Hej! Chciałbym tylko Was poinformować, że od
tego czasu, gdy Hermiona straciła pamięć jest bardzo zagubiona. Postaram się tu
to wszystko opisać i mniej więcej przedstawić całą sytuację, by później jak zauważyła
Oli Fajna przy wątku z oskarżeniem nie jest to do końca jasne. Oczywiście
cieszę się każdą opinią i uwierzcie dla Was to kilka minut pisania, a dla mnie
to kilka dobrych dni radochy. Muszę przyznać szczerze, że ostatnio byłam mile
zaskoczona widząc ponad sto wejść, jednak było tylko sześć komentarzy… No cóż..
Nikogo nie zamierzam zmuszać, ale odeszłam od tematu :D. Miejcie na uwadze, że
Hermiona nadal będzie niepewna i powiem nawet, że przestraszona. Nie będę w
każdej notce rozpisywać się o jej bezradności, bo to nie jest moim celem.
Życzę miłego czytania.
Dziękuję i pozdrawiam. :-]
Edit.
Słuchajcie, mam jeszcze jedną prośbę. Jeśli prowadzicie bloga, to naprawdę byłabym wdzięczna, gdybyście zostawiły adres.
Z przyczyn technicznych lista waszych blogów uległa zniszczeniu. A, że informujecie mnie o waszych nowych postach, chciałabym mieć też waszą twórczość pod ręką.
Mam nadzieję, ze nie sprawi Wam to kłopotu :).
PS. Do Konoe oraz Hermiony Grenger:
Dziewczyny, Wasze blogi mam zapisane, więc one się pojawią.
Przepraszam za usterkę i dziękuję.
Edit.
Słuchajcie, mam jeszcze jedną prośbę. Jeśli prowadzicie bloga, to naprawdę byłabym wdzięczna, gdybyście zostawiły adres.
Z przyczyn technicznych lista waszych blogów uległa zniszczeniu. A, że informujecie mnie o waszych nowych postach, chciałabym mieć też waszą twórczość pod ręką.
Mam nadzieję, ze nie sprawi Wam to kłopotu :).
PS. Do Konoe oraz Hermiony Grenger:
Dziewczyny, Wasze blogi mam zapisane, więc one się pojawią.
Przepraszam za usterkę i dziękuję.
~*~
Ostatnimi czasy
wszystko wyjątkowo dobrze mu się układało. Teraz to on panował nad sytuacją i
był z tego szczerze zadowolony. Przymknął oczy, oparł się wygodniej o fotel i
popijał Whisky. Żyć nie umierać… Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
-Kogo tu licho niesie.-Warknął do siebie i wygładził szaty.
Wiele osób mogło mu zarzucić, że był pedantem. Możliwe. Lubił porządek, nie
tolerował niechlujstwa. Nie mógł sobie pozwolić na niesubordynację w szeregach.
Po raz drugi ktoś zapukał. Musiał to być ktoś z jego „podopiecznych”.
Wywnioskował to ze sposobu pukania. Trzy razy, przerwa, trzy razy. Dzięki temu
unikał nieporozumień.- Wejść!
Do sali wkroczył
wysoki, chudy mężczyzna. Rude włosy zaczesane do tyłu, piegi mocno odcinały się
na niezdrowo bladej twarzy. Niebieskie oczy błyszczały w akcie zemsty i
wrogości. Uklęknął przed stopami Rookwood’a i czekał na to, co powie mu jego
pan.
- Witaj przyjacielu, co cię do mnie sprowadza?- Chłopak
wstał z ziemi i spojrzał na Augustusa.
- Chciałbym się dowiedzieć, czy misja się powiodła.
- Oczywiście, dziewczyna jest nieprzytomna, zajmuje się nią
skrzat. Zawróciła w głowie młodemu Malfoy’owi, jest ważna dla Potter’a. Idealna
przynęta, a ty się do tego przyczyniłeś. Możesz spodziewać się nagrody albo
nie, wiem już. Awansujesz w wewnętrznym kręgu. Od teraz jesteś moją prawą ręką.
