Patrzył jak krople deszczu spływają po szybie. Rookwood nie odpisał na
jego list. Znaczyło to, że ta odpowiedź go usatysfakcjonowała. Zastanawiał się,
na co się tak właściwie zgodził. Chociaż gdyby nie on to i tak ktoś by ją
musiał zabić. Oszczędzi jej tylko bólu. Poczuł dziwną pustkę w sercu. Miał
wrażenie jakby go tam nie było. Mama mu powtarzała, że człowiek jest tyle warty
ile dobroci posiada w sercu. Czyli on jest totalnym wrakiem.Leżał w swojej
sypialni od rana. Nie jadł, nie pił. Narcyza zauważyła dziwne zachowanie syna i
poszła sprawdzić, co się z nim dzieje. Pukała do jego komnat, jednak nikt jej
nie otworzył. Weszła do środka. Draco leżał na łożu, wpatrując się w sufit.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po jego policzku, spłynęła jedna,
szkarłatna łza. Nie przejął się tym. Nawet jej nie poczuł. Narcyza podeszła do
syna, a ten mozolnie odwrócił głowę w jej stronę. Spojrzał w oczy swojej
rodzicielki. Widział je tyle razy. Teraz wyrażały one troskę, miłość i smutek. Z powrotem przeniósł wzrok na sufit.
Zastanawiał się nad tym, co znaczą te uczucia. Naprzykład miłość. Co to jest?
Przynależność do drugiej osoby. Słuchanie jej i wykonywanie próśb czy poleceń.
- Synku, co się dzieje?-
Narcyza przejechała ręką po platynowych włosach Draco.- Pierwszy raz w życiu widzę
cię w takim stanie.
- Matko, nic mi nie jest.
Zwykła depresja, przejdzie mi…- Draco lekko uśmiechnął się do Narcyzy jakby na
potwierdzeni tych słów.- Naprawdę, nic mi nie jest. Nie martw się…
„-Słabości?
Ty żadnej…
Ja miałem jedną:
Kochałem.”
-Draco, przecież znam cię nie
od dzisiaj, widzę, że coś jest nie tak.- Narcyza usiadła na skraju łóżka.- No
już, zamieniam się w słuch.
- Mamo, muszę zabić. A wiesz,
co jest najgorsze? Muszę zabić osobę, na której pierwszy raz w życiu mi zależy.-
Po twarzy Dracona zaczęły płynąć łzy. Łzy bólu, bezradności, cierpienia. Nie
mógł nic zrobić. Śmiercożercą zostawało się na całe życie. Było to nie
odwracalne. I co z tego, że nie miał wypalonego mrocznego znaku? Ten fakt
niczego nie zmieniał. Ród Malfoy’ów od zawsze służył Voldemortowi. Jedyną
osobą, która odważyła się sprzeciwić erze Czarnego Pana, była jego babka
Anastazja. Jednak jej waleczność poszła na marne. Została zabita przez samego
Riddle’a na jego oczach.
- O czym ty opowiadasz?
Przecież Czarny Pan został zgładzony, nikt ci nie może rozkazywać. Synku nie
masz się, czym martwić.- Narcyza uśmiechnęła się do swojego pierworodnego. Zdziwiła
się, gdy Draco wstał i wyciągnął z kieszeni wymiętą kartkę. Podał ją matce.
Obserwował jej reakcję i patrzył na to jak szkliły jej się oczy. Patrzył jak
uśmiech znika z twarzy, jak pomału gniecie list. Czuł się winny. Tyle razy
widział jak jego ojciec zmusza matkę do łez. I on zrobił to samo, pokazując jej
skrawek papieru. Narcyza podniosła wzrok z kartki na syna.
- Co zamierzasz zrobić? Chyba
nie zgodzisz się na te chore warunki. Przecież to jakieś fanaberie.- Jednak
młody Malfoy siedział jak zaklęty. Nie odezwał się chodź wiedział, ze matka
domaga się wyjaśnień. Głos ugrzązł mu w gardle. Stać go było tylko na
kiwnięcie.- Co to ma znaczyć? Draco, odezwij się…-Narcyza mówiła prawie, że
błagalnym głosem.
