wtorek, 12 lutego 2013

7. Stephen Bern




  Hermiona czekała w małej kafejce na swojego gościa. Umówiła się z nim na 15.00, A i tak na miejscu była 15 minut przed czasem. Choć nikomu nie mówiła, bała się tego spotkania. Sama nie do końca wiedziała, dlaczego, ale ogarniał ja strach. Od zawsze kochała swoja prace. Dzięki niej miała satysfakcję, z tego, że rozwiązała następna sprawę czy wygrała kolejną rozprawę. Bardzo rzadko zgadzała się na przyjęcie posady adwokata, ale skrajne przypadki zmuszały ją do tego. Jednak ta sytuacja była inna. Zazwyczaj nie miała problemów z zbieraniem dowodów. Po prostu miała kartotekę, patrzyła na dane i umawiała się na spotkania czy zamawiała wyjazdy służbowe. A teraz? Dosyć, że wszystko było pogmatwane, to zamieszany był w to nie, kto inny tylko Lucjusz Malfoy. Człowiek, który uważał się za lepszego od niej. On nawet nie myślał o niej, jako o czarownicy. Od zawsze była dla niego nikim. Ewentualnie jakąś rasą, pod-ludzi, którzy nie mają prawa bytu. Jeszcze raz zerknęła na zegarek 14.57. Spojrzała na drzwi zobaczyła swojego gościa. „Jak zawsze punktualni”. Na początku był odrobinę zdezorientowany, ale gdy panna Granger podniosła się z miejsca od razu do niej podszedł;
-Witam, nazywam się Hermiona Granger. To ja prosiłam pana o spotkanie.
-Stephen Bern, w czym mogę pomóc?
-Widzi pan, panie Bern… Sprawa jest nad wyraz delikatna. A mianowicie, czy pamięta pan rozprawę z dnia 23 czerwca 1995 roku? Dotyczyła ona pana Graya’a. Oskarżony był o zabójstwo swojej córki. Skazał pan go na 10 lat pozbawienia wolności w Azkabanie.
- Tak… Pamiętam. Co w związku z tym? Od razu chciałbym zaznaczyć, że nie lubię o tym rozmawiać. Było to 7 lat temu, jestem profesjonalistą i otóż właśnie ta cecha nie pozwala mi rozpamiętywać okoliczności..
- Rozumiem pana, jednak bez pana pomocy, niewinny człowiek będzie skazany na śmierć.
- Proszę?
-Widzi pan, państwo Gray zarzucili mojemu klientowi przytrzymywanie córki. Jest to jednak nie możliwe gdyż ona nie żyje. Potrzebuje pańskiej pomocy. Inaczej nie dam rady przedstawić dowodów sprawy. Jak sam pan wie nie mogę wnieść aktu zgonu na sale rozpraw, iż jest to nie dopuszczalne? A nie mogę od razu postawić sprawy jasno i powiedzieć, ze córka Gray’ow nie żyje, bo jak mnie zapytają skąd wiem musze mieć jakieś poparcie. Więc?
- Zgoda. Jednak nikt nie może się o tym dowiedzieć do końca rozprawy. Jasne? Inaczej nie wystąpię.
- Oczywiście, Dziękuję…
Hermiona podała rękę byłemu adwokatowi i każdy poszedł w swoją stronę. Miała już świadka. Nie miała zielonego pojęcia, co kombinuje Gray, więc musiała być ostrożna. Stąpała po kruchym lodzie i doskonale o tym wiedziała.
   Tylko, co teraz? Musiałaby porozmawiać z Parley’em, ale nie była przekonana do tego pomysłu. Może już nie dzisiaj… Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 16.15. Pracowała dzisiaj, do 21, więc musiała wrócić do biura. Deportowała się do biura i poprosiła sekretarkę o silną kawę. Jeszcze dzisiaj musi zerknąć na papiery Malfoy’a seniora. Może uda jej się coś uzupełnić

Młody mężczyzna stał pod ogromna willą państwa Gray’ow. Właśnie teraz dotarł na miejsce. Dzwonił, lecz jak na razie nikt mu nie otworzył. Ponowił próbę i usłyszał tupot małego dziecka. „Nie to przecież nie możliwe”. Po chwili drzwi się powoli uchyliły, a w nich pojawiła się 10-12 letnia dziewczynka. Przyjrzała się dokładniej Malfoy’owi:
-Dzień Dobry. Pan do rodziców prawda?
- Owszem, są w domu.
- Nie teraz ich nie ma. Ale mama powinna wrócić za chwilkę. Może pan wejdzie?
Draco tylko kiwnął głową i skorzystał z propozycji dziewczynki. Ona zaś ugościła go w salonie. Przyglądał się wszystkiemu, próbując cokolwiek z tego zrozumieć. Wykorzystał sytuację i zaczął pytać dziewczynki, o to, co go najbardziej intrygowało;
- Jak się nazywasz?
Widać było, ze dziewczynka się zmieszała tym pytaniem i spuściła głowę na dół. Jednak, gdy znowu podniosła głowę do góry i spotkała się z granatowymi tęczówkami, odpowiedziała;
- Kate Gray.
- Czy twoje pełne imię to Kattrina Karabela Saradel Gray?
-Tak…
- Więc, o co w tym wszystkim chodzi!- Krzyknął zdezorientowany. Dziewczynka nawet nie zwróciła uwagi na wybuch Malfoy’a. Dalej tępo wpatrywała się w ścianę. Nagle usłyszeli, ze ktoś wchodzi do domu. Draco od razu się teleportował, uprzedzając dziewczynę, ze do tu nie było.

4 komentarze:

  1. Wow ale się pokombinowało. Już nic nie rozumiem :D jak widzę notka bez zarzutów, no prawie :P niemożliwe piszemy razem, a po 15-stej powinna być kropka :) i jeszcze to zdanie "był w to nie, kto inny tylko Lucjusz Malfoy." czy nie lepiej byłoby "był w to nie kto inny jak sam Lucjusz Malfoy" ? to tylko moja sugestia :D cieszę się, że podoba Ci się mój blog, nie mam zamiaru go porzucać i Ty też tego nie czyń :) dodaje Cię do linków. Życzę weny i wytrwałości :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? To faktycznie pokręcone, ale wydaje mi się, że to jest wtedy ciekawsze :D. Postaram się w następnych notkach jakąś to pomału wyjaśniać i prowadzić do końca :). Czekam na następną notkę u Ciebie :P

      Usuń
  2. No wciągnęło mnie twoje opowiadanie jest boskie :::) - Czarna

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale sie porobiło. Jestem ciekawa dalszych wydarzeń
    ~Ślizgonka

    OdpowiedzUsuń