środa, 1 maja 2013

18.Understand what you do not understand.


Notka dla Dziecka MTV J. Proszę bardzo. Jest trochę wcześniej niż przewidywałam. No, ale cóż…. Miłego czytania życzę J.


Jeśli nie bierzemy udziału w ponoszonych klęskach, nie mamy najmniejszych szans na zwycięstwa. Każdy sukces niesie lęk. Jednak musimy się poświęcić, bo go odnieść. Wszystko na świecie ma swój pokręcony układ, którego się trzyma i nikt nie ma najmniejszego prawa by go zmieniać. Czasem wystarczy jeden człowiek lub jedna myśl, by zmienić całe swoje życie. Musimy jednak pamiętać, ze nasze życie to nie film. Nie zobaczymy powtórki. Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Jak wiele musimy zrobić, by ludzie to zrozumieli? Życie jest sekundą względem śmierci, a śmierć wiecznością, więc lepiej pamiętać choćby ułamek sekundy życia niż całą sekundę śmierci.
Jeśli ktoś nie potrafił zrozumieć takiego systemu, nie potrafił się odnaleźć w świecie. Rookwood nigdy nie potrafił lub nie chciał zaakceptować rzeczywistości. Sadyzm ojca przyniósł się na niego. Rozgrzane pręty na plecach zostawiły swoje ślady. Augustus nie rozumiał, dlaczego inni mają normalne życie, a na nim ciąży jakieś fatum. Bo dlaczego on nie może być szczęśliwy? Nie może mieć normalnego życia? W wieku 17 lat przyłączył się do Voldemorta. Szanował go i zazdrościł zarazem. Szacunek należał mu się za to, co osiągnął. Bo było tego wiele. Wszyscy będą go pamiętać, tylko on potrafił wykiwać samego Dumbledore, a to nie lada wyczyn. Zazdrościł mu władzy. Wszyscy się go słuchali. Bali się i czuli ogromny respekt. Nikt nie był w stanie się mu sprzeciwić. Mógł odebrać wszystko i dać o wiele więcej. Teraz to on przejął posadę „mentora” i strasznie mu się to podobało. Patrzył na cierpienie innych z przyjemnością. Był okrutny i bezwzględny. Taki jak ojciec. Zabijał z zimną krwią, nie patrząc na wiek. Mogło to być niemowlę, matka, czy staruszek. Liczyło się jedno; mają cierpieć, mają wyć z bólu, ma ich rozrywać od środka, mają błagać o śmierć, której się nie doczekają.
***
- Harry, potrzebuję dzień wolnego.- Hermiona siedziała w gabinecie swojego szefa i uzupełniała papierkową robotę. Rozmowa im się ostatnio nie kleiła. Granger była śmiertelnie obrażona za to, że Harry dał jej ostatnio wykład na temat profesjonalizmu wobec Malfoy’a. Ona nie ma 3 lat!- To jak?- Potter ściągnął okulary i potarł skronie. Podniósł wzrok znad papierów i przyjrzał się swojej pracownicy.
-To już nie jesteś zła?
- Poprosiłam o urlop, Harry. Krótka piłka tak lub nie. Mam rozprawę za niecały tydzień i muszę poszukać jeszcze jakiś dowodów, poszlak czegokolwiek, co pozwoli mi wygrać. I dla twojej wiadomości to profesjonalizm wycieka ze mnie strumieniami! Gdyby było inaczej, Malfoy dawno byłby już pół sierotą. Chociaż teoretycznie rzecz biorąc to…
- Och, wybacz Granger, że ci przeszkadzam. A i mam prośbę: uczesz się.
- Malfoy, z ręką na sercu, gdy na ciebie patrzę jestem za aborcją.…
- Granger ty przeterminowana landrynko, przymknij się i daj oddychać.