- Zabije… Nie mam wyboru. Przecież,
jeśli tego nie zrobię Rookwood postara się o to, by zabił ją ktoś inny… A czytałaś,
co ten sukinsyn napisał. Nie dam z niej zrobić dziwki. Nie dam was skrzywdzić.
Wiesz matko, teraz rozumiem naukę ojca. Z mojego punktu widzenia jest ona nawet
logiczna. Jeśli człowiek nie posiada pozytywnych uczuć jest silniejszy. Nie
zależy mu na niczym i to pozwala mu na przeżycie. Jeżeli jednak taka osoba poznaje,
co to pozytywne uczucie to trawi go od środka. Mamo, ja czuje gdyby ktoś powoli
wyciągał mi wnętrzności. Z czasem idzie się do tego przyzwyczaić. Myślę, ze te
uczucia zepsuły Toma Riddle’a. Zagadując do niej po raz pierwszy, zdawałem
sobie sprawę, że skazuję ja na pewną śmierć. Teraz muszę za to zapłacić.- Draco
rzucił się na łóżko, chowając głowę w poduszki.- Matko, chcę pobyć sam.
Pozwolisz?- Narcyza bez słowa wyszła z pokoju syna. Nie miała mu nic do
powiedzenia. Nie potrafiła mu pomóc. Tak samo jak nie potrafiła pomóc mężowi.
Tak bała się o niego. Nigdy nie chciałaby, Draco był tak sam jak ojciec.
Chociaż zdawała sobie sprawę, że syn powinien widzieć w ojcu autorytet a nie
wroga. Mimo to, wolałaby Draco nie brał z niego przykładu.
~*~
Zawsze cieszyła się końcem
tygodnia. Perspektywa czwartku, spędzonego w towarzystwie Malfoy’a seniora nie
była zbyt optymistyczna. Zajechała autem pod dworek Malfoy’ów. Chciała właśnie
wysiadać z samochodu, ale coś ja powstrzymywało. Miała nieodparte wrażenie, że
to nic nie da. Zerknęła do lusterka. Musi się jakąś przełamać. Przecież ma
reprezentować tego człowieka, tak? Otworzyła drzwi nissana, głęboko oddychając.
„Teraz albo nigdy”. Zamknęła auto i ruszyła do drzwi. Już miała dzwonić, lecz
uprzedził ją lokaj.
- Dzień Dobry… Panienka, do
kogo?- Kamerdyner nie był zadowolony z tego, że ktoś odwiedził państwa Malfoy.
- Dzień Dobry, nazywam się
Hermiona Granger. Przyszłam do pana Lucjusza Malfoy’a.- Rozmówca zmierzył ja
niechętnym spojrzeniem. Miał coś mówić, jednak ktoś go wyręczył.
- Armistrze, kto przyszedł?
- Panicz Malfoy… Panna
Granger, ponoć do pańskiego ojca.
- Zgadza się, niech wejdzie…-
Hermiona myślała, ze będzie miał jakieś pretensje do niej, co do ostatniego
spotkania. A on? Nic. Odwrócił się na pięcie i poszedł. Nawet się nie
przywitał.
Kamerdyner wpuścił ja do
środka. Po chwili została zaproszona do salonu, w którym pamiętnej nocy spał
Draco.
Usiadła na fotelu, czekając
na swojego (jak by nie było) klienta. Nie wiedziała, dlaczego, ale czuła się
jak intruz. Czuła, że narusza jakąś prywatną przestrzeń, w której nie powinna
się znaleźć. Spuściła głowę na dół, wpatrując się w swoje kolana. Po chwili
usłyszała chrząknięcie. Podniosła wzrok, spotykając się z zimnymi tęczówkami.
Ogarnęła nerwowo włosy:
- Witam, Hermiona Granger.
Miałam pana reprezentować. Podtrzymuje pan to stanowisko?- Hermiona od razu
przeszła do profesjonalnego tonu.
- Dzień Dobry… No cóż, z
tego, co wiem pani jest najlepsza… A takiej obrony potrzebuję.
- Potrzebuje pan obrony, ale
i niezbitych dowodów na pańską niewinność. Dlatego musimy, za wszelką cenę
dowiedzieć się czegoś kompromitującego, poniżającego lub obciążającego Karold’a
Graya’a.