Hermiona podniosła się z
łóżka, głowa bolała ją niemiłosiernie, nie wspominając o poczuciu winy, jakie
na niej ciążyło. Wszystko szło nie tak. Zaczynając od komplikacji w
ministerstwie poprzez natrętnego miliardera kończąc na rozprawie, która miała
odbyć za nie całe cztery dni. Odwiedziła łazienkę i po 20 minutach pakowała
najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Zastanawiając się czy niczego nie
zapomniała, usłyszała pukanie do drzwi. Wywróciła oczami, położyła torbę na
stół i poszła otworzyć.
- Mogę wejść? Chcę tylko
porozmawiać nic więcej.- Zachrypnięty, pełen winy głos. Ile razy już go
słyszała? Ile razy ten ton zmiękczał jej serca do tego stopnia, że znów mu
wierzyła? Tak bardzo jak to tylko możliwe.
- 10 minut i ani sekundy
więcej.- Oświadczyła przepuszczając gościa w drzwiach. Obserwowała jak
niepewnie się rozgląda. Czyżby spodziewał się tu kogoś? Niemożliwym było, żeby
się przejmował, nie on.
-Chciałem porozmawiać.
Słyszałem, ze prowadzisz sprawę Lucjusza Malfoy’a.- Gdy dziewczyna niezauważalnie przytaknęła
głową, kontynuował swoja wypowiedź, cały czas bacznie się jej przyglądając.-
Dowiedziałem się o tym nie dawno. Harry miał na biurku papiery i zerknąłem.
Byłem ciekawy, dlaczego podjęłaś się tej sprawy. Chcesz bronić, śmierciżerców? Nie
pamiętasz jak bardzo cię krzywdzili?- Patrzył na nią z nieopisanym bólem w
oczach. W Hermiona się zagotowało, jednak nie dała po sobie tego poznać.
Usiadła na blacie w kuchni i spojrzała przelotnie na rozmówcę.
- Harry im ufa, a ja z kolei
ufam jemu. Nie mam zamiaru odrzucać spraw przez uprzedzenia. Nie mieszam życia
prywatnego z służbowym i doskonale o tym wiesz. Mówisz o tym jak mnie
skrzywdzili? A ile razy ty to zrobiłeś, Ron. Ile razy doprowadziłeś mnie do
płaczu, patrząc na to z kpiną wymalowaną na twarzy. Wiesz, a pamiętasz może
twoje ostatnie stwierdzenie? Było to na peronie Po zakończeniu szkoły…- Chłopak
widocznie sobie przypomniał, o czym mówiła Miona, ponieważ zbladł i spuścił
głowę na dół.- Jak nie to ci przypomnę, stwierdziłeś, że „ Takie parszywe
szlamy jak ja nie wybiją się w śmiecie czarów”. Za to zaproponowałeś mi zmywak
w Dworze Malfoy’ów, chyba, że znajdą
ciekawsze zastosowanie czegoś podobnego do mnie.- Po jej policzkach spływały
łzy, ale głos był zadziwiająco spokojny. Tak jakby opowiadała całotygodniową
prognozę pogody.
- To było po tym jak
umawiałaś się z nim i Zabini’m pod koniec roku, czyżby pamięć cię zwodziła?- Uśmiechnął
się ironicznie, wspominając.
- Dawałam im korepetycje, w
dodatku na prośbę Snepa! Wynoś się stąd, ale już! Nie chcę cię widzieć do końca
swojego życia!- Hermiona warczała wyraźnie wyprowadzona z równowagi.
- A myślałem, że przez ten
czas zdążyłaś pójść po rozum do głowy no, ale cóż właśnie mnie
utwierdziłaś w przekonaniu, że nigdy go
nie miałaś…
- Weasley, czy Granger nie
wyraziła się jasno, na temat twojej osoby w jej domu?- Ron i Hermiona odwrócili
się w stronę sarkastycznego głosu, który wynosił temperaturę równą panującej na
Antarktydzie.
-
A nie mówiłem? Jesteś zwykłą szmatą. A ja przyszedłem się pogodzić… No, więc
nici z moich dobrych inten.. – W tym momencie Rudy urwał, gdyż blondyn stojący
w drzwiach stracił cierpliwość. Hermiona zakryła usta dłonią, a Malfoy po
krótkim „zaraz wracam i jedziemy” wyszedł z domu wlokąc ze sobą Weasley’a. Kobieta pokiwała z niedowierzaniem głową i
zeskoczyła z blatu kuchni. Wybiegła na górę po schodach, wprost do łazienki.
Próbowała na spokojnie wszystko sobie przemyśleć i uspokoić się. Spojrzała w
lustro i zobaczyła cienie pod oczami. Szybko sięgnęła po różdżkę i usunęła
wszystkie niedogodności podprawiając makijaż.