Harry Potter postanowił teraz wspaniałomyślnie nie odzywać się. Oparł się wygodniej o swój fotel i spokojnie wyprostował nogi. No, bo co? Mu się też jakaś rozrywka należy, nie? A nawet, jeśli, by się odezwał to i tak by się mu oberwało. I na co mu kłopotów? Lepiej odprężyć się i pooglądać „profesjonalizm” przyjaciółki i „opanowanie” pracownika.
-A wiesz, że badania genetyczne wykazały, że kiedy kobieta i mężczyzna podczas stosunku się śmieją to urodzi się ładne i mądre dziecko. Szkoda, że twoi rodzice tego nie wiedzieli...
-, Granger, idź się leczyć, bo bredzisz jakby się stado hipogryfów przeleciało… ups, chciałem powiedzieć staranowało, wybacz ten błąd.
- Tobie to chyba w głowie sklątki, tlenowybuchowchowe grają w ping- ponga!
- Granger zrób mi tę przyjemność i nie mów tyle, bo co metka z protezy wystaje…- Malfoy w ogóle się nie przejmując bulwersacją rozmówczyni, bawił się w najlepsze. Harry już nawet nie ukrywał złośliwego chichotania. No, tyle na dzisiaj, gdy zobaczył, że jego przyjaciółka otwiera buzię, by zripostować, przerwał jej.
- Hermiono masz jutro urlop. Możesz sobie już iść, poradzę sobie. Dowidzenia.- Po chwili wszyscy usłyszeli odgłos zbitego szkła i głośny trzask drzwi.
- A to był mój ulubiony kubek…- Harry jeszcze przez chwile wpatrywał się w poniesione straty, a po chwili zwrócił uwagę na zachodzącego się ze śmiechu Malfoy’a.- Tobie to sprawia przyjemność?
- Co? Mógłbyś dokładniej sprecyzować?- Draco usiadł na miejsce, w którym do niedawna siedziała Granger i wyciągnął z teczki papiery do podbicia.
 - Denerwowanie jej… Przecież to aż nie zdrowe.
- Przeżywasz Potter, a jeśli chodzi o przyjemności. Granger ma niewyparzony język i jest święcie przekonana, że zawsze ma rację i nikt nie może się jej sprzeciwić. I TU w tym miejscu, widzę pewne podobieństwa do twojego, beznosego kolegi… Nic jej się nie stanie, gdy podburzę jej światopogląd.
- Dobrze Malfoy, utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że powinienem ci załatwić miejscówkę na oddziale psychiatrycznym w Mungu…
- Nie dzięki, ostatnio i tak za często tam bywam.
- Byłeś dopiero pierwszy raz, od kiedy tu pracujesz…- Harry wzniósł oczu ku górze.
- I widzisz Potter, o jeden raz za dużo. Jeden ciekawszy aspekt, jeśli chodzi o mój integracyjny pobyt w tym szpitalu, to przyjemne stroje pielęgniarek, nic poza tym.
- Z tobą to się i tak nie dogadam… No, ale zdawało mi się, że masz do mnie jakaś sprawę.
- Tak. Musisz mi podbić zaświadczenie szpitalne. No i raport z rozprawy, o który mnie poprosiłeś.
- To ten z rozprawy Gamba i Graya’a?
- Ten sam. Tylko ja nie do końca rozumiem, dlaczego i skąd napłynęła kaucja. Żyjemy w XXI wieku, a nikt nie wie skąd te pieniądze. Przekopałem cały Departament Przedsiębiorstwa i Płatności od 1990 roku i nic. Po prostu wygląda na to, że sam Merlin postanowił sobie zażartować i zesłać kasę.
- No nic, zobaczymy… Jeszcze tydzień.
- Potter, a będzie coś organizowane na sylwestra?
- Czemu pytasz? Jeszcze nie wiem.
- Dobra, jakąś tak… Ja się zmywam. Ej, Granger u siebie?- Malfoy uśmiechnął się szeroko na widok swojego szefa, który bezradnie załamuje ręce.- Nie, nie ma jej. Miała jakieś spotkanie. Mówiła, że to do rozprawy.- Draco pokręcił głową, pożegnał się i opuścił gabinet.

