niedziela, 24 lutego 2013

13. Czyżby wyrzuty sumienia? Nie, to nie możliwe. Bo przecież nie ma sumienia bez duszy. A ja swojej nie posiadam. -Draco



Patrzył jak krople deszczu spływają po szybie. Rookwood nie odpisał na jego list. Znaczyło to, że ta odpowiedź go usatysfakcjonowała. Zastanawiał się, na co się tak właściwie zgodził. Chociaż gdyby nie on to i tak ktoś by ją musiał zabić. Oszczędzi jej tylko bólu. Poczuł dziwną pustkę w sercu. Miał wrażenie jakby go tam nie było. Mama mu powtarzała, że człowiek jest tyle warty ile dobroci posiada w sercu. Czyli on jest totalnym wrakiem.Leżał w swojej sypialni od rana. Nie jadł, nie pił. Narcyza zauważyła dziwne zachowanie syna i poszła sprawdzić, co się z nim dzieje. Pukała do jego komnat, jednak nikt jej nie otworzył. Weszła do środka. Draco leżał na łożu, wpatrując się w sufit. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po jego policzku, spłynęła jedna, szkarłatna łza. Nie przejął się tym. Nawet jej nie poczuł. Narcyza podeszła do syna, a ten mozolnie odwrócił głowę w jej stronę. Spojrzał w oczy swojej rodzicielki. Widział je tyle razy. Teraz wyrażały one troskę, miłość i smutek.  Z powrotem przeniósł wzrok na sufit. Zastanawiał się nad tym, co znaczą te uczucia. Naprzykład miłość. Co to jest? Przynależność do drugiej osoby. Słuchanie jej i wykonywanie próśb czy poleceń.
- Synku, co się dzieje?- Narcyza przejechała ręką po platynowych włosach Draco.- Pierwszy raz w życiu widzę cię w takim stanie.
- Matko, nic mi nie jest. Zwykła depresja, przejdzie mi…- Draco lekko uśmiechnął się do Narcyzy jakby na potwierdzeni tych słów.- Naprawdę, nic mi nie jest. Nie martw się…
„-Słabości?
Ty żadnej…
Ja miałem jedną:
Kochałem.”
-Draco, przecież znam cię nie od dzisiaj, widzę, że coś jest nie tak.- Narcyza usiadła na skraju łóżka.- No już, zamieniam się w słuch.
- Mamo, muszę zabić. A wiesz, co jest najgorsze? Muszę zabić osobę, na której pierwszy raz w życiu mi zależy.- Po twarzy Dracona zaczęły płynąć łzy. Łzy bólu, bezradności, cierpienia. Nie mógł nic zrobić. Śmiercożercą zostawało się na całe życie. Było to nie odwracalne. I co z tego, że nie miał wypalonego mrocznego znaku? Ten fakt niczego nie zmieniał. Ród Malfoy’ów od zawsze służył Voldemortowi. Jedyną osobą, która odważyła się sprzeciwić erze Czarnego Pana, była jego babka Anastazja. Jednak jej waleczność poszła na marne. Została zabita przez samego Riddle’a na jego oczach.
- O czym ty opowiadasz? Przecież Czarny Pan został zgładzony, nikt ci nie może rozkazywać. Synku nie masz się, czym martwić.- Narcyza uśmiechnęła się do swojego pierworodnego. Zdziwiła się, gdy Draco wstał i wyciągnął z kieszeni wymiętą kartkę. Podał ją matce. Obserwował jej reakcję i patrzył na to jak szkliły jej się oczy. Patrzył jak uśmiech znika z twarzy, jak pomału gniecie list. Czuł się winny. Tyle razy widział jak jego ojciec zmusza matkę do łez. I on zrobił to samo, pokazując jej skrawek papieru. Narcyza podniosła wzrok z kartki na syna.
- Co zamierzasz zrobić? Chyba nie zgodzisz się na te chore warunki. Przecież to jakieś fanaberie.- Jednak młody Malfoy siedział jak zaklęty. Nie odezwał się chodź wiedział, ze matka domaga się wyjaśnień. Głos ugrzązł mu w gardle. Stać go było tylko na kiwnięcie.- Co to ma znaczyć? Draco, odezwij się…-Narcyza mówiła prawie, że błagalnym głosem.
- Zabije… Nie mam wyboru. Przecież, jeśli tego nie zrobię Rookwood postara się o to, by zabił ją ktoś inny… A czytałaś, co ten sukinsyn napisał. Nie dam z niej zrobić dziwki. Nie dam was skrzywdzić. Wiesz matko, teraz rozumiem naukę ojca. Z mojego punktu widzenia jest ona nawet logiczna. Jeśli człowiek nie posiada pozytywnych uczuć jest silniejszy. Nie zależy mu na niczym i to pozwala mu na przeżycie. Jeżeli jednak taka osoba poznaje, co to pozytywne uczucie to trawi go od środka. Mamo, ja czuje gdyby ktoś powoli wyciągał mi wnętrzności. Z czasem idzie się do tego przyzwyczaić. Myślę, ze te uczucia zepsuły Toma Riddle’a. Zagadując do niej po raz pierwszy, zdawałem sobie sprawę, że skazuję ja na pewną śmierć. Teraz muszę za to zapłacić.- Draco rzucił się na łóżko, chowając głowę w poduszki.- Matko, chcę pobyć sam. Pozwolisz?- Narcyza bez słowa wyszła z pokoju syna. Nie miała mu nic do powiedzenia. Nie potrafiła mu pomóc. Tak samo jak nie potrafiła pomóc mężowi. Tak bała się o niego. Nigdy nie chciałaby, Draco był tak sam jak ojciec. Chociaż zdawała sobie sprawę, że syn powinien widzieć w ojcu autorytet a nie wroga. Mimo to, wolałaby Draco nie brał z niego przykładu.
~*~
Zawsze cieszyła się końcem tygodnia. Perspektywa czwartku, spędzonego w towarzystwie Malfoy’a seniora nie była zbyt optymistyczna. Zajechała autem pod dworek Malfoy’ów. Chciała właśnie wysiadać z samochodu, ale coś ja powstrzymywało. Miała nieodparte wrażenie, że to nic nie da. Zerknęła do lusterka. Musi się jakąś przełamać. Przecież ma reprezentować tego człowieka, tak? Otworzyła drzwi nissana, głęboko oddychając. „Teraz albo nigdy”. Zamknęła auto i ruszyła do drzwi. Już miała dzwonić, lecz uprzedził ją lokaj.
- Dzień Dobry… Panienka, do kogo?- Kamerdyner nie był zadowolony z tego, że ktoś odwiedził państwa Malfoy.
- Dzień Dobry, nazywam się Hermiona Granger. Przyszłam do pana Lucjusza Malfoy’a.- Rozmówca zmierzył ja niechętnym spojrzeniem. Miał coś mówić, jednak ktoś go wyręczył.
- Armistrze, kto przyszedł?
- Panicz Malfoy… Panna Granger, ponoć do pańskiego ojca.
- Zgadza się, niech wejdzie…- Hermiona myślała, ze będzie miał jakieś pretensje do niej, co do ostatniego spotkania. A on? Nic. Odwrócił się na pięcie i poszedł. Nawet się nie przywitał.
Kamerdyner wpuścił ja do środka. Po chwili została zaproszona do salonu, w którym pamiętnej nocy spał Draco.
Usiadła na fotelu, czekając na swojego (jak by nie było) klienta. Nie wiedziała, dlaczego, ale czuła się jak intruz. Czuła, że narusza jakąś prywatną przestrzeń, w której nie powinna się znaleźć. Spuściła głowę na dół, wpatrując się w swoje kolana. Po chwili usłyszała chrząknięcie. Podniosła wzrok, spotykając się z zimnymi tęczówkami. Ogarnęła nerwowo włosy:
- Witam, Hermiona Granger. Miałam pana reprezentować. Podtrzymuje pan to stanowisko?- Hermiona od razu przeszła do profesjonalnego tonu.
- Dzień Dobry… No cóż, z tego, co wiem pani jest najlepsza… A takiej obrony potrzebuję.
- Potrzebuje pan obrony, ale i niezbitych dowodów na pańską niewinność. Dlatego musimy, za wszelką cenę dowiedzieć się czegoś kompromitującego, poniżającego lub obciążającego Karold’a Graya’a.

