Po pierwsze : )
Rozdział z podwójną dedykacją.
Rozdział z podwójną dedykacją.
Dla Lili Potter- Za poprawianie humoru, miłe słowa i
wspaniałego bloga.
Oraz ShinePurpleYew- Za ciepłe słowa, które motywują mnie do
dalszego pisania.
Dziękuję kochane, naprawdę jestem Wam wdzięczna.
Z resztą jak i reszcie komentujących.
Po drugie : )
Zostałam nominowana
do Liebster Award przez Istotkę wymienioną już wyżej, ale powtórzę Lili Potter
Już dziękowałam, ale nie wiem, kiedy uda mi się uaktualnić
nominację. Na razie nie mam zbytnio czasu, a doszłam do wniosku, że chyba nowy
rozdział spodoba Wam się bardziej : D.
No i zapraszam do czytania i komentowania : P.
Pozdrawiam,
Rouse :**
~*~
Siedziała
skulona w rogu pokoju. Kłócili się, a on siedział i nic sobie z tego nie robił.
Bała się, niewyobrażalnie się bała. Czuła na sobie jego palący wzrok. Nie
podniosła wzroku. Byli coraz głośniej. Przez jej ciało przeszła fala szlochu,
ale nikt jej nie usłyszał. A on dalej na nią patrzył i uśmiechał się. Próbowała
wstać. Przecież trzeba to zakończyć! Podparła się o ścianę, by dźwignąć się na
kolana. Podniosła głowę i napotkała jego oczy. Brąz mieszał się z topionym
metalem. Jasna obramówka oczu mocno odcinała się na pokrwawionych białkach. W
tym spojrzeniu było tyle nienawiści i pogardy, że mimo wszystko skuliła się w sobie.
Dwójka kłócących mężczyzn mierzyło w siebie różdżkami. Wytrzymała ten
natarczywy wzrok. Gdy już klęczała, podparła się rękami powolutku prostując
nogi. Nagle w okolicach ud złapał ją palący ból. Jakby ktoś przyłożył jej do
skóry rozgrzany pręt. Krzyknęła i ponownie upadła na ziemię. Zawyła żałośnie,
ale nikt się tym nie przyjął. Blondyn uderzył drugiego mężczyznę, który padł,
powalony na ziemię. Krzyczeli, obydwoje głośno wykrzykiwali swoje racje. Parę
razy usłyszała swoje imię i imiona swoich przyjaciół, ale nic poza tym. Jakby
ktoś rzucił na nią zaklęcie ogłuszające i zdejmował, gdy oni wymieniali
poszczególne nazwiska. Zatkała sobie uszy rękami, chaotycznie kręcąc głową.
„Niech oni przestaną, błagam. Dłużej nie wytrzymam…” A jej oprawca nadal
siedział na środku wielkiej sali i przyglądał się z widocznym zadowoleniem
całej sytuacji. Nagle z jej gardła wydobył się niekontrolowany krzyk. Wszyscy
troje spojrzeli w jej stronę. Chciała coś powiedzieć, ale zauważyła jak trzy
różdżki skierowane są w jej stronę. Z przerażeniem patrzyła na człowieka,
któremu ufała. Nie zrobiło to na nim wrażenia. Ostatnim, co zobaczyła, był
zielony promień światła wstrzelony z trzech różdżek, który mknął w jej stronę.
Dla niej nie było ratunku. To koniec…
~*~
- NIEE!- Szamotała się i płakała. Obudził go jej krzyk.
Po powrocie z
ogrodu zrobił jej ciepłego kakao, on wypił trochę Whisky i poszli spać. Ona nie
pytała o sytuację w labiryncie, on do niej nie wracał. Nagle usłyszał jak ktoś
krzyczy. Na początku nie wiedział, co się dzieje, ale gdy oprzytomniał pognał
do pokoju na końcu korytarza. Od 10 minut nie mógł jej uspokoić. A przy okazji
musiał jeszcze uspokajać siebie. Nie odwiedzał jej jeszcze o takich godzinach, a
była 3.20. Co za tym idzie, nie widywał byłej Gryfonki w piżamach. Do tej pory
mu to niespecjalnie przeszkadzało. Teraz, gdy
rzucała się po całym łóżku, kołdra została skopana na ziemię, a jej
prymitywna piżama podwinęła się do połowy ud, miał niemałe kłopoty z
koncentracją.
- Ej, Granger… Hej, obudź się, słyszysz?- Troszeczkę się
uspokoiła, lecz oczy miała dalej mocno zaciśnięte, a po policzkach płynęły
łzy.- To tylko sen… Zły, ale sen.- Po krótkim zastanowieniu postanowił ją
obudzić. Uspokajanie nie szło mu najlepiej i nie wiedział, co ma z tym fantem
zrobić. W duchu klął na wszystkie bóstwa, ze nie zostawił jej Potter’owi.