()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()

Hermiona umówiła się z Rosalie w „Depths” na końcu ulicy Speer Street. Była to mała, przytulna kawiarenka, całkowicie sprzeczna z nazwą. Nikt nie wiedział o ich spotkaniu i tak miało zostać. Pani Gray nie była chętna do rozmowy z nią przez listy. Stwierdziła, że jej mąż może przechwycić wysyłki, a wtedy będą kłopoty. Granger też wolała porozmawiać w cztery oczy. Nawet tylko po to, by sprawdzać reakcję na rożne tematy.
Teraz siedziały w rogu kawiarni i czekały na swoje zamówienia. Ani jedna, ani druga nie miała odwagi się odezwać. Jakąś ta cisza im nie przeszkadzała, po prostu była. W końcu, gdy Rosalie, któryś raz z kolei popatrzyła na zegarek, Hermiona zrozumiała, że jednak musi coś zrobić. W innym przypadku jej spotkanie się za chwile zakończy, a ona, (co gorsze) zostanie bez informacji.
- Czy mąż miał wcześniej jakiekolwiek rozprawy, przewinienia czy upomnienia?- Granger spytała niby od niechcenia i zaobserwowała zmieszanie w oczach pani Gray. Szybko się opanowała i odpowiedziała.
- Mąż nie lubi, gdy się o nim mówi. Jest…- Urwała szybko spuszczając głowę na dół i dokończyła już szeptem- Jest bardzo skromnym człowiekiem.
-Rozumiem, ale mam nadzieję, że zdaje sobie pani sprawę z tego, ż mogę pomóc… Od tego jestem. Dlatego się z panią spotkałam i chciałam porozmawiać.
- Nie potrzebujemy niczyjej pomocy, nie chcemy problemów. Jesteśmy spokojnym, bezdzietnym małżeństwem.- Wyrecytowała regułkę nerwowym tonem.
- Kłamie pani. Może WY nie potrzebujecie nikogo i niczego. A ja rozmawiam z PANIĄ i oczekuję, że będziemy ze sobą szczere. W innym przypadku i ja i pani tracimy czas.
- On będzie zły. A on tak bardzo nie lubi być zły…- Rosalie pokręciła głową i schowała twarz w dłoniach. Hermiona nie spodziewała się takiej reakcji i nie zbytnio wiedziała, co teraz ma zrobić. Dlatego siedziała cicho tym samym dając czas, by pani Gray’ow wszystko sobie poukładała.
- Nikt nic pani nie zrobi. Obiecuję pani. Wiem, ze się pani boi, ale zaufaj mi.- Kobieta nie odzywała się tylko kiwała głową. Była naprawdę piękną kobietą. Jej czarne loki sięgały do pasa, a teraz zakrywały twarz. Miała czarne oczy z wachlarzem ciemnych rzęs. Blada cera komponowała się z krwistą czerwienią ust.
- Wie pani, że on mnie zabije. A wtedy dowie się pani wszystkiego. Panno Granger, dopiero, gdy on mnie zabije, wszystkiego się pani dowie. A obiecywał, że przestanie. Przestał, wie pani? Ale skoncentrował się na Kate. Błagałam, płakałam, groziłam… Nic nie pomagało, a Kate musiała przeżywać ten horror przeze mnie. Bo nie mogłam nic zrobić.-Hermiona słuchała tego nie patrząc na Rosalie. Wiedziała, ze to ją spłoszy.
-Co on jej robił? O co pani prosiła?- Zapytała równie cicho, co jej rozmówca. Zdawała sobie sprawę z tego jak ciężko jest jej o tym mówić.  
- Karold od zawsze był nerwowym człowiekiem. Nigdy niczego nie załatwiał ugodowo. Używał siły. Gdy coś nie szło po jego myśli, wyżywał się na mnie. Bił, gwałcił, czasami wyrzucał z domu, ale to było dawno. Jeszcze za nim zaszłam w ciąże.-Mówiła do siebie, a ostatnie zdanie wypowiedziała w dziwny sposób. Tak jakby pocieszała samą siebie.- Prosiłam by przestał. Przecież wiedział jak bardzo go kocham. Ale nie pomagało. Śmiał mi się w twarz, gdy tylko wspominałam o tym, że mi na nim zależy. Tylko, że to była prawda.- Rosalie popatrzyła, na Hermionę, a w oczach lśniły jej łzy.- Ja go kocham nadal, mimo wszystko go kocham i wiem, że on na swój sposób kocha mnie. Od jakichś trzech miesięcy zaczął to robić Kate. Pamiętam, gdy zrobił to pierwszy raz. Kattrina tak płakała. Pobiegłam na górę, a on jej to robił. Moja córeczka chciała mu się wyrwać, ale ja uderzył. Mnie przywiązał do fotela naprzeciw łóżka. Gdy spuszczałam głowę, on bił ją, a ona głośniej płakała. Dawał mi tak do zrozumienia, że nie mam prawa zamykać oczu. Później chciałam go przekonać, że jednak ja jestem w tym lepsza. Ale on nic sobie z tego nie robił. Po prostu mnie bagatelizował.