środa, 20 lutego 2013

12."Zabiję ją"



Dedykacja dla Konoe Subaru. Dziękuje Ci ślicznie za wsparcie : D… Jest to dla mnie bardzo ważne, dziękuję za wszelkie wskazówki i poprawy :). Tak naprawdę to nie wiem ile będzie jeszcze notek do epilogu, ale nie przywiduje zbytniej ilości:). Oczywiście dokończę to w sposób w jak chciałam. Tak, więc zapraszam :)
~*~
Czy byliście kiedyś w sytuacji bez wyjścia? Niektórzy sądzą, że takowych nie ma. A jednak… Chociażby tzw. „złote klatki”. Co wtedy, gdy żona ma wszystko? Piękny dom, ogród. Drogie suknie i luksusowe spotkania. Powiedzielibyście żyć nie umierać. Jest tylko jeden szczegół. Owa kobieta, choć zamężna, była sama. Mąż ciągle pracował, a ona nie miała pewności czy był jej wierny. Nie chciała zarzucać mu zdrady, bo nie miała dowodów… I tak przez całe życie. Całkiem sama, ale do czasu. Kobieta dowiedziała się, że jest w ciąży. Jej mąż, gdy się dowiedział, że to syn, był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wszystko się zmieniło po urodzeniu dziecka. Mąż wtedy stał się tyranem. Ta oto krótka historia była zapisana na skrawku kartki. Hermiona przeczytała ją, gdy obudziła się w nie wiadomym jej miejscu. Rozejrzała się dookoła, po całej sypialni. Piękna, rzeźbiona komoda, była z takiego samego drewna, co reszta mebli. Podeszła do okna. Widok zaparł jej dech w piersiach. Piękny ogród z licznymi labiryntami. Po środku znajdowała się śliczna fontanna. Widać, że wykonana była na specjalne zamówienie. Dziewczyna, zerknęła do lusterka. Dopiero teraz zauważyła, że była w samej bieliźnie. Głowa bolała ją niemiłosiernie. Najchętniej to, by jeszcze sobie pospała, ale wiedziała, ze musi się dowiedzieć gdzie jest, dlaczego i jak tu właściwie się robi. Pamiętała tylko to, że wczoraj po pracy poszła do klubu Nott’a. A później film się jej urwał. Usiadła na skraju łóżka i ukryła twarz w dłoniach. „Co ja właściwie zrobiłam? Przecież to niedopuszczalne.… Jestem kierownikiem działu Departamentu Tajemnic. Sprawdzałam się w roli obrony, mecenasa i aurora. Nie mogę pozwolić sobie na takie słabości.” Nagle w jej głowie odezwał się natrętny głosik.
„Przecież wiesz, dlaczego to zrobiłaś. To przez niego”
Teraz miała ochotę zapaść się pod ziemie. Sama się do tego nie przyznawała, ale ten młody zapatrzony w siebie arystokrata, niebezpiecznie naruszał jej psychikę.
Strasznie paliło ją w gardle. Musiała się czegoś napić. Ogarnęła wzrokiem pomieszczenie i zauważyła, że na łóżku leży niebieska koszula. Po zapachu perfum, stwierdziła, że należy do Malfoy’a. „No nic, pożyczę sobie”. Koszula Malfoy’a sięgała jej do kolan, tworząc mini togę. Nie rozczulając się nad wyglądem wyszła z pokoju na długi korytarz. Na ścianach powywieszane były portrety przodków rodu Malfoy’ów. Wszystkie jeszcze spały. Hermiona na palcach dotarła do schodów, które prowadziły dwie kondygnacje niżej. „Merlinie, a Malfoy mnie musiał tutaj nieść…”- Pomyślała sobie.  Stanęła w holu prowadzącego do różnych pomieszczeń. „No i co teraz?”. Przecież nie mogła zaglądać mu we wszystkie zakamarki… Weszła do pierwszych lepszych drzwi. Okazało się, ze prowadzą one do ogromnego salonu. Rozejrzała się dookoła. Na kanapie spał Malfoy. Na podłodze leżała butelka po Whisky. Zastanawiała się nad tym czy go nie zbudzić. Ale przecież to nie miało sensu. Zbudziłaby go i co by mu powiedziała? „ Dzień Dobry Malfoy, przepraszam za kłopot. To może ja już pójdę. Na razie.” Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Zastanowiła się jeszcze chwilkę i już wiedziała, co zrobi… Wzięła kartkę i napisała kilka słów. Później się deportowała, prosto do domu. Musi z tym skończyć. Miała już dosyć wszystkiego, co ją otaczało. I nagle przypomniała sobie o tym, o czym chciała dawno zapomnieć.


„Piękna pogoda zachęcała uczniów Hogwartu do wyjścia na zewnątrz. Hermiona już miała dosyć siedzenia nad książkami. Zastanawiała się, po co robi jak i tak już zdała OWTM-y*. Udała się, więc pod swoje ulubione drzewo, by się zrelaksować. Ostatnimi czasy bardzo zbliżyła się do jednego ze ślizgonów. Tak naprawdę to już nie wiedziała, kto jest jej przyjacielem a kto jej wrogiem. Wszystko jej się poprzewracało do góry nogami. Nie zamierzała tego naprawiać, tak po prostu było dobrze. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Po ostatnim pocałunku Malfoy’a przestała normalnie funkcjonować. Coraz częściej myślała jak ślizgonka, a nie jak przykładna mieszkanka domu lwa. Jej przemyślenia przerwał biegnący w jej stronę Ron. Ucieszyła się na jego widok, ale za chwile ten uśmiech zszedł z jej twarzy:
- Zwykła szmata! Jak mogłaś?! Nie wierze, że mogłem cię kochać! Jesteś nic nie wartą szlamą! – Obserwował jak zmienia się jej wyraz twarzy, ale nie przestawał krzyczeć, przecież miał rację. Bynajmniej w jego odczuciu..
-Ron uspokój się proszę. Nie rób scen… Może porozmawiamy w Hogwarcie?
- Nie zamierzam być spokojny. Pytałem jak do ku**y nędzy mogłaś? Uważałem cię za przyjaciółkę, a ty? No odezwij się!- Harry usłyszał krzyki Rona i od razu podbiegł do nich, by załagodzić sytuacje, jednak wtedy nie wiedział, ze jest to niemożliwe…
-, Co tu się dzieje? Ron uspokój się, nie rób Mionie awantury…- Teraz młody Weasley poczerwieniał jeszcze bardziej. Wokół nich pojawił się tłum gapiów.
- Jak do cholery możesz jej bronić- wyciągnął różdżkę kierując ją przeciwko Hermionie.- Wiesz, co ona zrobiła? To zwykła mugolska dziwka Malfoy’a! Liże się z nim po kątach, a później udaje naszą przyjaciółkę?! O nie! Niech spier***a, albo nie, ja się jej pozbędę! – Ron miał już wypowiedzieć dwa śmiercionośne słowa, jednak przeszkodził mu w tym Snape.”  

I choć od tego czasu minęło 5 lat, nadal bolało. Pamiętała każde słowo i obelgę, kierowana w jej stronę. Nawet nie wiedziała, kiedy, łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Musiała się położyć spać. Gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki, zaspała kamiennym snem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dracona obudziła bolący kark. Wyprostował się i pierwsze, co zobaczył to wielki bałagan. Wszędzie walały się puste butelki po alkoholu. Złapał się za głowę i poszedł do kuchni. Z butelką zimnej wody, usiadł przy stole. Tam zauważył małą karteczkę, rozwinął ją i zaczął czytać:


Przepraszam, Dziękuję, Proszę
Przepraszam- Za kłopot, więcej nie dopuszczę do takiej sytuacji, obiecuję
Dziękuję- Za to, co zrobiłeś, choć nie pamiętam wszystkiego jestem wdzięczna…
Proszę- O to byśmy przestali. Nie widzę zbytniego sensu w tym sformułowaniu, jednak sam wiesz, że to do niczego nie prowadzi. Po prostu wróćmy do swoich światów. Draco tak będzie lepiej dla mnie i dla ciebie.
Kierownik Działu Departamentu Tajemnic
Hermiona Granger. 