Ciemne
pochodnie rozświetlały szeroki korytarz. Na ścianach wisiały portrety przodków
oddanych Mu ludzi. Posadzka z marmuru błyszczała pod wpływem nikłych promieni
rzucanych przez świece. Cień osoby, wysokiego szczupłego mężczyzny odbijał się
na każdej powierzchni. Miał dostarczyć niezbędne informacje swojemu Panu. Z
gracją zamiatał swoimi szatami podłogę. Doszedł do końca korytarza, zapukał w
olbrzymie drzwi trzy razy, w równych odstępach. I czekał… Właśnie w tych
momentach dopadały go nikłe wyrzuty sumienia. Czcił człowieka, któremu ufał.
Ufał, ale się go bał. Zastanawiał się nieraz, dlaczego mu służył. Po chwili
drzwi się uchyliły. Mężczyzna nie pewnie wszedł do środka. Pomieszczenie nie
wyglądało zachęcająco. Marmur położony na podłodze, ścianach i suficie. Kominek,
naprzeciw którego był ustawiony fotel. Dalej barek z czarnego drewna,
poszarpane, ciemne zasłony opadające na ziemię. W niektórych miejscach na
ścianach pojawiała się zaschnięta krew. Oświetlenie dawał tylko ogień, tlący
się w kominku.
-
Wejdź, co cię do mnie sprowadza drogi przyjacielu?- Głos tak oschły i zimny, że
aż na ułamek sekundy krew mimowolnie zastygła w żyłach. Jego Pan siedział w
fotelu naprzeciw kominka i wpatrywał się w ogień. Oczy były puste i matowe. Nie
odbijał się w nich nawet światło dochodzące z paleniska.- Karoldzie, nie krępuj
się, wejdź…- Ponaglił go, zauważywszy, ze jego gość nadal stoi w progu.
-Tak
Panie.- Pełen uległości głos, który miejscami się załamywał, dostarczał
satysfakcji Rookwodowi. Świadczyło to o strachu rozmówcy i on zdawał sobie z
tego sprawę.- Twój rozkaz, Panie. Dostałem twój rozkaz…
-
Ach tak! Widzisz, ostatnio ptaszki ćwierkały, ze twoja żona spotkała się z
szczurami z ministerstwa.. Czy to prawda?
-
Ja nie wiem… Panie ja nie wiem, ona nic mi nie mówii….- Mężczyzna upadł na
ziemie, kuląc się w spazmach bólu. Krzyk rozdarł komnaty pobudzając każdą,
nawet najmniejsza cząsteczkę powietrza. Każda tkanka próbowała wydostać się na,
zewnątrz, co spowodował silne drgania na całym ciele. Zdarte gardło nie było wstanie
błagać. Zakrwawione oczy nie mogły patrzeć na okrucieństwo. Kończyny odmówiły posłuszeństwa
przechodząc własne katusze. Serce biło w szaleńczym tempie nie zdolne się
zatrzymać. Płytki oddech utrudniał nabieranie, tak upragnionego powietrza. Łzy
płynęły po policzkach, kapiąc na pedantycznie czystą podłogę. Nawet, gdy
zaklęcie zostało cofnięte, ból nie ustał. Wręcz przeciwnie pokazał swoje
prawdziwe oblicze.
-
Wierny sługa kłamie w żywe oczy Panu? Czyżbyś się popsuł drogi Karoldzie? Nie
rób tak więcej. Finigusie!- Do sali wkroczył ciemnowłosy chłopak o przeraźliwie
jasnej cerze. Ukłonił się i podszedł do Gray’a. Pomógł mu wstać i zaczekał na dalsze
rozkazy.- Żeby mi to było ostatni raz.- Syknął.- Następnym razem nie będę aż
tak łaskawy. Znaj moją dobroć i wynoś się stąd! Jeśli stary Malfoy nie wyląduje
w Azkabanie, ty za to zapłacisz… Życiem. Wynocha!- Finigus wyprowadził Gray’a, zginając
się w pół przed wyjściem.
Malfoy zaparkował na
podjedzie przed dworkiem. Hermiona bez sowa wysiadła z auta i skierowała się do
drzwi. Draco bacznie się jej przyglądał, miał nadzieje, że jednak coś powie,
jednak ona milczała jak grób. Otworzył jej drzwi, by mogła wejść i pomógł ściągnąć
płaszczyk. Nadal milczała nawet nie podziękowała. Nic… Skierowała się do salonu
Malfoy’ów, gdzie była ostatnim razem. Po chwili przyszedł Lucjusz.
-Witam Panno Granger, cieszę się,
że nie zrezygnowała pani.- Malfoy Senior usiadł naprzeciw niej.
- Omawialiśmy to już ostatnim
razem, to moja praca, nie mogłam postąpić inaczej. A teraz proszę mnie uważnie
posłuchać. To nasze ostatnie spotkanie przed rozprawą. Oczekuje od pana
szczerości. Jeżeli nie powie mi pan wszystkiego nic z tego nie wyjdzie. Nic
mnie nie może zaskoczyć na tej rozprawie.