Za zdradę grozi ci śmierć. Idź sprawdzić, co się dzieje z dziewczyną. Potem
przyjdź do mnie, a poinformuje cię o dalszych planach. Możesz odejść.- Gdy już
był przy drzwiach, zatrzymał go chłodny, pełen zadowolenia głos.- Zdrajca krwi, najlepszy przyjaciel,
nie spodziewałem się tego po tobie Weasley. A jednak…- Po pomieszczeniu
rozniósł się paranoiczny śmiech, zwiastujący kłopoty.
Musiał stamtąd
wyjść. Nie zniósłby kolejnych pochwał. Czy żałowała, że się do niego
przyłączył? Zdecydowanie nie. Potrzebował wolności, władzy i władowania się
fizycznie. Miał dosyć Potter’a, który wszystko chciał załatwiać ugodowo.
Miał dosyć Malfoy’a, który przystawiał się do JEGO Hermiony.
Miał dosyć Zabini’ego, który zabrał mu siostrę.
Miał dosyć samej Hermiony, która dała mu do zrozumienia, że
go nie kocha.
Do jasnej cholery! On chyba też ma prawo do bycia
szczęśliwym i należy mu się coś więcej niż ta pusta idiotka Brown! Życie sypało
mu się na głowę, a on nie wiedział, co ma z tym zrobić. Nie miał zielonego pojęcia,
co ma ratować, a co jest warte ratowania.
I pewnego dnia znalazł człowieka, który go rozumiał.
Pozwolił się wyżyć. Nie potępiał. Nie wyśmiał. Teraz czuł, że jest po właściwej
stronie. W Zakonie Feniksa marnował czas. Dumbledore potrafił tylko
wykorzystywać ludzi. Chociażby jego ojca… „Arturze, jeśli nie zrobisz tego i
tego to, dzieci i Molly mogą na tym ucierpieć…”, „Remusie dzięki tobie, Tonks
może być bezpieczna lub może to bezpieczeństwo być zachwiane.”
Ten stary dziad wykorzystywał człowieka przeciw człowiekowi
byle tylko zrobił jak mu zagra. Zacisnął ręce w pięści i zaczął wspinać się po
schodach do góry. Westchnął ciężko. A pomyśleć, że ludzie, którzy śmieli
nazywać się jego przyjaciółmi, odwrócili się od niego. Teraz on ma swoje pięć
minut i wykorzysta to. Potter myślał, że jeśli zajął stołek Ministra to może
pomiatać ludźmi tak jak to robił jego autorytet- Dumbledore. Już on mu pokaże
jak bardzo się mylił. Właśnie w tym celu musiał donieść na Hermionę. Czy ją
kochał? Oczywiście! Ale jeśli ona olała go i zostawiła dla Malfoy’a, to,
dlaczego on ma zwracać na nią większą uwagę. Jeśli ona nie będzie z nim, nie
będzie z nikim innym, a tym bardziej nie z tym Śmierciożercą. I właśnie w tej
chwili coś w niego uderzyło. Malfoy śmierciożercą, a on? Nie, on zdecydowanie
nim nie jest. On po prostu wierzy w wyższe dobro, tak odmienne od Dumbledore’a.
Nie dał się pomiatać, dlatego znalazł sprzymierzeńca, który podziela jego
racje. Poszukał sobie współpracownika, który ma takie same poglądy jak on i
razem dążą do urzeczywistnienia wspólnej idei, tak, więc nie jest
Śmierciożercą!
Szedł wzdłuż
długiego korytarza, a następnie skręcił w prawo. Otworzył drzwi i za pomocą
różdżki zapalił pochodnie. Rozglądnął się po pomieszczeniu i poczuł, że krew
zatrzymała się w żyłach, serce przestało bić, a płuca nie przyjmowały
powietrza. Osunął się po kamiennej ścianie w dół, chowając twarz w dłonie. Nie
wiedział jak to się stało. Jeszcze raz przeszukał cały pokój i doszedł do
wniosku, że jest on pusty. Jego mózg powolutku przetwarzał, że oprócz jego w
tym pokoiku nie ma nikogo. Uciekła mu, kolejny raz mu uciekła…, Ale jak to
możliwe?! Nie panując na sobą, zaczął biec w stronę sali Rookwood’a.
Bez pukania, z zadyszką wykrzyczał zdziwionemu Augustusowi.
- NIE MA JEJ!