Bynajmniej jego samokontrola nie wisiałaby teraz na włosku.- Granger.-
Warknął.- Już wstawaj… No już…- Potrząsnął nią za ramię, a kobieta
zesztywniała. Zmarszczył brwi i powtórzył czynność.
Granger powoli
otworzyła oczy, jakby bojąc się tego, co zobaczy. Początkowo w jej spojrzeniu
zauważył najczystsze przerażenie. Gdy go zobaczyła w jej oczach pojawiła się
ulga i ku jego zaskoczeniu ufność. Hah! I to, do kogo!? Do niego! Nie miał
czasu się nad tym rozwodzić, ponieważ Granger skuliła się w sobie i zaczęła
szlochać. Ponownie zaczął ją uspokajać. Tym razem go nie odepchnęła. Dała się
przytulić, choć on już chyba do końca życia będzie sobie wmawiał, że to tylko
ona go przytulała, a on wcale tego gestu nie oddał ze zdwojoną siłą.
Hermiona
wygramoliła się do niego na kolana, cała się trzęsąc. Merlin musiał go dzisiaj
naprawdę wybitnie nienawidzić. Po pół godzinie był wykończony, nadal opierał
się o oparcie łóżka i trzymał ją w ramionach. Zasypiał na siedząco, nie żeby mu
to przeszkadzało. Gdy był już pewien, że Granger jest spokojna, delikatnie
ściągnął ją ze swoich kolan i położył na łóżko. Poszedł z drugiej strony,
podniósł skopaną kołdrę i nakrył kobietę.
Wyszedł z pokoju
zamykając za sobą drzwi. „Cholera! Kolejna nieprzespana noc i to przez nią!”
Ona go wykończy tą swoją niewinnością i niewiedzą. Szlag go powoli trafiał.
Skierował się do salonu. Kieliszek zbawiennego płynu był teraz dla niego jedynym
sensownym rozwiązaniem. Niech Snape się streszcza z odpowiedzią, bo będzie miał
chrześniaka na sumieniu. Wypił duszkiem zawartość kieliszka i odstawił go do
zlewu. Deportacja pod wpływem alkoholu była surowo zakazana. Groziło to
rozszczepieniem ciała jak i duszy. A mu w jednym kawałku było znakomicie. No
dobra, może trochę przesadził, ale nie narzekał.
~*~
Z punktu widzenia, Augustusa Rookwood:
Twierdza Azkaban
była więzieniem dla najgroźniejszych i najbardziej okrutnych ludzi w świecie
magicznym. Była strzeżona warstwowo. Najbardziej wewnętrznymi ochroniarzami
byli aurorzy. Ci idioci myśleli, że po magicznych studiach kryminalno-
psychologicznych, byli wstanie porozmawiać z więźniem i sprowadzać go na „dobrą
drogę”. No cóż… Więźniowie mając trochę więcej oleju w głowie udawali, że się
zmieniają. Przestawali obrażać innych, wdawali się w krótkie konwersacje i
uczyli porozumiewać się ze światem. Świat w postaci, aurorów był na tyle naiwny
i głupi, że wierzył w idealną grę aktorską zniewolonych. A najgorszy błąd to
zaufać wrogowi. Rookwood całą teorię na ten temat mógł wykładać na uczelniach
tym debilom, którzy myślą, że potrafią coś osiągnąć lub coś znaczą pracując w Azkabanie.
To właśnie było kluczem do jego wolności. A wystarczyło trochę zaufania tego
„Aurora” i zwykły nóż obiadowy. Zdobył jego zaufanie i zgrywał biedną sierotę,
by później wbić mu nóż w tętnice. Cóż za bohaterska śmierć!
Następnym
warunkiem obrony byli strażnicy kurhanu. Groźnie brzmi, co? Nic bardziej
mylnego… Owszem strażnicy kurhanu są nieśmiertelni, ale nie wszechmocni.
Dysponują siłą większą niż stado testrali, ale wystarczy zwykłe zaklęcie
kameleona, by przejść obok nich niezauważenie. Strażnicy wyczuleni są na
punkcie ruchu. Kierowani instynktem samozachowawczym zabijają. Nie są to
roboty, które są zaprogramowane na zabijanie i wystarczy przekręcić korbkę i
już są potulni, o nie! Dumbledore musiał przecież wszystko zepsuć! Wystarczyło
wpoić strażnikom kurhanu, że każda osoba zbliżająca się do nich, im zagraża. A,
że ten dziad to manipulant pierwsza klasa, więc nie sprawiło mu to wiele
kłopotu. Strażnicy, gdy widzą, że ktoś próbuje uciec, przechodząc koło nich,
myślą, że ktoś chce mi zrobić krzywdę, więc zabijają.
