Słuchajcie, ludzie kochani.
Jest mi cholernie przykro, bo inaczej nie powiem!
50 wejść, a 2 komentarze?
Bardzo dziękuję dziewczynom za nie, ale to naprawdę nic
trudnego!
Krótka piłka albo Wam się podoba albo nie…
Ale musicie mi to napisać, bo ja niestety nic o tym nie
wiem!
Z ciężkim sercem dodaje następną część, a kolejna pojawi
się, gdy chociaż 6 osób zdecyduje się na wyrażenie swojej opinii.
Pozdrawiam, ściskam i całuje,:*
Zasmucona i załamana Rouse.
Draco przetarł oczy i spojrzał na zegarek.
4.45. Nie mógł spać tej nocy. Było mu niewygodnie i nie wiedział, co ze sobą
zrobić. Zrezygnował z dalszego „spania”, wstał z kanapy i skierował się do
łazienki. Miał trochę spraw na głowie. Pierwsze, co powinien dzisiaj zrobić to
zabezpieczyć dom Granger. Jest tam zbyt wiele informacji i rzeczy, których
Rookwood potrzebuje. Pasowałoby napisać do Potter’a i choć Draco wątpił, że
potrafi on coś zrobić w tej sytuacji, to w końcu minister był przyjacielem
dziewczyny. Jednak priorytetem było odwiedzenie swojego, byłego opiekuna. On
musiał mu pomóc i młody milioner nawet nie brał pod uwagę tego, że Snape może
się nie zgodzić. Szybko się ubrał i skierował do kuchni po kubek kawy.
-Strzępek!- Krzyknął cicho, byleby tylko nie obudzić
Granger. Po chwili skrzat zmaterializował się przed nim.
-Dotrzymasz dzisiaj towarzystwa Granger, masz dopilnować,
żeby pod żadnym pozorem nie wychodziła z domu. Nie przyjmuj gości z wyjątkiem
Weasley’ów i ewentualnie Zabinich…- Dodał z przekąsem i odstawił kubek do
kranu.- A! I żeby najmłodszy z Weasley’ów nawet nie przekraczał progu
posiadłości.- Skrzat pokornie skinął głową.- Na niego mam alergię.-Dodał ciszej
do siebie i deportował się.
Dom Granger
znajdował się w spokojniej dzielnicy. Mimo, że było ciemno można było się
dopatrzeć, że był ładny, skromny i zadbany. Draco już miał rzucać zaklęcia, gdy
zauważył, że drzwi są niedomknięte. Rozejrzał się dookoła i rzucił na siebie
zaklęcie kameleona. Powoli podszedł do drzwi, zdając sobie sprawę, że ślady na
śniegu zdradzają jego obecność. Od progu zauważył mokre ślady stóp. Prowadziły
one do salonu. Cichutko przeszedł do tego pomieszczenia i miał wrażenie, że wrasta
w ziemie. Na sofie siedział… Weasley. Był zgarbiony, twarz schował w rękach i
kręcił głową. Po chwili Draco usłyszał cichy szept.
-Co ja zrobiłem…, Co ja najlepszego zrobiłem…, Co ja…- I tak
w kółko. Malfoy ściągnął brwi zastanawiając się czy z rudzielcem wszystko w
porządku. On osobiście od pierwszej klasy w Hogwarcie wiedział, że jest on niezrównoważony
psychicznie i ubytki neuronowe były ogromne, ale w takim stanie jeszcze go nie
widział. Dopiero, gdy zaczął szeptać imię Granger coś się w nim odezwało i
postanowił się ujawnić.
-Witam, Weasley, czyżbyś nie w trafił na oddział chorych
psychicznie w Mungu? Co robisz w domu Granger?- Zapytał. Jad w jego głosie
rozpływał się w powietrzu. Rudzielec obrócił się w jego stronę i zbladł. Po
chwili jakby się opanował, wstał, podszedł do blondyna i wysyczał.
-Zapłacisz mi za to, śmieciu. Zapłacisz mi za zrujnowane
życie.- I aportował się. Draco stał jeszcze przez moment w tym samym miejscu,
po czym pokręcił głową, narzucił wszystkie potrzebne zaklęcia i wysłał
patronusa do Potter’a. Teraz z czystym sumieniem może powiedzieć, że nadszedł
najtrudniejszy moment, którego najbardziej się obawiał.