- Teraz to już pani Gray szlochała. Trzęsła się cała i próbowała wstać, ale się jej to nie udało. Hermiona nie zdawała sobie sprawy z tego, że z jej oczu płynął łzy. W całej swojej karierze nie spotkała się z czymś TAKIM. Nie rozumiała jak można tak traktować swoją żonę lub jak można kochać takiego brutalnego tyrana. Po chwili ktoś podszedł do stolika. Hermiona podniosła do góry głowę święcie przekonana, że to kelner, który zmartwił się stanem Rosalie i przyszedł się spytać czy może w czymś pomóc. Jednak się baaardzo przeliczyła. Pani Gray również popatrzyła na osobnika i wydała z siebie zduszony jęk. Przy stoliku stał Karold Gray we własnej osobie. Patrzył z politowaniem na swoja żonę. Hermiony nie zaszczycił nawet spojrzeniem.
- Dzień Dobry. Może się pan dosiądzie?- Granger próbowała załagodzić całą ta chorą sytuację. Bo jakim prawem, do ciężkiej cholery on Tu stoi. Nikt się nie miał dowiedzieć. W szczególności on.
- Nie dziękuję. Przyszedłem po żonę, bo jak widać zgubiła się w drodze na zakupy. No to jak Kochanie?
-Nic, Karoldzie. Spotkałam starą znajomą. Poznałyśmy się przypadkowo. Idziemy? Zakupy zrobimy po drodze.
- Dobrze, a dlaczego płakałaś? Masz podpuchnięte oczy. Nie próbuj kłamać, wiesz, że tego nie lubię.- Gray popatrzył srogo na żonę, złapał ją za ramie i podciągnął do góry. Rosalie nie była na to przygotowana, więc tylko zacisnęła usta.
-Nie, nie kłamię, nie będę. Ja… Mi tylko… - Rosalie sama się plątała. Nie wiedziała, co ma powiedzieć swojemu mężowi, a strach przed nim jej nie pomagał.
- Po prostu Rosalie źle się poczuła. Spotkałam ja na mieście przed centrum handlowym. Zaprosiłam ją na herbatę. Powiedziała, ze ma migrenę i dlatego stało się tak, a nie inaczej.-Hermiona szybko wytłumaczyła Gray’ow. Nie chciałaby przez nią Rosalie miała problemy. Choć jej natarczywa sumienie podpowiadało jej, ze i tak „kara” ją nie ominie.
- No dobrze, skoro tak, to my się udamy do domu, jeśli pani pozwoli…- Hermiona pomyślała tylko o tym, że nawet gdyby nie pozwoliła to i tak by jej nie posłuchał.- Rosalie, skarbie położysz się, prześpisz i wszystko wróci do normy, a może poprosimy skrzatkę, to coś na ugotuje.- Choć jego głos był opanowany, to w oczach błyszczała furia. Nie było trudno zauważyć, że przed każdym wypowiedzianym słowem, praktycznie zgrzytał zębami, a wypowiadane słowa syczał w taki sposób, ze sam Voldemort by się tego nie powstydził. Rosalie tylko pokiwała głową i obróciła się w stronę wyjścia.
- Dowidzenia pani, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Możliwe, że w innym składzie, ale się spotkamy.
- Z pewnością, dowidzenia.- Powiedziała najbardziej służbowym tonem, na jaki było ją stać i wszyła z kawiarni. Wszystko w niej wrzało. Jak tak można!? Przecież gdyby tylko Rosalie zgodziła się zaznawać, to z miejsca dostałaby nakaz przestrzeni osobistej i magicznej. Ministerstwo jest gotowe zrekompensować wszystkie straty materialne, zapewniając dach nad głową, najlepsze zaklęcia ochronne w Anglii oraz najlepszych aurorów na stancji. Ale nie! Przecież ona go kochała! Tylko, za co?! Za to, że gwałcił ją i ich córkę czy za to, że bił i zastraszał je bez powodu?! Hermiona cudem doszła do domu i rzuciła torebkę w najdalszy kąt salonu. Musiała się jakąś uspokoić i pozbierać myśli. I tak nie dowiedziała się, co jest w końcu z tymi aktami zgonu jej córki. No, ale z drugiej strony nie chciała jej tak męczyć. Granger poszła się przebrać w dresy. Związała włosy w kucyk. Znalazła swoją mugolską mp3. Dawno nie biegała, ale zawsze można odświeżyć nawyki. Włożyła słuchawki do uszu i pobiegła w stronę parku.