~*~
Zaraz po tym, gdy się obudziła jakieś stworzonko złapało ją
za rękę i przenieśli się w nieznane jej dotąd miejsce. Był to wysoki domek. W
tej chwili grzecznie szła za skrzatem. Swoja drogą bardzo milutkie zwierzątko.
Strzępek zapukał do drzwi i po chwili ktoś je otworzył. Była to grubsza, ruda
kobieta. Widocznie starsza o ciepłych niebieskich oczach. Gdy ją zobaczyła
uśmiechnęła się szeroko.
- Hermionka! Kochanie wchodź proszę. Nie stój na zimnie.- Siłą
została zaciągnięta do środka. Była zdezorientowana i zażenowana. Przecież to
są obcy ludzie! Dlaczego traktują ją jak kogoś znajomego, skoro ona pierwszy
raz na oczy ich widzi?- Strzępku może ty coś zjesz? Dawno nas nie odwiedzałeś…-
Skrzat posmutniał jeszcze bardziej i zwrócił swoje wyłupiaste oczy na panią Weasley,
po czym przemówił skrzeczącym głosikiem.
- Strzępek musi coś powiedzieć. Panienka Hermiona niczego
nie pamięta. Posiada ogólne zdolności magiczne, ale nie pamięta twarzy, osób, uczuć,
jakie z nimi powiązywała. To sprawka Pana. Pani Weasley wybaczy Strzępkowi,
Strzępek próbował uratować, ale udało się tylko Strzępkowi deportować.- Molly
ucichła i popatrzyła na Hermionę, która patrzyła na nią pustym wzrokiem.
Żadnych wesołych ogników. Powoli podeszła do męża i wtulając się w jego koszulę
wybuchła płaczem. Reszta rodziny ucichła patrząc na Hermionę ze współczuciem.
Fleur i dziewczyna Freda- Kate płakały.
Dziewczyna widząc, co się dzieje usiadła na najbliższym stołku chowając
twarz w dłoniach. Próbowała sobie coś przypomnieć. Przecież to niemożliwe by
nic nie pamiętała. Po chwili przypomniała sobie jedno słowo. Co prawda nie pamiętała,
co ono oznacza, ale to już był sukces, bynajmniej dla niej. Po chwili w kuchni
rozniósł się cichy szept.
-Draco..- Wszyscy ucichli, a pani Weasley podeszła do niej z
troską wymalowaną na twarzy i łzami na policzkach.
-Co powiedziałaś, kochanie?- Każdy obecny w pomieszczeniu
czekał na odpowiedź dziewczyny. Niektórzy tylko zrozumieli, co ona powiedziała,
a niektórzy nie chcieli się z tym pogodzić.
-Draco.- Powtórzyła głośniej i obserwowała reakcje innych.
Przeważnie było to zdziwienie i niedowierzanie. Po chwili odezwał się mężczyzna
o rudych włosach. Był troszeczkę straszy od kobiety.
-Wyślijcie patronusa do Dracona.- Zwrócił się do Bill’a. Już
i nie chce słyszeć sprzeciwu. A teraz rozejść się do swoich pokoi.
W kuchni została
tylko gospodyni z mężem i Bill z żoną. Victoria wzięła swoje rodzeństwo i
zaprowadziła je do pokoju, proponując różne rozmaite zabawy. Cisza, która
zapanowała w pomieszczeniu była nie do zniesienia. Hermiona nie rozumiała tego
całego poruszenia. Przecież nic takiego nie powiedziała. Pustka w głowie
zaczęła jej coraz bardziej dokuczać. Powoli wstała z krzesła i podeszła do malutkiego
okienka. Obserwowała jak płatki śniegu tańczą na wietrze, a następnie opadają z
gracją na ziemię, by stworzyć piękną wyścieloną panoramę bieli. Widziała jak
wiatr szarga nagimi gałęziami drzew. Nagle zapragnęła razem z nim znaleźć się
gdzieś daleko. Gdy tak stała, zdała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nic
nie wie. Co z jej rodzicami? Gdzie mieszka? Czy ma gdzieś rodzinę, która czeka
i tęskni za nią?
I dlaczego
pamiętała imię tego mężczyzny? Wywnioskowała to dzięki temu, że (chyba) gospodarz
kazał po niego posłać. Patronus… Gdzieś jej się obiło o uszy, co to jest.
