poniedziałek, 18 lutego 2013

11."A miał sie trzymać od niej z daleka"



     Czy jako małe dzieci zastanawialiście się, kim będziecie w przyszłości? Dziewczynki marzyły o pięknych sukniach, księciu z bajki, który przyjedzie na białym rumaku… Zamek upływający w luksusy i droga służba. Życie z bajek, które mama czytała na dobranoc… Wtedy były takie prawdziwe, takie realistyczne. Chłopaki marzyli o tym, by być takim jak Bob Budowniczy czy strażak Sam. Ratować, budować czuć się bohaterem. Jakie to było proste do zrealizowania. A lalki Barbie i wozy strażackie nam to ułatwiały. Jednak powoli te marzenia traciły na wartości. Dorastaliśmy i powoli zapominaliśmy o tym, co kiedyś było dla nas całym światem. Przykre, ale prawdziwe. Zabawki zaczęły znikać z naszych półek i pojawiały się książki, pierwsze listy miłosne i depresje spowodowane najbliższa kartkówką. Teraz to też było błahostką, bo te dzieci, które marzyły już nie wierzą w marzenia. Mały chłopiec jest teraz psychologiem, który słucha o różnych kłopotach ludzi. O załamaniach, zdradach czy śmierci bliskich im osób. Zapomniał, że kiedyś miał ściągać koty z drzew, jako strażak. Dla niego świat był szary i ponury, bo zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje na świecie. Sam przestał wierzyć w happyend. Mała dziewczynka teraz była lekarzem, który widział tyle wypadków i tyle łez wylanych przez rodziców dziewczynki, której niestety uratować się nie dało. Hermiona zastanawiała się, jakim cudem tak łatwo przepuściła tyle życia. Nie pamiętała wielu scen. A teraz nie miała czasu, by ja sobie przypomnieć. Była cały czas zajęta, zabiegana. Pomagała innym, a nie potrafiła pomóc sobie.  Zamieniała się w maszynę. Coraz rzadziej się śmiała, spotykała z przyjaciółmi. Tylko ostatnim razem, to spotkanie z Malfoy’em. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Od pamiętnego wieczoru nie zmrużyła oka. Sam zainteresowany nie odezwał się do niej. Przysłał jej tylko wiadomość, że jego ojciec nie może się z nią spotkać i podał termin na następny tydzień w czwartek. Nie była zła. Może i lepiej. Od rana siedziała nad papierami. Nie jadła. Nie była głodna. Pomyślała sobie, ze musi ze sobą coś zrobić. Z tego, co wiedziała to Teodor Nott otworzył nową knajpę na Pokątnej. Postanowiła sobie, ze tam zajrzy. Pracowała do 20.00.  Czyli jeszcze 3 godziny pomyślała i wzięła się do pracy.
Kolejne zabójstwo- pomyślała zrezygnowana. Czy oni nie mają nic innego do roboty tylko zabijać? Przecież jak im brakuje adrenaliny, to niech sobie poskaczą ze spadochronu. Jednak ona nie mogła nic zrobić. Kiedyś była świadkiem morderstwa chłopczyka. Miał 5 lat. Musiała wtedy zaprowadzić rodziców dziecka do kostnicy. Widziała tyle emocji na ich twarzy. Szok, niedowierzanie, ból, rozpacz, depresje, załamanie. Ona tylko patrzyła, obserwowała ile to kosztuje. Dlatego z wyboru, była sama. Nie chciała małżeństwa, bo mógł skończyć się rozwodem, nie chciała chłopaka, bo mógł zdradzić. Bała się, że się nie pozbiera. Do tej pory nie utrzymuje kontaktu z Ron’em. Pamiętała ten ból. Nie chciała o tym pamiętać, ale nie mogła tez zapomnieć. Jej praca właśnie dobiegła końca. Papiery i dokumenty zamknęła w sejfie. Resztę wzięła ze sobą. Zamknęła gabinet, a klucz z resztą akt podała sekretarce. Od razu teleportowała się do