On uważał inaczej. I tak postawi na swoim, wkurzony do granic możliwości wyrzucił list do kosza. Musiał się przewietrzyć. Po około godzinie wrócił do domu. Na parapecie w sypialni, czekała na niego mała, czarna pomykałówka. Zdziwił się widząc ptaka, ale odwiązał liścik. Sówka nie odleciała, czyli, ze jednak czekała na odpowiedź.

Drogi Draco!
Nie za dobrze ci się powodzi?  Może i Czarny Panie nie żyje, ale ty ciągle jesteś z rodu Malfoy’ów. A wiesz, ze od tego nie ma odwrotu. Coś ostatnio do nas nie zaglądałeś… Zauważyłem, że za dobrze dogadujesz się z Granger. Ciekawa osóbka. A jaka w łóżku? Mam propozycje, zabij ją a oszczędzisz rodziców i jej mocniejszych wrażeń. Obiecuje ci, że jeśli tego nie zrobisz pożegnasz się z mamą i tatą. Będziesz patrzył jak umierają, jak inni ich torturują. A jeśli chodzi o dziewczynę; Crabbe ostatnio wspominał coś o miłości francuskiej… Może nawet dam ci na to popatrzeć… Zobaczymy, czekam na twoją odpowiedź. Jeśli się zdecydujesz, zadanie ma być zakończone po rozprawie Lucjusz Malfoy’a. Jak go wybroni, masz na to dwa tygodnie, by jeszcze się pobawić w romantycznego chłopca z różą w pysku. Jeśli go nie wybroni masz na to 2 dni. Później chce widzieć informacje w Proroku o jej przypadkowej śmierci… Zrozumiałeś?

Z uwielbieniem Augustus Rookwood

 

Draco był zawsze zrównoważonym człowiekiem, dlatego po rozważeniu za i przeciw podjął decyzje. Zabrał kawałek papieru i naskrobał odpowiedź.

Rookwood!

Zabije ją. Do tego czasu nie waż się dotykać ani jej, ani moich rodziców

D.M.

Nie był z tego zadowolony, był wręcz załamany, ale śmiercożercą zostawało się na całe życie i on o tym wiedział. Nie ważne ile „swoich” posłał do azkabanu. Ilu zabił, dalej był jednym z nich i musiał wypełnić zadanie. Nawet gdyby on tego nie zrobił, zrobiłby to ktoś inny. W bardziej okrutny sposób. Dlatego się zgodził… Dla jej dobra…

OWTM*- to tak dla niewtajemniczonych to Okropnie Wyczerpujący Test Magiczny

poniedziałek, 18 lutego 2013

11."A miał sie trzymać od niej z daleka"