Skupiła się jeszcze bardziej i znikąd przyszła jej do głowy regułka: „Czar, którego używa się, by przepędzić
dementorów. Zazwyczaj jest srebrną mgłą, lecz wytrenowany czarodziej umie
wyczarować cielesnego patronusa. W takim wypadku Patronus danego czarodzieja za
każdym razem przybiera formę tego samego zwierzęcia.” Uśmiechnęła się do
siebie. Czyli jednak coś pamiętała… Nie mogła być z nią aż tak źle. Ponownie zaczęła
oglądać pokaz białych płatków. Były takie delikatne… Usłyszała pukanie do
drzwi, ale nie mogła się zmusić by się obrócić. Doszła do wniosku, że jeśli
będą chcieli to ją zawołają…
Miotał się po
pokoju, gdy nagle dostał patronusa od jednego z Weasley’a. Miał natychmiastowo
stawić się w Norze. Bez namysłu deportował się i szybkim krokiem zmierzył do
drzwi. Gdy wszedł do środka wszyscy rzucili się w jego stronę coś tłumacząc.
Jednak on nic z tego nie rozumiał. Uspokoił Molly i poprosił o powtórzenie
informacji, tylko wolniej. Kobieta już miała mówić, gdy gula w jej gardle
urosła i rozpłakała się jak małe dziecko. Draco zdezorientowany popatrzyła na
Artura Weasley’a, mając cichą nadzieję, że może on wyjaśni mu w końcu, o co w
tym wszystkim chodzi.
- Kochanie, proszę cię idź na górę i połóż się spać.- Pan
Weasley zwrócił się do żony, wysyłając ją na górę. Fleur bez słowa wstała i
podążyła za Molly, by ta nie zrobiła czegoś głupiego, jak na przykład płakanie
i obwinianie się przez całą noc. Artur odczekał chwilę aż kobiety wszyły z
kuchni i spojrzał na siedzącego przed nim Dracona.- Czy wiesz, co przytrafiło
się Hermionie?- Zapytał, a gdy młody Malfoy przytaknął głową, westchnął ciężko
i kontynuował.- Dzisiaj wraz z skrzatem deportowali się tutaj. Dziewczyna nic
nie pamięta. Strzępek tłumaczył, że jego pan rzucił na Hermionę jakieś
zaklęcie! Gdy spytaliśmy czy coś pamięta, ona wypowiedziała twoje imię i
kazałem po ciebie posłać. Jeśli to czarno- magiczne zaklęcie, a co gorsza
klątwa nie pomożemy jej…- Głos Artura delikatnie się załamał, a Draco siedział
i przypominał sobie jak się oddycha. Zdawał sobie sprawę, że pan Weasley ma rację.
Podszedł cicho, do Granger i przyjrzał się jej. Była
zafascynowana widokiem za oknem. Powoli, by jej nie wystraszyć, położył jej
rękę na ramieniu. Spojrzała na niego, a następnie na jego rękę na ramieniu.
- Cześć. Podobno pamiętasz moje imię?- Obserwował jej
reakcję. Na początek było to zmieszanie, a następnie znowu ta cholerna pustka.
- Pamiętam tylko imię i to wszystko. Nic więcej. Do tej pory
nie wiedziałam jak wyglądasz. Nadal nie wiem, kim jesteś. Wszyscy pytają mnie o
to czy coś pamiętam. Nie pamiętam nic! Próbuję przypomnieć sobie tych ludzi,
ale nie wychodzi mi to.- Widział jak w jej oczach pojawiają się łzy
bezsilności. Skinął głową na znak, że rozumie.
W pomieszczeniu
zalęgła się tak nieznośna cisza, że Malfoy miał ochotę wrzeszczeć. I co on miał
teraz zrobić? Do cholery, kto mógł rozpoznać klątwę?! Nikt z Zakonu nie
specjalizował się w tych dziedzinach, ponieważ Dumbledore jeszcze za życia
zabronił jakichkolwiek poczynań w tamtą stronę. Nie, a jednak nie każdy. Jest
jeden wyjątek. Nagle go coś przerwało ciszę, była to sowa. Ciężka czarna
pomykałówka pukała do szyby okna. Bill odebrał list i rozwinął go.
