wtorek, 12 marca 2013

14. Nie broniła się. Nie walczyła. Przecież i tak wiedziała, ze nie ma, o co.



Przepraszam za tak długą nie obecność, ale nauczyciele wręcz się znęcają nade mną, zadając tyle zadania, że nie wyrabiam. Wiem, że na pewien sposób to nie jest żadne tłumaczenie, więc jeszcze raz przepraszam i obiecuję poprawę.
Zapraszam do czytania i komentowania. Ostatnio nawet wyłączyłam weryfikację może kogoś to zachęci :).

 Najbardziej bolesnym znakiem zainteresowania jest ignorancja. Draco nie potrafił dłużej siedzieć w jednym pokoju z Granger. Nie wiedział, co mu jest, ale miał ochotę krzyczeć, płakać i wściekać się na wszystkich dookoła. Co się stało z tym nieczułym i zimnym arystokratą, którym do niedawna był? A teraz? Czuł jakby ziemia usuwała mu się spod nóg. Na początku chciał się zabawić. Lodowa dziewica w postaci byłej gryfonki to imponujące wyzwanie. Bawiło go to, jak się denerwowała lub próbowała udawać, ze wszystko ma pod kontrolą. Przynosiło mu to dużo frajdy. Czuł się wtedy jak dziecko. Bez zobowiązań, bez zmartwień. Pokiwał ze zrezygnowaniem głową. Nie doceniał tego, co przeleciało mu przez palce. Od ponad godziny siedział w swoim pokoju. Od kiedy ta szlama, weszła do jego domu nie miał odwagi zejść na dół. Przecież to jakiś absurd! Okrążył parę razy pokój i wyszedł na balkon. Rozejrzał się po estetycznym ogrodzie. Jego mama kochała ogrodnictwo. Miała mało spotykany talent. Wzniósł głowę do góry. Przyjrzał się niebu. Było lekko zachmurzone. Ten kolor przypominał mu kolor oczu jego ojca. Zimne i władcze. Gdyby to on dostał zadanie, w którym miałby zabić Granger, jutro odbywałby się jej pogrzeb. Byłoby tak z każdym człowiekiem, którego by miał się pozbyć. Nawet, gdy byłaby to Narcyza czy on. Zaobserwował mały punkt na niebie. Melancholijnie zbliżał się do jego balkonu. Czyżby kolejna sowa? Pomykałówka usiadła na balkonie i wpatrywała się w chłopaka. Była identyczna jak ta, która przyleciała do nie go wtedy. Wtedy, gdy dowiedział się, ze ma zabić. Wciągnął głośno powietrze. Słyszał jak Granger coś zawzięcie tłumaczy jego ojcu. Odwiązał liścik od zwierzątka i nakarmił ją. Sowa nie czekała na odpowiedź, co Draco odebrał z ulgą. Wrócił do pokoju.  Ciekawe, co teraz ma zrobić.
Stał się kimś, kim nie chciał nigdy być. Doskonale pamiętał jak jeszcze w Hogwarcie wyśmiewał się z popleczników Voldemorta. Kpił z tego, w jaki sposób Riddle ich traktuje, jak ich ustawia, a teraz to on był w takiej sytuacji. Był pionkiem, który w każdej chwili może zejść z planszy. Położył się na łóżku, wpatrując się w sufit. Po chwili wziął do ręki zwitek papieru. Odkleił czarny wosk. A może lepiej byłoby, nie otwierać tego listu? Przecież zawsze mógłby powiedzieć, ze sowa nie doleciała. Chyba nie był przygotowany na następne rewelacje.