     Czy jako małe dzieci zastanawialiście się, kim będziecie w przyszłości? Dziewczynki marzyły o pięknych sukniach, księciu z bajki, który przyjedzie na białym rumaku… Zamek upływający w luksusy i droga służba. Życie z bajek, które mama czytała na dobranoc… Wtedy były takie prawdziwe, takie realistyczne. Chłopaki marzyli o tym, by być takim jak Bob Budowniczy czy strażak Sam. Ratować, budować czuć się bohaterem. Jakie to było proste do zrealizowania. A lalki Barbie i wozy strażackie nam to ułatwiały. Jednak powoli te marzenia traciły na wartości. Dorastaliśmy i powoli zapominaliśmy o tym, co kiedyś było dla nas całym światem. Przykre, ale prawdziwe. Zabawki zaczęły znikać z naszych półek i pojawiały się książki, pierwsze listy miłosne i depresje spowodowane najbliższa kartkówką. Teraz to też było błahostką, bo te dzieci, które marzyły już nie wierzą w marzenia. Mały chłopiec jest teraz psychologiem, który słucha o różnych kłopotach ludzi. O załamaniach, zdradach czy śmierci bliskich im osób. Zapomniał, że kiedyś miał ściągać koty z drzew, jako strażak. Dla niego świat był szary i ponury, bo zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje na świecie. Sam przestał wierzyć w happyend. Mała dziewczynka teraz była lekarzem, który widział tyle wypadków i tyle łez wylanych przez rodziców dziewczynki, której niestety uratować się nie dało. Hermiona zastanawiała się, jakim cudem tak łatwo przepuściła tyle życia. Nie pamiętała wielu scen. A teraz nie miała czasu, by ja sobie przypomnieć. Była cały czas zajęta, zabiegana. Pomagała innym, a nie potrafiła pomóc sobie.  Zamieniała się w maszynę. Coraz rzadziej się śmiała, spotykała z przyjaciółmi. Tylko ostatnim razem, to spotkanie z Malfoy’em. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Od pamiętnego wieczoru nie zmrużyła oka. Sam zainteresowany nie odezwał się do niej. Przysłał jej tylko wiadomość, że jego ojciec nie może się z nią spotkać i podał termin na następny tydzień w czwartek. Nie była zła. Może i lepiej. Od rana siedziała nad papierami. Nie jadła. Nie była głodna. Pomyślała sobie, ze musi ze sobą coś zrobić. Z tego, co wiedziała to Teodor Nott otworzył nową knajpę na Pokątnej. Postanowiła sobie, ze tam zajrzy. Pracowała do 20.00.  Czyli jeszcze 3 godziny pomyślała i wzięła się do pracy.
Kolejne zabójstwo- pomyślała zrezygnowana. Czy oni nie mają nic innego do roboty tylko zabijać? Przecież jak im brakuje adrenaliny, to niech sobie poskaczą ze spadochronu. Jednak ona nie mogła nic zrobić. Kiedyś była świadkiem morderstwa chłopczyka. Miał 5 lat. Musiała wtedy zaprowadzić rodziców dziecka do kostnicy. Widziała tyle emocji na ich twarzy. Szok, niedowierzanie, ból, rozpacz, depresje, załamanie. Ona tylko patrzyła, obserwowała ile to kosztuje. Dlatego z wyboru, była sama. Nie chciała małżeństwa, bo mógł skończyć się rozwodem, nie chciała chłopaka, bo mógł zdradzić. Bała się, że się nie pozbiera. Do tej pory nie utrzymuje kontaktu z Ron’em. Pamiętała ten ból. Nie chciała o tym pamiętać, ale nie mogła tez zapomnieć. Jej praca właśnie dobiegła końca. Papiery i dokumenty zamknęła w sejfie. Resztę wzięła ze sobą. Zamknęła gabinet, a klucz z resztą akt podała sekretarce. Od razu teleportowała się do knajpy Nott’a. Chociaż była gryfonką a on ślizgonem, dogadywali się. Nie rozmawiała z nim, ale kiedyś przez przypadek spotkali się w bibliotece. Okazał się być obeznanym w temacie. Miło jej się z nim gadało i to by było na tyle. Po bitwie nie wiedziała, co się z nim stało, ale jakąś specjalnie ją to nie interesowało. Z daleka można było dostrzec kolorowy neon z nazwą lokalu. Machnęła różdżką i odesłała teczkę, tym samym zmieniając ubranie na bardziej dopasowane do imprezowego klimatu. Przed wejściem stało dwóch ochroniarzy. Jeden z nich otworzył jej drzwi by weszła do środka. Co, jak co, ale Nott znał się na rzeczy? Gdy tylko weszła, ujrzała wieszaki gdzie można było zostawić zbędną odzież. Na wprost znajdował się bar, gdzie dwóch barmanów podawało oprocentowane picie. Kelnerki w kusych strojach roznosiły zamówienia do stolików poustawianych pod ścianą, kilka metrów od lady baru. Po prawej stronie od wyjścia były jeszcze jedne drzwi, które prowadziły do tzw. Loży. Środek lokalu był pusty, wyłożony panelami, a pod ścianą znajdował się podest dla DJ, zabawiającego przybyłych imprezowiczów.  Usiadła przy barze i czekała, aż barman skończy obsługiwać wysoką blondynkę. Po chwili poprosił o zamówienie. Hermiona wybrała jakiegoś przyzwoitego drinka. Rozglądała się, obserwowała bawiących się nastolatków. Nagle ktoś do niej podszedł i usiadł na stołku obok. Barman podał jej drinka, a przybyły gość zamówił sobie to samo. Na te słowa odwróciła się, by odgonić niedoszłego flirciarza. Jednak zrezygnowała z tego pomysłu:
-Nott? Nie poznałam cię!
- No Granger, ja też miałem spore problemy. Później stwierdziłem, że dotrzymam ślicznej pani towarzystwa i proszę! Kogo moje piękne oczy widzą.
- Jak zawsze skromności można się od ciebie uczyć. Świetny lokal.
- A dziękuję. Wiesz, mi, kiedy pierwszy raz przekroczyłem próg tego pomieszczenia, byłem przekonany, że to nie wypali. To było 150 metrów kwadratowych. A nie było tu nic. No, ale skarbiec pełen, tatuś się zgodził, wiec nie widziałem więcej żadnych przeszkód.
- Opłacało się- dokończyła jednego drinka i zamówiła kolejnego.
- Tym razem na mój koszt- dodał były ślizgon
- Nie przesadzaj, jeszcze stać mnie na drinka…
- A w to nie wątpię, pani magister. No, no, no słyszałem jak to się urządziłaś w ministerstwie. A i ponoć pracujesz z moim kolegą z roku, nie?- Na te słowa Hermiona przychyliła szklankę, wypijając na raz całą zawartość.
- Nie psujmy tego wieczoru, dobrze?- Nott zaśmiał się i poprosił na chwilę kelnerkę. Szepnął jej coś na ucho, a ona tylko kiwnęła głową i odeszła. Hermiona nie żałowała sobie procentów, nawet do głowy jej nie przyszło, żeby czasem zaprzestać picia zbawczego płynu. Nott widząc to uśmiechnął się cwanie. „No i może dokonam cudu i zaliczę kujonkę Granger”.
- Granger może zatańczymy?- Hermionie szumiało w głowie. Chętnie pokiwała głową na znak zgody. Zaczęli tańczyć, a ręce Nott’a coraz śmielej krążyły po ciele byłej gryfonki. Oczywiście ona na to pozwalała. Z tą ilością procentów w głowie, nie widziała w tym nic złego. Nott uśmiechnął się w typowo ślizgoński sposób, przybliżył dziewczynę bliżej siebie i powiedział;
- No to może teraz pojedziemy do mnie?
Hermiona potrzebowała czasu, by się nad tym zastanowić, ale osobnik, który pojawił się kolo nich z nikąd nie potrzebował tyle czasu na odpowiedź:
- Siema Nott, fajna knajpa, pozwól, że zabiorę już Granger.
- Oooo, Siema Smoku, czyżby Granger potrzebowała ochroniarza?
- Możliwe, ma on ją chronić przed takimi jednymi, którzy próbują ja przelecieć. Ale na tobie się zawiodłem.… Nie wiedziałem, że laska musi być piana, żeby pójść z tobą do łóżka…
- A dlaczego ty masz być tym „bohaterem”.- Draco gdyby teraz mógł to pierwsza Avadę w swoim życiu przeznaczyłby na byłego kumpla z ławki.
- Może, dlatego, ze się z nią tu umówiłem, bo nie miała transportu do domu… POTRZEBUJESZ JESZCZE JAKIŚ WYJAŚNIEŃ?- Warknął rozwścieczony do granic możliwości. I chyba Nott to zauważył, bo bez słowa puścił, Hermionę, która nie wiedziała zbytnio, co się dzieje. Dlaczego oni się kłócą? Dlaczego Draco nie dał jej tańczyć? Dlaczego zabrał ja od tego miłego chłopaka? Takie i inne pytania krążyły po głowie panny Granger. Po chwili usłyszała krótkie polecenie:
- Granger, idź ładnie po kurtkę, ja jeszcze zamienię kilka słów ze starym kolegą.- Bez słowa sprzeciwu podeszła (Hmm raczej ona się chwiała…) do wieszaków i znalazła swój płaszczyk. Po 15 minutach przyszedł do niej Malfoy. Złapał ją pod rękę i zaprowadził do auta.  Zapuścił silnik i powoli ruszył do jego domu. Cisze przerwała dziewczyna:
- Draco, jesteś na mnie zły?
- Nie, nie jestem, Granger…
- Ale ja widzę… Z resztą to twoja wina…
- O czym ty gadasz? To moja wina, że się upiłaś?
- Tak, twoja. Od ostatniej kolacji nawet się do mnie nie odezwałeś. Nie mogłam spać po nocach, bo myślałam o tym pieprzonym pocałunku. A ty? Ty mnie olałeś! Nie odzywałeś się!
- Co ci miałem powiedzieć. Sam nie wiem, co wtedy sobie myślałem. No jakąś tak wyszło.
- Jasne, teraz musisz się jakąś z tego wywinąć. Przecież całowałeś szlame, co by powiedział na to ten zły Lucjusz Malfoy?
- Granger nie będę z tobą rozmawiał. Jesteś piana…
- Nie to nie. Foch! Nie odzywam się do ciebie i ty nie próbuj do mnie, bo i tak nie będę cię słuchać! Najlepiej daj mi święty spokój i wracaj do swojego arystokratycznego świata, a mnie zostaw w tym moim. W tym świecie, w którym nie ma ciebie!
Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać. Po chwili zasnęła. Malfoy ze zrezygnowaniem pokiwał głową i zatrzymał się przed swoim domem. Wziął dziewczynę na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Zdjął z niej ubrania, zostawiając ją tylko w bieliźnie. Musiał się napić. I tak z butelką Whisky, na kanapie spędził cały wieczór i całą noc… A miał się trzymać od niej z daleka…  


piątek, 15 lutego 2013

10. Pamiętnik i Spotkanie



Hermiona nie mogła spać tej nocy. Wszystko ją denerwowało. Po dwóch godzinach męczarni, zdenerwowana wstała z łóżka. Wiedziała, że już nie zaśpi… Zerknęła na zegarek; 04.15. Z zrezygnowaniem pokręciła głową i ubrała się w rozciągnięty dres. Tak naprawdę to nie miała pojęcia, czym się tak denerwuje. Rozprawa odbywała się za równe 39 dni. Czy bała się, że przegra? Chyba nie. Przecież zawsze wygrywała każdą sprawę. Ubrała adidasy i wyszła na pole. Musiała pobiegać i jakąś odreagować… Zarzuciła kaptur na głowę i ruszyła w stronę parku. Po godzinie biegania była wykończona. Cudem dotarła do domu i zaparzyła sobie kawę. Przebrała się w ciuchy bardziej dopasowane do jej zawodu. Miała do pracy na 6.00. Jednak już o 5.15 Była na miejscu. Jej sekretarki nie było jeszcze w pracy. Zabrała wszystkie dokumenty z jej biurka i otworzyła gabinet. Po ogólnym rozpatrzeniu akt, zobaczyła, że Harry zmienił jej grafik. Według tego planu miała do przeanalizowania dwie rozprawy zabójstwa i zaginięcia. Do tego jej szef chciał mieć rozpatrzenie jeszcze w tym tygodniu. Wzięła papiery i od razu ruszyła do biura Potter’a. Rozjuszona wpadła do środka, jednak nikogo nie zastała. Już miała wychodzić, gdy w drzwiach pojawił się Zabini.
- Dzień Dobry Granger. Szukasz Potter’a?
- Cześć Blaise, owszem.- Hermiona biła się z myślami. Chciała zapytać chłopaka, co myśli o ciąży Ginny, ale wiedziała, ze to niej jej sprawa. Odsunęła krzesło od biurka i usiadła, zerkając na Zabini’ego.
-Granger, jak się czuje Ruda? Ostatnio wyszła z domu, nie wróciła na noc. Martwię się.- Zajął miejsce koło dziewczyny- Ja nie wiem, co mam o tym myśleć…
- Dziwisz się, że uciekła? Przecież nawet się do niej nie odezwałeś. Wiesz, ze ona chce uciec? Myśli, że jak zniknie z twojego życia, będzie jej lżej, a tobie zaoszczędzi kłopotu.
-, Ale to przecież głupstwo! Ona nie może tego zrobić, to też moje dziecko!- Krzyknął, wstając z miejsca.
- Wiesz, to ty musisz z nią porozmawiać, ja tu przyszłam, bo Harry’ego poniosła fantazja. Myśli, że do końca tego tygodnia, będzie miał raport z dwóch rozpraw. A przecież prowadzę sprawę Malfoy’a seniora. Nie wyrobię- jęknęła, wstając z miejsca.
- No to ja mogę je przyjąć- powiedział ożywiony Diabeł. Hermiona od razu podała mu papiery.
- Jesteś kochany, dziękuję!- Panna Granger w skowronkach ruszyła do swojego biura. Musiała pouzupełniać resztę papierów. Musiała skończyć o 19.00. Bardzo żałowała, że zgodziła się na spotkanie z Malfoy’em. Nie miała na to czasu ani ochoty. No, ale przecież gryfoni nie łamią danego słowa. Nie da mu tej satysfakcji.