Zdrajcy Krwi
Informuję, że jeśli
ukrywacie tą nędzną szlamę
pod swoim dachem, to lepiej żebyście ja oddali. Tylko ja wiem jak cofnąć klątwę
i zdajecie sobie z tego sprawę.
Tylko do was należy, czy dziewczyna odzyska pamięć.
Czekam na doręczenie szlamy.
AR.
Pierwszy odezwał się pan Weasley. Po mimo tego, że każdy
miał wiele do powiedzenia, nikt nie wiedział jak zacząć.
-Ostatnio szczęście nam nie dopisuje. Mamy problem za
problemem, a gdy rozwiążemy ten pierwszy ten drugi odbija się na nas ze
zdwojoną siłą.
-Rookwood od zawsze miał dużo do powiedzenia. Od kiedy
pamiętam przechwalał się i gęby nie mógł zamknąć. Jego zarozumialstwo i ego jak
stad do jutra pozwoliły mu na przegapienie bardzo ważnego szczegółu.- Obecni
wpatrzyli się w Malfoy’a ze niezrozumieniem w oczach. No, z wyjątkiem
dziewczyny, która siedziała na jednym z wysokich parapetów i machała wesoło
nogami.- Tym szczegółem jest jeden z członków zakonu. Mianowicie chodzi mi o
Snepa. Był śmierciożercą i czarna magia u niego to podstawa.- Kiwnęli zgodnie
głową i spojrzeli na dziewczynę, która zeskoczyła z parapetu i podeszła do
Dracona.- Zostaje jeszcze jedna rzecz… Rookwood domyśla się, że Granger może
być u was. Może napaść na wasz dom. Zabezpieczę jej dom i aportuje ją do mnie.
Chłopak złapał dziewczynę za rękę i zniknął z głuchym trzaskiem.
Artur Weasley posłał
swojego syna, by ten sprawdził jak czuje się jego matka. Molly nigdy nie potrafiła
zachować kamiennej twarzy. Wystarczyło tylko na nią spojrzeć i człowiek wiedział,
o czym myśli i co czuje. Po części właśnie za to ją kochał. Za tą jej otwartość
i pozytywne nastawienie wobec świata. Jego rozmyślania przerwał nagły gość. Drzwi
otworzyły się pod wpływem naparcia na nie ciała. Do przedpokoju dosłownie wpadł
jego najmłodszy syn. Jego stan było trudno opisać słowami. A jednak pozbierał
się z ziemi i prawie doczołgał do stołu. Jego ciemne szaty poklejone były
krwią. Ron miał wielkie sińce pod oczami i rozcięcie na policzku, z którego
nadal tryskała krew. Artur podbiegł do syna, ale ten odepchnął go. Zrobił to na
tyle, ile zostało mu sił, ale nie było wątpliwości, że nie chce jego pomocy. Spojrzał
z nienawiścią na ojca i zaczął wlec się w kierunku schodów. Pan Weasley był w
ciężkim szoku i obiecał sobie, że porozmawia sobie z synem jutro rano, gdy ten
będzie w lepszym stanie. Zadawał sobie tylko jedno pytanie. Mianowicie, kto mu
to zrobił?
~*~
Aportowali się
przed jedną z droższych dzielnic. Hermiona trzymała chłopaka pod rękę i ani myślałaby
go puścić. Przy nim czuła się bezpiecznie. Zmierzali w nieznanym jej kierunku. Po
10 minutach stanęli przed małym dworkiem. Niepewnie popatrzyła na towarzysza,
który skinął jej głową. Dom był ogromny i Hermiona była pewne, że gdyby chciała
iść na spacer, by pozwiedzać to na pewno by się zgubiła! Malfoy pomógł jej się rozebrać
z płaszcza i zaprowadził ją salonu. Był on duży i gustownie urządzony.
Obserwowała jak Draco podchodzi i zapala w kominku, po czym siada w skórzanym fotelu
naprzeciw jej. Podciągnęła nogi pod brodę i objęła się rękami.
Draco patrzył się
na kobietę siedzącą naprzeciwko niego i nie mógł pojąć, jak tak silna kobieta o
tak mocnym charakterze, była jednocześnie taka bezbronna i przestraszona. Chciał
ją zapytać o wiele rzeczy, jednak coś mówiło mu, że ona musi stawić pierwszy
krok. Dał jej czas na zaaklimatyzowanie się i ruszył do kuchni. Po chwili
wrócił z dwoma kubkami herbaty. Jeden kubek podał Hermionie, a z drugim usiadł
w tam gdzie wcześniej. Granger podmuchała i wzięła łyk napoju, poczym odstawiła
go na stolik, przebierając taka samą pozę.