knajpy Nott’a. Chociaż była gryfonką a on ślizgonem, dogadywali się. Nie rozmawiała z nim, ale kiedyś przez przypadek spotkali się w bibliotece. Okazał się być obeznanym w temacie. Miło jej się z nim gadało i to by było na tyle. Po bitwie nie wiedziała, co się z nim stało, ale jakąś specjalnie ją to nie interesowało. Z daleka można było dostrzec kolorowy neon z nazwą lokalu. Machnęła różdżką i odesłała teczkę, tym samym zmieniając ubranie na bardziej dopasowane do imprezowego klimatu. Przed wejściem stało dwóch ochroniarzy. Jeden z nich otworzył jej drzwi by weszła do środka. Co, jak co, ale Nott znał się na rzeczy? Gdy tylko weszła, ujrzała wieszaki gdzie można było zostawić zbędną odzież. Na wprost znajdował się bar, gdzie dwóch barmanów podawało oprocentowane picie. Kelnerki w kusych strojach roznosiły zamówienia do stolików poustawianych pod ścianą, kilka metrów od lady baru. Po prawej stronie od wyjścia były jeszcze jedne drzwi, które prowadziły do tzw. Loży. Środek lokalu był pusty, wyłożony panelami, a pod ścianą znajdował się podest dla DJ, zabawiającego przybyłych imprezowiczów.  Usiadła przy barze i czekała, aż barman skończy obsługiwać wysoką blondynkę. Po chwili poprosił o zamówienie. Hermiona wybrała jakiegoś przyzwoitego drinka. Rozglądała się, obserwowała bawiących się nastolatków. Nagle ktoś do niej podszedł i usiadł na stołku obok. Barman podał jej drinka, a przybyły gość zamówił sobie to samo. Na te słowa odwróciła się, by odgonić niedoszłego flirciarza. Jednak zrezygnowała z tego pomysłu:
-Nott? Nie poznałam cię!
- No Granger, ja też miałem spore problemy. Później stwierdziłem, że dotrzymam ślicznej pani towarzystwa i proszę! Kogo moje piękne oczy widzą.
- Jak zawsze skromności można się od ciebie uczyć. Świetny lokal.
- A dziękuję. Wiesz, mi, kiedy pierwszy raz przekroczyłem próg tego pomieszczenia, byłem przekonany, że to nie wypali. To było 150 metrów kwadratowych. A nie było tu nic. No, ale skarbiec pełen, tatuś się zgodził, wiec nie widziałem więcej żadnych przeszkód.
- Opłacało się- dokończyła jednego drinka i zamówiła kolejnego.
- Tym razem na mój koszt- dodał były ślizgon
- Nie przesadzaj, jeszcze stać mnie na drinka…
- A w to nie wątpię, pani magister. No, no, no słyszałem jak to się urządziłaś w ministerstwie. A i ponoć pracujesz z moim kolegą z roku, nie?- Na te słowa Hermiona przychyliła szklankę, wypijając na raz całą zawartość.
- Nie psujmy tego wieczoru, dobrze?- Nott zaśmiał się i poprosił na chwilę kelnerkę. Szepnął jej coś na ucho, a ona tylko kiwnęła głową i odeszła. Hermiona nie żałowała sobie procentów, nawet do głowy jej nie przyszło, żeby czasem zaprzestać picia zbawczego płynu. Nott widząc to uśmiechnął się cwanie. „No i może dokonam cudu i zaliczę kujonkę Granger”.
- Granger może zatańczymy?- Hermionie szumiało w głowie. Chętnie pokiwała głową na znak zgody. Zaczęli tańczyć, a ręce Nott’a coraz śmielej krążyły po ciele byłej gryfonki. Oczywiście ona na to pozwalała. Z tą ilością procentów w głowie, nie widziała w tym nic złego. Nott uśmiechnął się w typowo ślizgoński sposób, przybliżył dziewczynę bliżej siebie i powiedział;
- No to może teraz pojedziemy do mnie?
Hermiona potrzebowała czasu, by się nad tym zastanowić, ale osobnik, który pojawił się kolo nich z nikąd nie potrzebował tyle czasu na odpowiedź:
- Siema Nott, fajna knajpa, pozwól, że zabiorę już Granger.
- Oooo, Siema Smoku, czyżby Granger potrzebowała ochroniarza?
- Możliwe, ma on ją chronić przed takimi jednymi, którzy próbują ja przelecieć. Ale na tobie się zawiodłem.… Nie wiedziałem, że laska musi być piana, żeby pójść z tobą do łóżka…
- A dlaczego ty masz być tym „bohaterem”.- Draco gdyby teraz mógł to pierwsza Avadę w swoim życiu przeznaczyłby na byłego kumpla z ławki.
- Może, dlatego, ze się z nią tu umówiłem, bo nie miała transportu do domu… POTRZEBUJESZ JESZCZE JAKIŚ WYJAŚNIEŃ?- Warknął rozwścieczony do granic możliwości. I chyba Nott to zauważył, bo bez słowa puścił, Hermionę, która nie wiedziała zbytnio, co się dzieje. Dlaczego oni się kłócą? Dlaczego Draco nie dał jej tańczyć? Dlaczego zabrał ja od tego miłego chłopaka? Takie i inne pytania krążyły po głowie panny Granger. Po chwili usłyszała krótkie polecenie:
- Granger, idź ładnie po kurtkę, ja jeszcze zamienię kilka słów ze starym kolegą.- Bez słowa sprzeciwu podeszła (Hmm raczej ona się chwiała…) do wieszaków i znalazła swój płaszczyk. Po 15 minutach przyszedł do niej Malfoy. Złapał ją pod rękę i zaprowadził do auta.  Zapuścił silnik i powoli ruszył do jego domu. Cisze przerwała dziewczyna:
- Draco, jesteś na mnie zły?
- Nie, nie jestem, Granger…
- Ale ja widzę… Z resztą to twoja wina…
- O czym ty gadasz? To moja wina, że się upiłaś?
- Tak, twoja. Od ostatniej kolacji nawet się do mnie nie odezwałeś. Nie mogłam spać po nocach, bo myślałam o tym pieprzonym pocałunku. A ty? Ty mnie olałeś! Nie odzywałeś się!
- Co ci miałem powiedzieć. Sam nie wiem, co wtedy sobie myślałem. No jakąś tak wyszło.
- Jasne, teraz musisz się jakąś z tego wywinąć. Przecież całowałeś szlame, co by powiedział na to ten zły Lucjusz Malfoy?
- Granger nie będę z tobą rozmawiał. Jesteś piana…
- Nie to nie. Foch! Nie odzywam się do ciebie i ty nie próbuj do mnie, bo i tak nie będę cię słuchać! Najlepiej daj mi święty spokój i wracaj do swojego arystokratycznego świata, a mnie zostaw w tym moim. W tym świecie, w którym nie ma ciebie!
Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać. Po chwili zasnęła. Malfoy ze zrezygnowaniem pokiwał głową i zatrzymał się przed swoim domem. Wziął dziewczynę na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Zdjął z niej ubrania, zostawiając ją tylko w bieliźnie. Musiał się napić. I tak z butelką Whisky, na kanapie spędził cały wieczór i całą noc… A miał się trzymać od niej z daleka…  


4 komentarze:

  1. Nawet nawet, ale "foch"? To takie szczeniackie ;p jak na poważną pani mecenas ;p i kochana jeden błąd co razi i jest śmieszny to "piana" kochana pijana ;p ale bardzo mi się podobał wstęp do notki :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję:D. Wiem z tym "fochem" przesadziłam, ale co mi tam ona była pijana XD. Jejku, normalnie, aż wstyd :P. A wstęp... Tu nie wiem, jak mam skomentować. Ciesze się, ze Ci się podoba:D. I generalnie czekam na następną notkę! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Opiekuńczy Draco to to co kubusie kochają najbardziej :::)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne nie no nie wiedzialam ze Hermioan wygaduje takie rzeczy po trunku alkocholowym. I ten foch byl najlepszy��
    Ślizgonka

    OdpowiedzUsuń