Draco Malfoy od zawsze był postrzegany, jako zimny drań bez serca. Wrabiał sobie tą opinię przez cały czas, kiedy był w Hogwarcie. Wszyscy myśleli, ze ma „złote życie”. Wywodził z bogatego, arystokratycznego rodu. Rodzice byli szanowani w całym świecie magicznym. Matka od zawsze odznaczała się wyrafinowaniem i profesjonalizmem. Ojciec był zaradny i od zawsze dumny z tego, kim jest. Mały Draco widział w nim autorytet. Często mówił do mamy, „że gdy dorośnie chce być taki jak tata”. Narcyza wtedy uśmiechała się smutno do synka i całowała go w czubek głowy. Wtedy nie rozumiał jej zachowania. Nie wiedział, dlaczego była taka smutna. Teraz zdawał sobie z tego sprawę. Jego ojciec był tyranem. Bił jego matkę i torturował jedynego syna. Doskonale pamiętał, że kiedyś robił wszystko, by usłyszeć słowa pochwały z ust ojca. Tak bardzo chciałby on był z niego dumny. Pomału dorastał i zaczął rozumieć, że to nigdy nie nastąpi. Z czasem znienawidził ojca. Tyle razy widział jak bije matkę, jak ją poniżał. Jednak nie mógł nic zrobić. Lucjusz, od kiedy pamiętał, powtarzał mu, że kiedyś będzie miał zaszczyt służyć komuś, kto ma władzę absolutną. Opowiadał o tym człowieku, jako o wszechmogącym. Dawał on szczęście i pieniądze lub zabierał życie. Z czasem ojciec wpoił mu szacunek do tej osoby. Teraz wiedział, że ten potwór nie zasługiwał ani na miano osoby, ani na jego szacunek. Bo jak można szanować maszynę do zabijania? Nie chciał być zwykłym sługusem. Nie chciał być pionkiem, którym pomiatano lub ściągano z planszy, gdy nie był potrzebny. Chciał decydować o swoim losie, podejmować decyzje, jak każdy dorosły człowiek. Draco był przekonany, że gdy Voldemort umrze, również zniknie z ich życia. Jednak mylił się. Ojciec często o nim wspominał i mówił, a wręcz zarzekał się, że Czarny Pan powróci i poprowadzi ich ku nieśmiertelności. Gdy młody Malfoy to słyszał, wpadał w furię. Zazwyczaj kończyło się tak, że trzaskając drzwiami wychodził z domu. Wtedy mieszkał u Zabini’ego. On nigdy mu niczego nie odmówił. A ostatnio znalazł pamiętnik swojej matki, za nim poślubiła Lucjusza Malfoy’a. Najbardziej zainteresował go ostatni wpis jego matki. Wtedy jeszcze podpisywała się, jako: Narcyza Nadia Black
Nigdy niczego się nie bałam nawet;
Nigdy niczego się nie bałam nawet; śmierci. Przecież to ja spotykam codziennie. Ona pomaga mi podjąć prawidłową decyzje. Ona nie pozwala mi na samotność. Nigdy nie zostawiła mnie bez wyjścia. To moja najlepsza przyjaciółka, wiec nie bije się śmierci
Nigdy niczego się nie bałam nawet;
Nigdy niczego się nie bałam nawet; bólu, bo przecież on pozwala uwolnić łzy. Łzy- krwawe krople naszej duszy. Pokazują naszą słabość, nieopisane cierpienia, jakie doświadczamy. Tak wiele chciałabym zmienić. Bo przecieżśmierć” to tylko przecinek w zdaniu naszego życia
Nigdy niczego się nie bałam nawet;
Nigdy niczego się nie bałam nawet cierpienia, bo przecież to on pomaga nam rozróżnić dobro od złego. Dzięki niemu możemy cieszyć się każdym promieniem słońca. Każdym uśmiechem, każdym wiatrem, każdą słoną łzą, każdym matowym zawodem.
Nie mamy wpływu na:
Nie mamy wpływu na decyzje ludzi nam najbliższych. Nie mamy wpływu na śmierć. I choć tyle razy ją widziałam, tyle razy mnie raniła. Jej plany są nie odgadnione. Ona po prostu jest i istnieć będzie. Nie mówi, kogo zabiera, kiedy czy gdzie. Nie możemy jej przekupić nie możemy jej rozkazywać. I to jest jedyny problem Voldemorta. Śmierć jest nieprzewidywalna tylko, ze Riddle tego nie rozumie.
Podsumowując ludzie cierpią i cierpieć będą. Nikt tego nie będzie rozumiał, bo nikt nie zrozumie potęgi Czarnego Pana.

Czytał wiele razy ten wpis. Próbował go zrozumieć. Jednak później dał sobie z tym spokój. Przecież to było pisane kilkanaście lat temu. Słowa dawno straciły na wartości. Spojrzał na zegarek 19.15. „Granger pewnie się szykuje”. Na tą myśl uśmiechnął się ironicznie. Nie mógł się doczekać tego spotkania, chociaż sam nie wiedział, dlaczego.  

Hermiona była już prawie gotowa. Długo zastanawiała się, co na siebie włożyć. W końcu zdecydowała się na małą czarną i rozpuściła włosy. Makijażu nie robiła wcale. Nie lubiła się malować i nie zamierzała się do tego zmuszać. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i usłyszała dzwonek do drzwi. Zeszła na dół, by otworzyć. Na werandzie stał Malfoy, który rozglądał się po okolicy i nie zauważył, że dziewczyna otworzyła drzwi.
-Hmm… Malfoy przepraszam cię, ze ci przeszkadzam, ale może wejdziesz?- Zdezorientowany chłopak spojrzał na dziewczynę i kiwnął głową na znak zgody. – Już idę, muszę do łazienki. Po 10 minutach Herm siedziała w aucie Malfoy’a, Jeszcze nie wiedziała gdzie jadą i to ją najbardziej irytowało. Gdy zapytała gdzie ją wiezie odpowiedział tylko krótkie „zobaczysz”. Jechali jakieś 15 minut, gdy Malfoy zatrzymał się przed nowoczesną restauracją.
-Łał… Malfoy potrafisz czasami zaskoczyć…-powiedziała Hermiona w lekkim szoku
-Taki miałem zamiar… Zapraszam do środka.
Malfoy zaprowadził Hermiona do stolika. Po chwili podszedł do nich kelner, zbierając zamówienie.
- Wiesz Granger, sam się sobie dziwię, ale ślicznie wyglądasz…-Malfoy uśmiechnął się ironicznie.
- Nie wiem Malfoy mam Ci dziękować?
- Przydałoby się, trochę mnie to kosztowało.
- Jasne, pan arystokrata komplementuje szlame. Twoja reputacja na tym ucierpi, zdajesz sobie z tego sprawę?
- Oj Granger, czy ty musisz psuć nastrój? Po prostu podziękuj i przymknij się
Resztę wieczoru normalnie rozmawiali. Oboje byli mile zaskoczeni swoim towarzystwem. Później Malfoy, odwiózł Hermionę do domu. Gdy dziewczyna już miała zniknąć za drzwiami, Malfoy złapał ja za rękę i przyciągnął do siebie. Pocałował ją. Hermiona na początku nie wiedziała, co się dzieje, ale kiedy oprzytomniała, delikatnie go od siebie ode pchała i podziękowała za miły wieczór. Zaczekała aż Malfoy wsiądzie do auta i sama zamknęła się w domu. Po krótkim prysznicu poszła spać…