- Dlaczego nic nie pamiętam? Dlaczego zapamiętała tylko
twoje imię?- Wyszeptała tak cicho, że w pewnym momencie miał wrażenie, ze nie
powiedziała nic. Ale widząc jej wyczekujące spojrzenie, zrozumiał, że jednak
nie ma problemów ze słuchem.
- Nie wiem Granger, nie mam zielonego pojęcia. Pytaj o to,
co mam nadzieję będę wiedział.- Spojrzał na nią i pokiwał ze rezygnacją głową.
- Dlaczego mówisz do mnie po nazwisku? Ja nie znam twojego…-
Powiedziała lekko urażona.- Mężczyzna zaśmiał się głośno
- Przez tyle lat zwracałaś się do mnie po nazwisku, że w końcu
zapomniałaś jak się nazywam… A mówię ci po nazwisku z przyzwyczajenia. Tak po
prostu…
- Czy…- zawahała się przed zadaniem tego pytania. Nie
wiedziała czy chce znać na nie odpowiedź.- Czy byłam dla ciebie kimś ważnym?-
Gdy zobaczyła jego zaskoczoną minę, pośpieszyła z wyjaśnieniami.- Jeśli zapamiętałam
twoje imię, wywnioskowałam, że musiałam darzyć cię jakimś uczuciem. Nie wiem
cokolwiek…-Odparła zmieszana.
- Tak, można tak powiedzieć, ale…- Po pomieszczeniu rozniósł
się dźwięk tłuczonego szkła. Hermiona sięgała kubka z herbatą, ale nie chciało
jej się zrzucać nóg na ziemię i popchała kubek. Spojrzała ze skruchą na
Dracona, który pokręcił ze zrezygnowaniem głową i jednym ruchem różdżki usunął
szkło i rozlany napój.- Chcesz jeszcze jedną?- Pokręciła przecząco głową i
położyła głowę na oparciu fotela.
Draco odniósł swój
kubek do kuchni. Spojrzał za okno. Londyn zaczął chować się za kurtyną nocy.
Wyglądał wtedy wyjątkowo dobrze. A jednak coś nie dawało mu spokoju… Miał
wyrzuty sumienia, gdyby wtedy na nią zaczekał nie wypadłaby w ręce Rookwood’a. Nic
już teraz nie mógł zrobić. Wrócił do salonu i jego wzrok padł na śpiącą kobietę.
Uśmiechnął się pod nosem i rozsiadł się w fotelu z butelką Whisky. Wpatrywał się
w tańczące ognie w kominku. Powoli morzył go sen, gdy usłyszał ciche jęki dobiegające
z kanapy. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył jak Granger rzuca się i wymachuje
rękami.
-Ćśśśśś… To tylko sen…- Dziewczyna nie uspokajała się. Podszedł
do niej i położył rękę na jej ramieniu.- Ćśśśśś… Granger, to tylko zły sen…-
Wielkie było jego zaskoczenie, gdy Hermiona bezceremonialnie wtuliła się w
niego, powoli się uspokajając. Niewiele myśląc wziął ją na ręce i zaniósł na
górę do swojej sypialni. Położył dziewczynę na łóżku i nakrył szczelnie kołdrą.
Przez chwilę patrzył jak wtula się ufnie w poduszkę i zasypia.
Westchnął ciężko podsumowując swój jakże straszny żywot. Czyli
przyjdzie mu spać tej nocy na kanapie… Ruszył z powrotem na dół lewitując za
sobą poduszkę i koc.
Co tu durzo mówić REWELACJA ! Ale wiesz mógł spać z nią ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam też do siebie i liczę na komentarz
http://my-litle-life-love.blogspot.com/
Kochana moja!!! Cudownie!! U mnie wena ucichła, ale robię wszystko aby ją rozbudzić! Cudowne jest to, że mogę obserwować to jak się rozwijasz- od pierwszej notki do tej teraz :D :*
OdpowiedzUsuń