież to dziecinne. Pokręciła głowa na znak zrezygnowania. Z matką się nie dogadywała, nawet nie próbowała. Wcześniej po śmierci ojca, ona nie chciała nikogo widzieć, ciocia Khana* była z nią przez cały ten okres. Później nie miały sobie niczego do powiedzenia. I tak jest do tej pory. Hermiona przetransmutowała wypalony znicz w białą lilię i położyła ją na ziemi. Ostatni raz spojrzała na nagrobek, uśmiechnęła się lekko i puściła się biegiem w tylko sobie znanym kierunku.

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><> 
Draco rzucił papiery na biurko. Przeklęta Granger. Jeszcze tylko tydzień. Tydzień do rozprawy, do końca terminu zadania, do śmierci Granger. Usiadł za biurkiem i złożył ręce, podpierając się na nich. A co gdyby tak, rozprawa była przełożona? Przecież Gray to trudny przeciwnik…, Dlaczego by tak nie opóźnić albo nie, nie opóźnić. Tylko po prostu gdyby wyrok nie był pełnomocny, ministerstwo po rozpatrzeniu sprawy musi ustalić inny termin rozprawy. Wtedy adwokaci, prokuratorzy oraz przysięgli okręgu magicznego muszą przedstawić inne dowody na niewinność lub winę oskarżonego niż były dawane wcześniej. Jednak gdyby fakty się pokrywały z tamtejszą rozprawą, wtedy idzie to na niekorzyść broniącego lub oskarżającego. I to jest myśl. Tylko jest teraz jeden jedyny problem. Granger nie da mu przejąć klienta. Jest na to za dumna. Z resztą ona i tak wie więcej od niego. Znaczy nie miał pewności, ale ona nigdy się nie zwalniała z pracy, a branie wolnego to już w ogóle paradoks. Kurde, gdyby tylko tak mu powiedziała o wszystkim. Ha! Właśnie „GDYBY”. Jedyne wyjście, to przypadkowe upicie Granger i wyciągnięcie od niej informacji, gdy ona będzie w stanie nieważkości. Jednak ona jest na to za mądra. Nie da mu się upić. Nawet gdyby zgodziła się na spotkanie, to wypiłaby kieliszek brandy i podziękowałaby. Musi wymyślić coś innego. W przeciwnym wypadku zapyta się, jakiego rodzaju kamień chce na nagrobku. Malfoy wstał od biurka i przeczesał ręka włosy. Podszedł do barku i sięgnął po Whisky i ponownie rozsiadł się na fotelu. On sobie przecież nie będzie odmawiał przyjemności, prawda? 
{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}

*ciocia Hermiony. Jest ona wymyślona przeze mnie. Nie spodziewam się tego, iż będzie w jakimś epizodzie. Została tylko wspomniana i tyle J