środa, 13 lutego 2013

9. Parley Gamb



   Załamanie nerwowe- stan psychiczny, w którym człowiek przestaje normalnie myśleć i funkcjonować. Dokładnie to samo przechodził teraz Blaise Zabini. Od kiedy wrócił z Ginny ze szpitala, siedział zamknięty swoim mini „gabinecie”. Jedyną przyjaciółką była Whisky, która koiła nadszarpnięte nerwy. 
   Ginny długo zastanawiała się, co ma zrobić. Jednego była pewna, nie pozbędzie się tego dziecka. Rozmyślała nad tym, czy nie zostawić Diabła i nie wyjechać gdzieś za granicę. Naprzykład do Francji, jeżeli byłaby to dziewczynka mogłaby uczęszczać do Akademia Magii Beauxbatons, jeśli byłby to chłopak zawsze może zapisać go do Instytutu Magii Durmstrangu. Z drugiej strony ona chodziła do Hogwartu i chciałaby by jej pociecha też poznała to magiczne miejsce.
    Sobotni poranek był jednym z ładniejszych. Chociaż był już listopad, słonko przedostawało się przez chmury. Ginny nocowała u siebie w domu. Nie widziała się z Blaise’m. Zamknął się wczoraj u siebie, nie obdarzając jej nawet spojrzeniem. Było jej ciężko. Musiała z kimś porozmawiać, wyżalić się. Od razu pomyślała o Hermionie, jednak ona chyba dzisiaj pracowała. No nic, najwyżej zadzwoni i upewni się. Zwlokła się z łóżka i chciała iść zrobić sobie jakieś śniadanie. Jej plany znacznie się skomplikowały, gdy po drodze musiała odwiedzić łazienkę. Po chwili wróciła do sypialni i ubrała się tym samym doprowadzając się do stanu używalności. Spojrzała w lusterko „to będzie długi dzień” pomyślała, udając się już tym razem do kuchni.

 Hermiona przetarła oczy i zerknęła na zegarek 9.15. Pierwszy raz od dawna tak się wyspała. Zazwyczaj stawała o 5.00, By zdążyć do pracy. Wypoczęta, ubrała się i zeszła na dół zjeść śniadanie. Dzisiaj był 3 listopada, a 13 grudnia odbywała się rozprawa Lucjusza Malfoy’a. Nie mogła się doczekać końca tej sprawy. Będzie mogła odetchnąć od… Malfoy’a. Gdy o tym pomyślała na jej twarz pojawił się nikły uśmiech, jednak złośliwy głosik w jej głowie odezwał się podsuwając, „Ale czy na pewno tego chcesz”. Zła na cały świat dokończyła śniadanie i chciała poczytać książkę, którą ostatnio kupiła. Rozsiadła się w fotelu i otworzyła książkę. Nagle jej telefon zaczął dzwonić. Odłożyła lekturę i odebrała telefon:
- Słucham?
- Cześć Hermiono, masz może dzisiaj czas?- W słuchawce komórki usłyszała bezbarwny, zmęczony głos swojej przyjaciółki.
- Ginny, co się stało? Przecież wiesz, że dla ciebie zawsze.
- No to może przyszłabyś do mnie tak za godzinkę?
- Jasne, to do zobaczenia.
- Pa, Hermi.
Ginny się rozłączyła, a Hermiona przez okrągłą godzinę siedziała jak na szpilkach. Martwiła się o swoją młodszą koleżankę. Od zawsze była dla niej jak siostra. Zastanawiała się, co jest powodem kiepskiego nastroju Rudej. Przecież trudno ją wyprowadzić z równowagi, co dopiero „zdołować”. Po godzinie Hermiona deportowała się do mieszkania Ginny. Została ją, zwiniętą w kłębek na fotelu. Podeszła do niej, lekko przytulając. Ruda od razu podniosła głowę do góry, uśmiechając się.
- Hej, Hermi.
- No cześć, co się stało?
- Miona ja… Ja nie wiem, co ja sobie myślałam. I co ja teraz mam zrobić? Zachowałam się jak ostatnia idiotka i…- Hermiona nie wiedziała, o co chodzi. Dlatego w połowie przerwała Gin pytając:
- Ale Ginny, o co chodzi? Uspokój się, powoli… To jak?
- No, bo Hermiono ja byłam dzisiaj w św. Mungu. Rano źle się poczułam i Zabini zmusił mnie, bym pojechała się przebadać.  Zrobiłam rutynowe badania i pielęgniarka powiedziała, że jestem zdrowa, i że nam gratuluje, bo ja jestem w ciąży- załkała Gin. Mówiła chaotycznie i chwilami Hermiona miała problemy ze zrozumieniem jej. Była w lekkim szoku, ale po chwili na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Przytuliła mocniej Rudą;
- No i słonko, czym ty się przejmujesz? Przecież to cudownie!
-Hermiono, ty niczego nie rozumiesz… Widzisz jak Blaise się o tym dowiedział był w szoku. Nie odezwał się słowem do mnie i zamknął się u siebie. To ja się spakowałam i przyjechałam tutaj. On nie chce tego dziecka. A ja sobie sama nie poradzę. Przecież jeszcze musze pracować.
- Kochanie, nie bądź głupia. Przecież wiesz, ze nie jesteś sama. Twoja mama na pewno ci pomoże. Ja z resztą też.
Po długiej rozmowie z Granger, Ginny poczuła się dużo lepiej. Zaczęły normalnie rozmawiać, śmiać się i wymieniać plotkami. Hermiona wróciła do domu dosyć późno od razu kładąc się spać.

Weekend dobiegł końca. Tym samym Hermiona chcąc nie chcąc musiała przywitać poniedziałkowy poranek. Do pracy miała jak zawsze na 6.00. Po wypiciu kawy aportowała się do ministerstwa. Biorąc wszystkie dokumenty, które przekazała jej sekretarka, zamknęła się w swoim biurze. Dzisiaj miała spotkać się z Gambem. Parley wyznaczał miejsce i godzinę spotkania. Tak naprawdę to nie pasował jej ten termin, ale obawiała się, że na przesunięcie spotkania Parley się nie zgodzi. Strasznie zależało jej na tym, by był on świadkiem na rozprawie Malfoy’a seniora. Nawet gdyby zażądał tytułu świadka koronnego*. Mógłby się tego domagać, gdyż 7 lat temu obciążał zarzutami Graya’a. Niewykluczone, że Karold będzie chciał się zemścić. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Okazało się, ze była to sekretarka Granger. Poinformowała ją, że pan Gamb chce przełożyć spotkanie i że czeka przed gabinetem. Hermiona zgodziła się na przyjęcie gościa.
- Dzień Dobry, panie Gamb.
- Witam panno Granger. Mam nadzieję, że nie pokomplikowałem pani planów.
-Nie, oczywiście, że nie. Chciałam się z panem spotkać z powodu…
- Wiem, w jakim celu odbywamy to spotkanie…, Dlatego tu jestem
-Ale skąd?
- Mam swoje wtyki- tu uśmiechnął się lekko- Nie pozwolę by Gray’ow  znów się wykręcił. Pomogę pani. Posiadam informację, których użyję dopiero na rozprawie.
-Jednak ja muszę wiedzieć, o czym pan chce zeznawać. Prowadzę to sprawę.
- Musi mi pani zaufać inaczej nic z tego. A teraz muszę się z panią pożegnać. Śpieszę się. Do widzenia.
-Do widzenia.
Hermiona w osłupieniu patrzyła na zamknięte drzwi. Nie no, to chyba jakiś żart. Przecież to czysty absurd. Owszem ma świadka, bo właśnie o to jej chodziło. Jednak nie miała zielonego pojęcia, co chce powiedzieć. Równie dobrze może on założyć zeznania obciążające Malfoy’a seniora. Panna Granger powoli czuła, że dopada ją okropna migrena. Jeszcze dzisiaj miała nadzieje zrobić krok do przodu. Dowiedzieć się czegoś, co by miało wpływ na tę całą sprawę. A teraz? Dalej stała w miejscu. Usłyszała pukanie do drzwi i po krótkim „wejść” do jej gabinetu wparował Malfoy.
- Wiesz mam wrażenie, że ostatnio za często u mnie bywasz.
- Doprawdy, Granger?  A myślałem, że nie możesz beze mnie oddychać.
- Czyli jak widać myślenie nie jest twoją mocną stroną
- Za nim mi się oświadczysz Granger, rozmawiałem z moim ojcem. Może się z tobą spotkać dopiero we czwartek.
-Dobrze, a o której?
- Około 16-17. Pasuje ci?
-Tak może być, a teraz ulotnij się stąd i daj mi pracować.
-Dobrze, ale pod jednym warunkiem
- Nie no nie rozśmieszaj mnie. TY będziesz stawiał warunki MNIE w MOIM biurze.
-Czyli się mnie nie pozbędziesz.
- Dobra, czego chcesz?
- Granger, chodź ze mną na kolacje
- Dobrze się czujesz?
- Nie, dlatego cię o to proszę. Pasuje ci o 20.00 we wtorek?
- Jeszcze się nie zgodziłam.
- Ale się zgodzisz, więc jak?
- Niech ci będzie, ale teraz wypad
- Taaa… też cię kocham Granger…
I skończyło się na tym, ze Hermiona była zmuszona użyć różdżki, by pozbyć się farbowanego natręta. Długo się zastanawiała nad tym, czy dobrze zrobiła zgadzając się na tą kolację. Jednak z drugiej strony to tylko kolacja. Jakąś wytrzyma z nim te dwie godziny, a później wszystko wróci do normy.