Spróbuj zrozumieć, to, co nie jest zrozumiałe
Wielkie problemy zamieniaj w małe
Bo świat nie ma w sobie nic dobrego
Każdy ma w sobie coś złego
Nie pomożesz nikomu, kto nie chce twojej pomocy
Zostaniesz odprawiony z kwitkiem prędzej niż jeden strzał z procy
Zrozum, że nic się nie dzieje bez powodu
Szkoda twojego zachodu


Pamiętaj, że całe zło, to nic w porównaniu do świata
W bólu cierpienia mijają lata
Nikt nikogo nie uratuje
Bo nikt nie wie, co drugi człowiek czuje


Mała dziewczynka szukająca matki ciepła
Ona miłość jej da
Przytuli pocieszy otrze łzy
Które wywołać może każdy nawet ty?
Ludzie nie przywiązują do tej sytuacji uwagi
Tak jak nie cieszą w ogrodzie kolorowe malagi
Ale to jest jedno małe serce szczęśliwe
Bo wszystko może być wadliwe


Pamiętaj, że całe zło, to nic w porównaniu do świata
W bólu cierpienia mijają lata
Nikt nikogo nie uratuje
Bo nikt nie wie, co drugi człowiek czuje

Nawet nie wie, kiedy dobiegła na cmentarz. Grób ojca był zadbany, a znicze wypalały się leniwie. Usiadła na ławeczce koło marmuru. Powoli uspokajała oddech patrząc na połyskujące literki. Mama systematycznie odwiedzała to miejsce. A ona? Będzie się tłumaczyć, że nie miała odwagi? Przecież to dziecinne. Pokręciła głowa na znak zrezygnowania. Z matką się nie dogadywała, nawet nie próbowała. Wcześniej po śmierci ojca, ona nie chciała nikogo widzieć, ciocia Khana* była z nią przez cały ten okres. Później nie miały sobie niczego do powiedzenia. I tak jest do tej pory. Hermiona przetransmutowała wypalony znicz w białą lilię i położyła ją na ziemi. Ostatni raz spojrzała na nagrobek, uśmiechnęła się lekko i puściła się biegiem w tylko sobie znanym kierunku.

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><> 
Draco rzucił papiery na biurko. Przeklęta Granger. Jeszcze tylko tydzień. Tydzień do rozprawy, do końca terminu zadania, do śmierci Granger. Usiadł za biurkiem i złożył ręce, podpierając się na nich. A co gdyby tak, rozprawa była przełożona? Przecież Gray to trudny przeciwnik…, Dlaczego by tak nie opóźnić albo nie, nie opóźnić. Tylko po prostu gdyby wyrok nie był pełnomocny, ministerstwo po rozpatrzeniu sprawy musi ustalić inny termin rozprawy. Wtedy adwokaci, prokuratorzy oraz przysięgli okręgu magicznego muszą przedstawić inne dowody na niewinność lub winę oskarżonego niż były dawane wcześniej. Jednak gdyby fakty się pokrywały z tamtejszą rozprawą, wtedy idzie to na niekorzyść broniącego lub oskarżającego. I to jest myśl. Tylko jest teraz jeden jedyny problem. Granger nie da mu przejąć klienta. Jest na to za dumna. Z resztą ona i tak wie więcej od niego. Znaczy nie miał pewności, ale ona nigdy się nie zwalniała z pracy, a branie wolnego to już w ogóle paradoks. Kurde, gdyby tylko tak mu powiedziała o wszystkim. Ha! Właśnie „GDYBY”. Jedyne wyjście, to przypadkowe upicie Granger i wyciągnięcie od niej informacji, gdy ona będzie w stanie nieważkości. Jednak ona jest na to za mądra. Nie da mu się upić. Nawet gdyby zgodziła się na spotkanie, to wypiłaby kieliszek brandy i podziękowałaby. Musi wymyślić coś innego. W przeciwnym wypadku zapyta się, jakiego rodzaju kamień chce na nagrobku. Malfoy wstał od biurka i przeczesał ręka włosy. Podszedł do barku i sięgnął po Whisky i ponownie rozsiadł się na fotelu. On sobie przecież nie będzie odmawiał przyjemności, prawda? 
{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}

*ciocia Hermiony. Jest ona wymyślona przeze mnie. Nie spodziewam się tego, iż będzie w jakimś epizodzie. Została tylko wspomniana i tyle J

4 komentarze:

  1. Oh, dziękuj ;-*
    Fajnie, ciekawie, już chcę następną. Mam nadzieję, że nigdy tego opowiadania nie skończysz, albo jak coś to tak przy 555 notce :D.
    Tylko troszkę źle się czyta przez ten zakreślony tekst ;).
    Dziecko Mtv

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak jest... Próbowałam kilka razy, ale nic :(. Jeszcze nad tym pomyślę. Może przy następnej uda mi się tego pozbyć:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Akcja się zagęszcza widzę, coraz bardziej, ale Ty też zmieniłaś swój styl, wypracowałaś go w końcu i to jest piękne, i to mi się podoba! I cieszę się, że oprócz moich są komentarze innych osób :D <3 Boję się o Herm.

    OdpowiedzUsuń