Każdy ma swój
cel. Określone ambicje, aspiracje, idee…, Jeśli jest to większy plan, mentor
myśli zbiera ludzi, którzy myślą podobnie. Świat zaczyna się dzielić na kolejne
części, każdy odłam wpatrzony w swego ideologa. Ale co jeśli jeden człowiek
rozrywany jest pomiędzy dwa mijające się światy? Wtedy potrzebna jest zimna
krew i pokerowa twarz. Człowiek taki wegetuje. Dzieje się tak, ponieważ nie ma
on niczego i nikogo. Bo jeśli jednak zdecyduje się na rodzinę, jeden „pan” może
wykorzystać to przeciw niemu. Drugi zaś zmanipuluje go tak, że wszystko, w co
wierzy stanie się odległą rzeczywistością. Człowiek zapomina o ludzkich
odruchach. Nie wie, co to miłość, smutek lub gorycz. Może czuć tylko i
wyłącznie ból, który zada któryś z myśliciel za niespełnienie oczekiwań. Ale z
biegiem czasu i cierpienia naszywa się na niego i jak druga skóra towarzyszy mu
przez całe życie. Po latach praktyki jest mu już obojętne, co się z nim stanie.
Nic gorszego od śmierci go nie spotka, a może to rozwiązanie nie jest aż takie złe,
na jakie się kreuje. Wszystkie polecenia obydwu ideologów są wykonywane z chorą
dokładnością, wszystkie odruchy są wyćwiczone i nic nie jest w stanie ich
zmienić.
Nawet, jeśli
czysto hipotetycznie zabójstwo jest rzeczą, po której trudno się pozbierać, to
z czasem zamienia się to w morderstwo z premedytacją, a zadawanie bólu przynosi
nieziemska satysfakcję. W końcu i on może się poczuć panem sytuacji. To on
odbiera życie i to od niego zależy jak to będzie wyglądało.
Z reguły taki człowiek nazywa się szpiegiem.
Z reguły tacy nie mają szans na przeżycie.
Z reguły tacy nie funkcjonują normalnie.
Jemu się udało.
Wygrał.
Severus Snape
siedział za biurkiem i sprawdzał wszystkie dokumenty. Uczniowie w końcu udali
się do domów przygotowywać się do świat. Nie potrafił nawet opisać jak on
nienawidził tego okresu. Z powrotem skupił się na aktach. Musiał pozapisywać
wszystkie osiągnięcia uczniów, zachowania, szczególne notatki, które przydałyby
się w następnym roku. Przed wakacjami trudno było to wszystko nadrobić. Jednak
mimo usilnych starań nie mógł się skupić. Coś go dręczyło. Nękało, i nie dawało
spać po nocach. Odłożył pióro i potarł skronie. Bóle głowy nasilały się u niego
ostatnio bardzo często. Nie znał przyczyny, ale Minerwa cały czas matkowała mu
jak tylko mogła żeby odwiedził Pomfrey. Z jego punktu widzenia ta kobieta była
bardziej nienormalna niż Szalonooki. Chociaż po krótkim zastanowieniu byli
siebie warci. Może, dlatego wytrzymywali ze sobą już od trzech lat? Ale
wracając do McGonagal. Merlinie, jak on nienawidził jak ktoś się nad nim
litował. Litości potrzebował Złote Dziecko Potter, który o ironio, grzał
posadkę ministra. Jednak nie zazdrościł mu. Mimo wszystkich znienawidzonych lat
w Hogwarcie czuł się tu jak w domu. Nie pałał do wszystkich sympatią, ot, co!
Jest dyrektorem, ale to nie oznacza, że ma zachowywać się jak Dumbledore! Ale
lubił uczyć, lubił dzielić się wiedzą i obserwować jak (nieliczni) uczniowie
zaczynają się tym interesować. Gdy czegoś uczył miał z tego satysfakcję. Westchnął
ciężko i wstał od biurka. Spojrzał przez okno. Błonia pokrył śnieg. Właśnie
teraz zdał sobie sprawę z tego, że przez lata siedzenia w lochach, brakowało mu
takiego okna. Czy to tak wiele? Kawałek dziury w ścianie, przez którą wpadałoby
trochę świeżego powietrza. Prychnął zdenerwowany.- Dumbledore to ignorant
pierwsza klasa i nawet po jego śmierci nie mógł przestać wypominać mu wad.
Pokręcił głową na znak ogólnego życiowego niepowodzenia. Po chwili usłyszał
natarczywe pukanie do drzwi. Spojrzał na zegar, wiszący pomiędzy portretami
jego poprzedników. 5.20. Skrzywił się. Kto jest tak głupi, żeby przychodzić do
niego o TAKIEJ godzinie? Pukanie nie ustawało, co zmusiło go do pozbierania
wszystkich papierów i ogólnego „ogarnięcia” gabinetu.