8. Złe wiadomości i ciąża



Tak na początku, ten rozdział dedykuję Konoe Subaru. Dziękuję ślicznie! Dzięki Tobie mam pewną motywację do pisania. Bynajmniej wiem, że ktoś to czyta :D. Jeszcze raz dziękuję i jak może zauważyłaś, również znalazłaś się u mnie w linkach :P. Zapraszam do czytania i zachęcam do komentowania J.

  Hermiona siedziała u siebie w biurze, przeglądając papiery. Jak na razie zajmowała się tylko jedną sprawą i było jej to na rękę. Nagle do biura wparował Malfoy. Był wściekły:
- Ja osiwieje, zgadnij skąd wracam!
- Cześć Malfoy, też cię miło widzieć. Może usiądziesz?- Warknęła ciągle uzupełniając dokumenty.
- Granger nie odwalaj szopki! Byłem u Gray’ow! Nie było ich, ale otworzyła mi ich CÓRKA!
Hermiona odłożyła akta. Popatrzyła na Malfoy’a jak na kosmitę i wstała od biurka.
- Czy ty się przypadkiem czegoś nie naćpałeś?- Hermiona z lekkim przerażeniem patrzyła na Malfoy’a i zastanawiała się nad tym, czy przypadkiem nie zadzwonić po kogoś ze św. Munga.
- Granger, ja nie żartuje! Byłem u nich i drzwi otworzyła mi 12 letnia dziewczynka. Przedstawiła się, jako Kate Gray i zapewniam cię nie wyglądała na martwą.
- Ja już się pogubiłam. Jak można tak namieszać? Przecież akta zgonu mają pieczątkę z ministerstwa. Nie mam zielonego pojęcia, co tu się właściwie dzieje.… A wiesz, że dzisiaj spotkałam się z Bernem i on zgodził się zeznawać?
- To bynajmniej jeden plus. Tylko, co teraz?
- Ja teraz mam zamiar pouzupełniać resztę dokumentów i jeszcze dzisiaj przesłać do Harr’ego, a później muszę umówić się na kolejne spotkania. Tym razem z Parley’em. Czy twój ojciec znalazł już adwokata?
- Eeeee, Granger no liczyłem na to, ze ty nim będziesz…
- Czy tobie do reszty odbiło?! Ja nie jestem prokuratorem! Zajmuję się tylko i wyłącznie działem zabójstw i niewyjaśnionych okoliczności. Przetworzyłeś?
- Jednak czasami zgadzałaś się na tę posadę… Sprawę już znasz i nie trzeba nikogo więcej wtajemniczać.
- Nie, Malfoy nawet o tym nie myśl.
-Dobra w takim razie, kogo proponujesz?
Odpowiedziała mu cisza. Hermiona odwróciła się w stronę okna i nie miała zamiaru odpowiadać byłemu ślizgonowi. Od zawsze niszczył jej życie w Hogwarcie, a teraz domagał się pomocy.
- Granger no, co tak ucichłaś? Ja tylko pytałem, kogo chcesz zatrudnić? Przecież gdybyś tylko powiedziała komukolwiek, że sprawa dotyczy Graya’a, uciekłby gdzie pieprz rośnie. Każdy wierzy, ze ma wtyki u Czarnego Pana, boją się go Granger.
- Zgoda, kiedy mogę się spotkać z twoim ojcem?- Wyszeptała. Miał wrażenie, że jej głos delikatnie się załamał. Przez chwile zastanawiał się czy nie podejść do niej i upewnić się czy wszystko w porządku. Ale na Merlina on był Malfoy’em, a tacy nie przejmują się innymi.  Z resztą to tylko szlama. Nic jej nie będzie.
- Odpowiem ci jutro. Porozmawiam z nim i przedstawię mu mniej- więcej, co i jak. Dowidzenia.- Nie czekał na odpowiedz. Po prostu wyszedł, a ona nie chciała mu odpowiadać. Czasami chciałaby uciec. Zostawić to wszystko i zniknąć. Wiele razy pytała się samą siebie, dlaczego tak reaguje na Malfoy’a juniora, ale nie znalazła odpowiedzi. Coś ją w nim intrygowało. Coś, czego nie rozumiała i nie mogła zrozumieć. Doskonale pamiętała szkole czasy w Hogwarcie. Pamiętała każdą obelgę, każdą słoną łzę przelaną przez niego. Myślała, ze, gdy skończy szkołę, odetnie się od niego. Zapomni i nigdy więcej go nie spotka. Jednak się pomyliła i dalej cierpiała.
   Sięgnęła po telefon i wykręciła numer do Parley’a. Musiała się z nim spotkać i przekonać do zeznawania przeciwko Gray’owi. Telefon odebrała jakaś kobieta. Hermiona przedstawiła się i poprosiła pana Gamba. Po chwili mężczyzna podszedł do telefonu. Szybko umówiła się z nim za spotkanie i zapisała sobie to w kalendarzyku, rozłączając się. Jest to ostatni człowiek, który mógłby coś wnieść do sprawy. Irytowało ją to, że Malfoy tak naprawdę niczego się nie dowiedział od Gray’ow. W dodatku rozmawiał z córką Karold’a, co przekreśliło wszystko, co do tej poty zrobiła. No nic i tak była już 20.55. Co oznaczało, ze może już zbierać się do domu. W końcu weekend. Nareszcie odpocznie…