Draco!
Jestem ciekawy jak ci idzie wypełnianie zadania. No nie powiem zaimponowałeś mi swoją odpowiedzią. Czyli oznacza to, ż e jeszcze nie popsułeś się do końca. Widzisz mam dla Ciebie coś na rozgrzewkę. Znasz Ann Aster? Jest sekretarką Twojej szlamy. Ona działa mi na nerwy, dlatego ją zabijesz. Nie wiem jak, nie wiem gdzie. Zostawiam ci pole do popisu. Nie zawiedź mnie Draco. Pamiętaj, ze nie ma ludzi niezastąpionych. Ty możesz być kolejny. A szkoda byłoby tak zdolnego chłopaka.
Rookwood.
Wyrzucił list do kominka i zaczekał aż spłonie, nie potrzebował kłopotów. Sięgnął po kurtkę i zszedł na dół. Granger jeszcze sobie na poszła. Może i lepiej:
- Wychodzę, biorę motor, nie wiem, kiedy wrócę. Nie czekajcie z kolacją.- I już go nie było. Wyszedł trzaskając drzwiami. Narcyza z zaniepokojeniem patrzyła na syna. Bardzo chciała mu pomóc, ale nie potrafiła.
Granger jeszcze przez chwile patrzyła na drzwi, za którymi zniknął chłopak. Po chwili jednak wróciła do tłumaczenia Malfoy’owi Seniorowi przebieg sprawy i ewentualne okoliczności zwrotne.
Do domu wróciła około godziny 21.15. Była wykończona, Lucjusz Malfoy kompletnie nie orientował się w specjalizacji spraw sądowych. Było to jak żmudne tłumaczenie dorosłemu człowiekowi, na czym polegają eliksiry… Powędrowała do swojej sypialni i zamknęła oczy. Poczuła jak każdy mięsień zaczyna się buntować przeciwko niej. Z błogiego stanu wyrwał ją dźwięk komórki. Sięgnęła po irytujący przedmiot i odebrała:
- Harry, oby to było coś ważnego… Cały ranek byłam w ministerstwie.
- Ann Aster twoja sekretarka jest nie przytomna, ale żyje. Ktoś ją zaatakował, nie wiemy, czym i nie wiemy, kto. Dasz rady przyjechać?
Nie odpowiedziała. Jej mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach. Kto to mógł być? Ann była niską blondynką o wielkich śmiejących się oczach. W nikim nie miała wroga. Była samotna z wyboru i każdą wolna chwilę poświęcała pracy. Przez myśl przebiegł jej wychodzący Malfoy, dzisiaj po południu. Jednak nie, przecież brał udział w misjach, chronił rodziny nieposiadające zdolności magicznych oraz był szpiegiem w gronie śmierciożerców. Hermiona w natychmiastowym tempie znalazła pod budynkiem ministerstwa. Nie rejestrując się przy ladzie pobiegła do windy. Przed wejściem do jej gabinetu stało paru aurorów. Wszystko było na swoim miejscu. Gdy weszła do pokoiku sekretarki, panował tam porządek. Papiery były położone w rogu biurka. Sejf nietknięty, nie był nawet zarysowany. Na środku leżała Ann, koło niej kucał Harry, a Ron rozmawiał przez telefon mocno akcentując każde wypowiedziane zdanie. Hermiona przystała przy wejściu i wpatrywała się w rudowłosego mężczyznę. Tyle bólu jej sprawił, a przecież był jej przyjacielem. Poczuła się słabo, jakby jakaś niewyjaśniona siła podcięła jej nogi. Oparła się o framugę drzwi głębiej oddychając. Kochała go, ale on nie rozumiał jej miłości. Prawda była taka, ze dziewczyna nigdy nie myślała o Ronie, jako o partnerze życiowym. Potrzebowała jego bliskości, ale jako brata i nikogo więcej. Harry podniósł lekko głowę do góry i zauważył Hermionę. Z daleka było widać, że jest zmieszana. Potter dał jej znak, by podeszła bliżej niego.
- Wezwałem pogotowie. Nic z tego nie rozumiem.- Złoty Chłopiec ściągnął okulary i potarł skronie ręką.- Nie ma śladów walki. Nawet nie wiem, jakie to było zaklęcie, rozumiesz? Ja szef departamentu tajemnic nie potrafię rozpoznać rzuconego zaklęcia.- Harry przeklął głośno i wyszedł, by porozmawiać z Aurorami. Hermiona usłyszała sygnał pogotowia. Odwróciła się w stronę drzwi, gdzie funkcjonariusze pomocy Munga rozkładali nosze. Nagle w drzwiach zobaczyła Ginny. Podeszła do rudej, która teraz rozmawiała z Harry’m spisując coś na kartkach.
- Hej Gin…- Najmłodsza latorośl państwa Weasley’ów odwróciła się do rozmówcy i o mało nie krzyknęła.
- Hermiono, jak ty wyglądasz?! Tobie to już nawet korekta nie pomoże…
- Też cię miło widzieć. Ja się czuje dobrze nie musisz pytać.- Warknęła Granger lekko się krzywiąc.- Mogę jechać do szpitala?
- Na przegląd? Bardzo chętnie cię wezmę.
- Nie chodzi mi o żaden przegląd! Ann jest moją sekretarką, interesuje mnie zdrowie moich pracowników.
- No dobrze już dobrze. Pojedziesz ze mną tylko już przestań.
Po piętnastu minutach byli już na miejscu. Ann Aster została podpięta do respiratorów, które wspomagały i mierzyły parametry życiowe. Ginny namówiła przyjaciółkę na kawę. Już miały schodzić na dół do małej kawiarenki szpitalnej, gdy trzech lekarzy wbiegło na korytarz, pchając noszę. Jeden w natychmiastowym tempie wręczył Gin papiery i wyrecytował:
- Draco Malfoy. Lat 23. Pod mocnym działaniem zaklęć niewybaczalnych. Stan pacjenta krytyczny.- Weasley jeszcze raz przeglądnęła papiery i ruszyła z resztą lekarzy.
Została sama. Na środku szpitalnego korytarza. Czuła jak grunt usuwa się jej spod nóg. Przecież to nie możliwe. To nie może być ten sam wkurzający, wiecznie zakochany w sobie arystokrata. Nie, to nie może być on. Osunęła się po ścianie w dół. Dlaczego wszystko, na czym jej zależało nagle się rozpada? Przypomniała sobie słowa mamy.