-Wejść!- Warknął. Drzwi ustąpiły, a dyrektor szkoły musiał
usiąść z wrażenia. Spodziewał się naprawdę każdego… Minerwy, która zaczęłaby mu
jojczyć na uchem. Nawet Trelawney z kolejną fałszywą przepowiednią dla niego. Ale
na pewno nie spodziewał się swojego chrześniaka, który teraz stał oparty o
framugę drzwi z typowym malfoyowskim uśmiechem.
-Dzień Dobry. Mogę?- Spytał. Postrach Hogwatu szybko
odzyskał rezon i skinął głową na znak zgody. Malfoy zajął miejsce w wygodnym
fotelu.
-, Co cię do mnie sprowadza, Draco? O ile pamiętam, to
skończyłeś szkołę…- rzekł, widocznie niezadowolony z wizyty. Dokładnie
obserwował chrześniaka, a znał go wystarczająco długo, by spokojnie stwierdzić,
że coś go trapi. Ten jednak milczał. Snape zaczął stukać palcami w biurko,
wyraźnie przekazując, że nie ma czasu na błahostki.
- Mam problem i tylko ty jesteś w stanie go rozwiązać.-
Powiedział cicho i spojrzał na Severusa. On jednak dał mu znak ręką, by
kontynuował.- Wpakowałem się w kłopoty. I choć obiecywałem sobie, że nie wrócę
na tamtą drogę, coś mnie tam zaciągnęło. Zacząłem znowu służyć, tym razem
Rookwood’owi.- Dyrektor prychnął i pokiwał z dezaprobatą głową.- Dostałem
rozkaz, miałem zabić Granger. Myślałem, że dam rady to zrobić. Jednak później
okazało się, że ona ma wybraniać mojego ojca. Odmówiłem, a on stwierdził, że za
to zapłacę. Nie przejąłem się tym aż do teraz.- Mówił to wszystko cichym
szeptem, patrząc na swoje ręce. Niepewnie spojrzał na swojego wujka, który nie
był zadowolony z jego poczynań.
-Po, co mi to mówisz? Przecież tyle razy ci tłumaczyłem! Za
każdym razem, gdy przychodziłeś uczyć się oklumencji narzekałeś na poczynania
Lucjusza, a sam, co robisz?! Narażasz swoje życie!- Snape wstał od biurka i
zaczął krążyć po gabinecie.
-Gdyby to moje życie było zagrożone nie przychodziłbym do
ciebie.- Syknął, a Severus zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na chłopaka.
-Co masz na myśli?- Zapytał już normalnie opierając się o
biurko.
- Rookwood porwał Granger. Rzucił na nią jakąś klątwę
czarno- magiczną. Nikt nie wie, co to jest, a ona niczego nie pamięta.
Pomyślałem o tobie, bo zajmowałeś się Obroną Przed Czarną Magią, ale i uczyłeś
się podstaw jeszcze w szkole. Nie wspominając o „przeszkoleniu” w szeregach.
Tylko ty możesz jej pomóc… Albo ty albo on. Z dwojga złego wole, żebyś to ty
się nią zajął.- Malfoy spojrzał na Mistrza Eliksirów, który dziwnie mu się
przyglądał. Po chwili znowu zasiadł z biurkiem i schował twarz w dłoniach.
- „Z dwojga złego”?- Zapytał ironicznie.- Mógłbyś mi to
wytłumaczyć?- Spytał po raz kolejny z przekąsem, patrząc na niego spod byka.
Draco uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową.
- Wujku, obydwoje wiemy, jakie masz podejście do gryfonów.
Oni po prostu nie są w twoim guście. Jednym słowem nie ta liga.- Podsumował i obserwował
Snepa. Ten tylko mocno się skrzywił i posłał mu takie spojrzenie, że mimowolnie
włosy na ręce mu się zjeżyły.- Po chwili spoważniał.- I jak? Pomożesz mi?
-Tobie czy tej gryfonce?- Spytał z ironią w głosie, a Draco
uśmiechnął się.
- I mi i jej. No proszę cię, to Granger. Nie ukrywajmy się.
Tylko ona rozumiała cos z twoich lekcji. Dzięki niej Longbottom wraz z
Weasley’em nie wysadzili ci sali Eliksirów.
- Przemyślę to Draco, niczego nie obiecuję.- Odpowiedział
poważnie.- A teraz daj mi dokończyć to, co mi przerwałeś!- Draco uśmiechnął się
sarkastycznie.