  Ginewra Weasley od przeszło tygodnia użerała się z niejakim Blais’em Zabini’m. Od kiedy przyjechała do jego posiadłości, by poskładać mu nogę, on nie dawał jej żyć. Czasami miała ochotę dolać mu czegoś do herbaty, ale ostatkami silnej woli powstrzymywała się. Jeśli chodzi o Harr’ego nie rozmawiała z nim. Nie chciała słuchać jego wyjaśnień. Myślała, że ją kochał. Jednak zawiodła się. „A najgorszy zawód to zawód na bliskiej osobie”. Powoli zapominała. Dziękowała w duszy Merlanowi, ze nie przeprowadziła się do Harr’ego, kiedy jej to proponował. Nie żeby tego nie chciała, ale wolała zaczekać i opłacało się to. Jeśli chodzi o Diabła to wiele razy proponował jej kolację, czy wyjście do jakiegoś klubu. Choć mu tego nie mówiła to była mu wdzięczna. Może, dlatego po urodzinach znajomych Blais’a poszła z nim do łóżka. Może potrzebowała ciepła i zrozumienia. Może próbowała zapomnieć o nieudanym związku. Różnie to sobie tłumaczyła. Później takie incydenty zdarzały się coraz częściej.  
   Pewnego ranka Ginny obudziła się wyjątkowo blada. Zabini’ego już nie było. Wstała i powędrowała na dół do kuchni, gdzie jej kochanek robił śniadanie. Diabeł już miał coś mówić, jednak nie było mu to dane. Gin, gdy tylko poczuła sam zapach jajecznicy musiała biegiem udać się do łazienki. Zdezorientowany Zabini nie za bardzo wiedział, co się dzieje.
- Ruda, wszystko w porządku? Jak nie chciałaś śniadania to wystarczyło powiedzieć…-Weasley wyszła z łazienki lekko zielona, ale dalej dzielnie trzymała się na nogach.- Wiesz, źle wyglądasz. Dobrze się czujesz?
- Nie wiem, jakąś dziwnie…
-Mam lepszy pomysł. Idź na górę się ubrać i jedziemy do św. Munga.
- Zabini, ty sklątko tlenowybuchowa. Wyobraź sobie, że jestem magomedykiem. Nigdzie się nie ruszam.
- Ja mam inne zdanie na ten temat, idź się ubrać. I żebym nie musiał się powtarzać.
Młoda Weasley’ówna powlokła się na górę i po 15 minutach była gotowa. Przez całą drogę do szpitala kłóciła się z Diabłem, obdarowując go najrozmaitszymi epitetami. Na izbę dotarli 20 minut później. Blaise od razu zgłosił Ginny na rutynowe badania. Po zarejestrowaniu Gin, podeszła do nich pielęgniarka i zabrała dziewczynę do zbadania. Po 40 minutach, Weasley wróciła do poczekalni, gdzie czekał na nią Zabini.
- No to, co ci tam dolega?
-Nic. Mam po prostu alergię na ciebie.
-Wiewiórko nie podskakuj. Ja na serio pytałem.
W tym momencie podeszła do nich ta sama kobieta, która badała Gin. Zapisała jej coś na kartce i podbiła pieczątką
- Nic pani nie dolega. Chciałabym pogratulować i proszę zgłosić się do nas za miesiąc.
- Gratulować? Ale czego mianowicie-zapytał głupkowato Zabini
-A, bo państwo jeszcze nie wiedzą? No to mam przyjemność poinformować, że zostanie pan tatusiem.
- Tatusiem…-powtórzył zbity z tropu Blaise, by po chwili zapytać- A kto mamusią?- Ginny z wrażenia usiadła i pokiwała głową na znak ogólnego załamania. Pielęgniarka zaśmiała się i powiedziała
- Jest to zrozumiałe, ze jest pan w szoku. Życzę dużo zdrowia i zapraszam za miesiąc. Do widzenia
Tym razem to Gin prowadziła Zabini’ego  do domu. Dla niej ta informacja też nie była za wesoła. Po prostu obydwoje musieli się z tym przespać.

wtorek, 12 lutego 2013

7. Stephen Bern




  Hermiona czekała w małej kafejce na swojego gościa. Umówiła się z nim na 15.00, A i tak na miejscu była 15 minut przed czasem. Choć nikomu nie mówiła, bała się tego spotkania. Sama nie do końca wiedziała, dlaczego, ale ogarniał ja strach. Od zawsze kochała swoja prace. Dzięki niej miała satysfakcję, z tego, że rozwiązała następna sprawę czy wygrała kolejną rozprawę. Bardzo rzadko zgadzała się na przyjęcie posady adwokata, ale skrajne przypadki zmuszały ją do tego. Jednak ta sytuacja była inna. Zazwyczaj nie miała problemów z zbieraniem dowodów. Po prostu miała kartotekę, patrzyła na dane i umawiała się na spotkania czy zamawiała wyjazdy służbowe. A teraz? Dosyć, że wszystko było pogmatwane, to zamieszany był w to nie, kto inny tylko Lucjusz Malfoy. Człowiek, który uważał się za lepszego od niej. On nawet nie myślał o niej, jako o czarownicy. Od zawsze była dla niego nikim. Ewentualnie jakąś rasą, pod-ludzi, którzy nie mają prawa bytu. Jeszcze raz zerknęła na zegarek 14.57. Spojrzała na drzwi zobaczyła swojego gościa. „Jak zawsze punktualni”. Na początku był odrobinę zdezorientowany, ale gdy panna Granger podniosła się z miejsca od razu do niej podszedł;
-Witam, nazywam się Hermiona Granger. To ja prosiłam pana o spotkanie.
-Stephen Bern, w czym mogę pomóc?
-Widzi pan, panie Bern… Sprawa jest nad wyraz delikatna. A mianowicie, czy pamięta pan rozprawę z dnia 23 czerwca 1995 roku? Dotyczyła ona pana Graya’a. Oskarżony był o zabójstwo swojej córki. Skazał pan go na 10 lat pozbawienia wolności w Azkabanie.
- Tak… Pamiętam. Co w związku z tym? Od razu chciałbym zaznaczyć, że nie lubię o tym rozmawiać. Było to 7 lat temu, jestem profesjonalistą i otóż właśnie ta cecha nie pozwala mi rozpamiętywać okoliczności..
- Rozumiem pana, jednak bez pana pomocy, niewinny człowiek będzie skazany na śmierć.
- Proszę?
-Widzi pan, państwo Gray zarzucili mojemu klientowi przytrzymywanie córki. Jest to jednak nie możliwe gdyż ona nie żyje. Potrzebuje pańskiej pomocy. Inaczej nie dam rady przedstawić dowodów sprawy. Jak sam pan wie nie mogę wnieść aktu zgonu na sale rozpraw, iż jest to nie dopuszczalne? A nie mogę od razu postawić sprawy jasno i powiedzieć, ze córka Gray’ow nie żyje, bo jak mnie zapytają skąd wiem musze mieć jakieś poparcie. Więc?
- Zgoda. Jednak nikt nie może się o tym dowiedzieć do końca rozprawy. Jasne? Inaczej nie wystąpię.
- Oczywiście, Dziękuję…
Hermiona podała rękę byłemu adwokatowi i każdy poszedł w swoją stronę. Miała już świadka. Nie miała zielonego pojęcia, co kombinuje Gray, więc musiała być ostrożna. Stąpała po kruchym lodzie i doskonale o tym wiedziała.
   Tylko, co teraz? Musiałaby porozmawiać z Parley’em, ale nie była przekonana do tego pomysłu. Może już nie dzisiaj… Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 16.15. Pracowała dzisiaj, do 21, więc musiała wrócić do biura. Deportowała się do biura i poprosiła sekretarkę o silną kawę. Jeszcze dzisiaj musi zerknąć na papiery Malfoy’a seniora. Może uda jej się coś uzupełnić

Młody mężczyzna stał pod ogromna willą państwa Gray’ow. Właśnie teraz dotarł na miejsce. Dzwonił, lecz jak na razie nikt mu nie otworzył. Ponowił próbę i usłyszał tupot małego dziecka. „Nie to przecież nie możliwe”. Po chwili drzwi się powoli uchyliły, a w nich pojawiła się 10-12 letnia dziewczynka. Przyjrzała się dokładniej Malfoy’owi:
-Dzień Dobry. Pan do rodziców prawda?
- Owszem, są w domu.
- Nie teraz ich nie ma. Ale mama powinna wrócić za chwilkę. Może pan wejdzie?
Draco tylko kiwnął głową i skorzystał z propozycji dziewczynki. Ona zaś ugościła go w salonie. Przyglądał się wszystkiemu, próbując cokolwiek z tego zrozumieć. Wykorzystał sytuację i zaczął pytać dziewczynki, o to, co go najbardziej intrygowało;
- Jak się nazywasz?
Widać było, ze dziewczynka się zmieszała tym pytaniem i spuściła głowę na dół. Jednak, gdy znowu podniosła głowę do góry i spotkała się z granatowymi tęczówkami, odpowiedziała;
- Kate Gray.
- Czy twoje pełne imię to Kattrina Karabela Saradel Gray?
-Tak…
- Więc, o co w tym wszystkim chodzi!- Krzyknął zdezorientowany. Dziewczynka nawet nie zwróciła uwagi na wybuch Malfoy’a. Dalej tępo wpatrywała się w ścianę. Nagle usłyszeli, ze ktoś wchodzi do domu. Draco od razu się teleportował, uprzedzając dziewczynę, ze do tu nie było.