„ Dziesięcioletnia dziewczynka siedziała u mamy na kolanach. Było już późno i chłodno. Ale im to nie przeszkadzało. Obydwie siedziały na dużej huśtawce, wtulone w siebie. Po chwili mała dziewczynka podniosła głowę, bo spojrzeć na swój autorytet i zadać to pytanie, które ostatnio najczęściej zaprzątało jej główkę.
- Mamusiu, dlaczego czasami jest tak, że wszystko nam się psuje. Choćby tata. On jest dobrym tatusiem. Nie zasługuje na to, by teraz leżeć w szpitalu. Cierpieć powinni ci źli ludzie. A nie mój tatuś.- Dziecko spuściło wzrok na swoje kolana, jakby zawstydzone swoim pytaniem. Rodzicielka popatrzyła na córkę i uśmiechnęła się blado.
- Kochanie, pamiętaj jedno za każde cierpienie jest jakaś nagroda. Tatuś musi cierpieć, bo ktoś na górze tak mu zaplanował życie. Jednak ma swoją nagrodę. Ty nią jesteś i nic tego nie zmieni. Tatuś za niedługo do na wróci i będzie znowu uśmiechnięty. Ale tylko wtedy, gdy ty się do niego uśmiechniesz.”

Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Nie dawała sobie już z tym wszystkim rady. A najgorsza była świadomość, ze na nią nie czekała żadna nagroda. Nie miała rodziny. Nie miała niczego prócz firmy, ale nawet to ktoś próbuje jej odebrać.
- Proszę pani, czy wszystko w porządku?- Do Hermiony podszedł, magomedyk.
- Tak, wszystko dobrze.- Powiedziała drżącym głosem. Lekarz przyjrzał się podejrzliwie dziewczynie i wyciągnął do niej rękę.
- Proszę za mną.
Nie broniła się. Nie walczyła. Przecież i tak wiedziała, ze nie ma, o co.


Pół godziny wcześniej na obrzeżach Londynu.
- Przyszedłeś Draconie. Cały czas mi imponujesz. Jednak czeka cię kara. Nie zabiłeś jej. Pytam, dlaczego.- Malfoy podniósł głowę do góry i spojrzał, na Rookwood’a z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
- Widocznie zaklęcie nie zadziałało.- Powiedział ironicznie gasząc papierosa.
- Doprawdy? Crucio!- Blondyn upadł na podłogę wijąc się z bólu.- O popatrz to działa, ale skoro uważasz inaczej to wypróbujemy wszystkie.
Po godzinie Rookwood podszedł do chłopaka.
- Hmm, zabiłbym cię, ale jeśli po godzinie twoje tętno jest w miarę dobre to możesz się jeszcze przydać.- Powiedział do Malfoy’a, gasząc na jego ramieniu papierosa.- Glizdogon!- Do Sali wbiegł niski, gruby skrzat, głośno sapiąc.
- Tak panie?- Spytał nisko się schylając.
- Wyrzuć go gdzieś w widoczne miejsce. Może być na Nokturna, jeśli się ktoś nad nim zlituje, przeżyje. JUŻ!
-Tak panie.- Schylił się nisko i odszedł, lewitując ze sobą ciało.  

2 komentarze:

  1. Pięknie :D pięknie, pięknie!! :D Ostatnio mam mało czasu na czytanie :) podoba mi się ta notka - jak co u mnie coś nowego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie. Bardzo fajnie opisujesz emocje jakie towarzyszą bohaterom. Ogólnie przyjemnie się czyta. Mam nadzieję na happy end choć po tobie mogę sie spodziewać i tego złego zakończenia.
    Weny Miśka
    ~Ślizgonka

    OdpowiedzUsuń