- A co ci TAKIEGO WAŻNEGO przerwałem? Może byłbym w stanie
ci pomóc?- Podniósł kpiarsko jedna brew do góry. I obserwował jak jego wujka
dosłownie szlag trafia.
- WYNOCHA, ALE TO JUŻ!- Wydarł się tak, że prawdopodobnie
podniósł cały zamek na nogi.
- To była luźna propozycja.- Zaczął się tłumaczyć.
- W takim razie…- Zaczął dyrektor milszym tonem jak na
niego.- Nie przytrzaśnij sobie tyłka, jak będziesz wychodził!- Warknął i zaczął
uzupełniać papiery.
Draco z wielkim
uśmiechem na ustach deportował się do Nory. Co prawda nie wiedział czy Snape
zgodził się mu pomóc czy też nie, ale humor mu dopisywał. Otworzył drzwi Nory i
ledwo, co przepchał się do kuchni. W domu panował taki tłok, że wszyscy obecni
w pomieszczeniu mieli niemałe kłopoty z oddychaniem. Draco szukał w miarę
normalnej osoby, od której mógłby się czegoś dowiedzieć.
-, Co tu się dzieje?- Zapytał Charlie’go, który z rozbawiona miną obserwował zaistniałą
sytuację.
-, Ooo..! Cześć, Malfoy!- Odparł śmiejąc się.- Widzisz, mama
tak przejęła się obecnym stanem Hermiony, że postawiła cały Zakon na nogi. A!
Żałuj, że nie widziałeś jak dzisiaj rano wpadł tu Harry.
- No tak, poinformowałem go dzisiaj rano. Dużego hałasu
narobił?
- O to, że Hermiona straciła pamięć? Nie…- Chłopak wybuchnął
śmiechem, zginając się w pół.- Ale o to, że Ginny jest w ciąży…- Przerwała mu
napad śmiechu.- Biedak nie wiedział czy ma mordować Zabini’ego, czy zbierać
szczękę z podłogi.- Malfoy uśmiechnął się ironicznie. Cały Potter, chociaż z
drugiej strony dobrze mu tak. Zawsze chciał ratować wszystkich. Jako minister
zapragnął ratować obcych mu ludzi, zamiast przyjaciół. I nawet nie zauważył,
kiedy przeholował, wiec dobrze mu tak! Skinął głowa i podszedł do Filius’a Flitwick’a.
- Dzień Dobry.- Przywitał się z byłym nauczycielem.
- Oo! Witaj Draco. Słyszałem, co się stało. Naprawdę mi
przykro. Mam nadzieję, ze znajdziemy jakieś rozwiązanie.
- Widzi profesor, ja już znalazłem!- Nauczyciel popatrzył
zaciekawiony na młodego Malfoy’a.
-Słucham!- Powiedział ożywiony.-Zamieniam się w słuch!
-Snape.- Szepnął na ucho Flitwick’owi i zatarł ręce. Ten
tylko pokiwał z uznaniem głową i uśmiechnął się szeroko.
„No, czyli zgoda samego Snape’a to będzie tylko
formalność.”- Pomyślał zadowolony Draco i aportował się do domu.
Co innegomam powiedzieć jak jesteś NIESAMOWITA ? Wspaniały rozdział chyba jeden z najlepszych.Buźka, Hermipona Grenger
OdpowiedzUsuńhttp://my-litle-life-love.blogspot.com/
Omg genialne, cudowne i wspaniale i w ogóle :D co ja ci tu mogę więcej powiedzieć :D czekam na nn :D mam nadzieje ze Ronaldowi coś się stanie bo u ciebie na to zasługuje :D
OdpowiedzUsuńWitam :)
OdpowiedzUsuńProsiłaś o informowanie o rozdziale, więc nie ma problemu:) link: http://dramione-invisible-love.blogspot.com/2013/07/rozdzia-iii.html
Życzę weny i pozdrawiam,
ichhassedich :)
świetne.;p
OdpowiedzUsuńHej.:)
OdpowiedzUsuńDzisiaj odkryłam Twojego bloga i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tej twórczości. Świetna wizja literacka.;p
Mam prośbę. Czy mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach? (pisząc na amor.deliria.nervosa.16@gmail.com)
Nie wchodzę na bloga od jakiegoś czasu, a tu takie rzeczy się dzieją, nie no świetne :D. Lubie Twój blog *-*. Kulde... chyba się uzależniłam :D. Czekam na następną notkę kochana :*
OdpowiedzUsuńP.S: Wbijamy jutro z Bartoszem :D.
Aelita :)
Witam, prosiłaś o poinformowanie o rozdziale, więc informuję: dramione-invisible-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam,
ichhassedich