- Naturalnie, więc co pani
chce wiedzieć?- Hermiona wyciągnęła notes i długopis, patrząc na wcześniejsze notatki.
- Czy miał pan jakiekolwiek
powiązania z Rookwood’em? – Hermiona zauważyła jak Malfoy zaciska szczękę.-
Panie Malfoy, ja nie pytam o Voldemorta, tylko o Augustusa…
- Nie, nie służyłam mu.
Rozmawialiśmy, gdy mieliśmy tą samą rangę w Wewnętrznym Kręgu, za panowania
Czarnego Pana. I na tym kończą się moje relacje z tym człowiekiem…
Ale dlaczego pani pyta o
niego? Sprawę wytoczył Gray, a nie Rookwood..
- Mam podstawy twierdzić, iż
pan Gray oraz Rookwood „współpracują” ze sobą, nic więcej nie mogę panu
powiedzieć.- Lucjusz pokiwał głową na znak zrozumienia i pozwolił kontynuować
rozmowę.
- Jestem świadoma tego, że
adwokat Gray’a może podpuszczać nas zmyślonymi dowodami lub jakimiś
niemoralnymi prztykami, jednak musi to pan tolerować. Nie możemy sobie pozwolić
na żadne wybuchy złości, ponieważ może to być potraktowane jako przyznanie się
do winy. Jasne?- Po trzech godzinach nieustannego tłumaczenia celu i reguł panujących
na Sali rozpraw Hermiona udała się do domu. Chciała skorzystać z łazienki, gdy
zauważyła brązowo- srebrną pomykałówkę. Podeszła do sowy i odebrała od niej
gazetę oraz list.
Hermiona nie mogła uwierzyć
własnym oczom. Rosalie została zamordowana, a przecież ona ją ostrzegała. Ona wiedziała,
co jej grozi, ale mimo wszystko zgodziła się na spotkanie. To ten bydlak ją
zabił! To on chciał ją ukarać, a co najgorsze ona była temu wszystkiemu winna. To
przez nią ta kobieta nie żyje. Może gdyby nie prosiła o to spotkanie ona…
Pokręciła z niedowierzaniem głową. Skaże tego dupka na dożywocie w Azkabanie.
Tego akurat była pewna. Jeszcze nigdy nie była aż tak zdeterminowana by wygrać.
By pomścić ludzi, którzy „przeszkadzali” w wprowadzeniu tego chorego planu w życie. Sprawi,
że oni zapłacą, nie ruszając listu poszła do łazienki. Po godzinnej terapii pod
prysznicem była gotowa na kolejne rewelacje. Wielkie było jej zdziwienie, gdy
przeczytała całość.
Zapewne, gdy to czytasz, mnie już nie ma. Odpowiem na
twoje pytanie. Tak mam córkę, lecz jej nie uratujesz. Ona zginie tak samo jak i
ja. Jestem tego świadoma i piszę to z uśmiechem. W końcu odnajdzie spokój,
którego ja dać jej nie mogłam. Bo jeśli jesteś na tyle inteligentna, by
zrozumieć tą sytuację i jeśli zrozumiesz, o czym ci napisze położysz kres
wszystkiemu złu. Jeśli jednak nie podołasz, twoja ofiara pójdzie na marne:
Śmierć rozwiązaniem zagadki
By wydostać się z szeregu zła klatki
Krew przelana zapomnianej
Potężnej, lecz niekochanej
Każdy krok wydaje się mały
Ponieważ różne są ideały
Pokazanej chwały
Lecz efekt nie jest trwały
Znaleźć władcę sprawa żmudna
Łatwa, ale jednak trudna
Paradoks przeznaczenia
Kluczem do świata zmienienia
By śmiać się z cierpienia
Z zamkniętej rany krwawienia
Kiedyś los się odwróci
Radość i smutek skróci
Wraz z życiem
Zapomnianą śmiercią i wiecznym byciem
Rosalie Gray
Przepraszam za tak długą nieobecność, odzyskałam laptopa i udało mi się coś napisać, pewnie w następnej notce pojawi się rozprawa, muszę troszkę przyspieszyć, bo w przeciwnym razie do 100 się nie wyrobie... :D Miłego czytania!
Jesteś cudowna! Aaaaaaaaaaa- BOJĘ SIĘ O MIONĘ!! Cieszę się, że mogę czytać te notki, naprawdę, a Ron to cham jak zawsze :D
OdpowiedzUsuńZostałaś przyjęta z powodzeniem do Stowarzyszenia ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do dodania swojej daty urodzin do ramki 'Urodzinki nasze', żebyśmy mogły wspólnie je świętować ;)
Zapraszam także do głosowania na stronie głównej Stowarzyszenia w konkursie na najlepsza partówkę Dramione :)
I zapraszam do polubienia fanpage'a Stowarzyszenia :D
[ https://www.facebook.com/StowarzyszenieDHL ]
Pozdrawiam, Alex ;)