Wielkie, czarne płachty
latające wokół tego obskurnego zamku, to przesadnie nazwani dementorzy. Są
najbardziej niebezpieczni ze wszystkich warstw ochronnych. Muszą na nich uważać
nawet aurorzy. Te bestie są nieobliczalne. Pragną tylko duszy. Nie ważne, kogo!
Byli posłuszni Voldemortowi, który był tak potężny i tak nieśmiertelny, że dał
się pokonać byle dzieciakowi, który teraz prawnie grzeje tyłek na stołku
ministra. Wracając do dementorów… Załatwi je zwykły patronus. Niby proste, co?
Jest jednak jeden szczegół. By użyć tego czaru trzeba posiadać niezwykle mocne,
szczęśliwe wspomnienie. A ile może ich mieć zwykły więzień i w dodatku były
zwolennik beznosego? A no właśnie. Nie za dużo.
No i zaklęcia
ochronne. Jeśli pokona się strażników kurhanu i dementorów, to te zaklęcia to
zwykła formalność. Nie mówiąc o Aurorach, bo to chyba już zostało omówione. W
tej „organizacji” nie ma wyższego stopnia umysłowego. Posługując się różdżką,
Aurora bez problemu można złamać wszystkie zaklęcia. W dodatku różdżka ma zaprogramowane wszystkie
przeciw zaklęcia do ochrony, które sama zakładała.
Wycieczkę do
Azkabanu ma już zaplanowaną, teraz na spokojnie może oddać się w ręce swojej
przyjaciółki. Ona go odpręży, z resztą jak zawsze.- Pomyślał rozbawiony swoim
żartem wyższych lotów…
~*~
Filius Flitwick
przemierzał korytarze Hogwartu. Musiał przemówić swojemu koledze do rozsądku.
Severus nie był łatwym człowiekiem. O nie! Życie go nie rozpieszczało, a on
sobie wziął za punkt honoru utrudnianie życia innym. Jednak Molly ostatnio tak
dramatyzowała, że nie mógł przejść obojętnie obok wypadku Hermiony. Naprawdę ją
lubił. Była jego najzdolniejszą uczennicą, z resztą tak samo jak na reszcie
przedmiotach. Rozumiała zaklęcia i nigdy nie musiał ją poprawiać i to się ceni.
W czasie wojny uratowała mu życie, gdy walczył z Grayback’iem inny
śmierciożerca zaatakował go od tyłu. Gdyby nie ona dostałby niewybaczalnym w
plecy. Później nie chciała słuchać podziękowań, mówiąc, że każdy zrobiłby to
samo na jej miejscu. Zapukał do mosiężnych drzwi Mistrza Eliksirów. Po chwili
usłyszał inwektywy skierowana w jego kierunku, zdecydowanie nienadające się do
druku. Zapukał raz jeszcze, ku wielkiemu niezadowoleniu dyrektora, po czym
wszedł bez zaproszenia do środka.
-Po, jakie licho pukasz, jak nie czekasz na moją zgodę.-
Severus siedział za biurkiem. Na nim stała do połowy opróżniona Whisky i
niedopałki papierosów. O tak… Te mugolskie używki były stopą Achillesową w jego
życiu. Na szczęście wiedziało o tym zawężone grono pracowników Hogwartu… Musiał
przecież czymś odreagowywać, oprócz zabijania, nie? Z czasem i odbieranie życia
staje się nad wyraz nudne, a zwykła Avada Kedavra, na pozór siejąca strach po
„jasnej stronie”, jest tak samo odbierana jak on w czasie lekcji eliksirów.
Nie, chociaż nie… On siał strach. Uśmiechnął się do swoich myśli, całkowicie
zapominając o swoim koledze po fachu.
- Severusie… Czy ja przypadkiem ci nie przeszkadzam?-
Zapytał Filius nalewając sobie trochę szkarłatnego płynu do kieliszka. Tym
pytaniem wymusił na Mistrzu Eliksirów najbardziej mrożące krew w żyłach
spojrzenie. Uśmiechnął się szeroko na widok reakcji starego przyjaciela, co
jeszcze bardziej rozwścieczyło Snape’a.
- Nie zapraszałem cię tu Filiusie, nie oczekuj przywitania z
konfetti…- Warknął niemiło i dopił resztę alkoholu w swoim kieliszku.
- Nawet, jeśli byś mnie zaprosił, to nici z konfetti.-
Odpowiedział zdegustowany.- Z resztą nie przeszedłem toczyć z tobą kłótni na
poziomie…- Flitwick zaciął się lekko szukając odpowiedniego słowa, po chwili
jednak dodał bardziej zdecydowany.- Wiesz Severusie? Jak dla mnie to ta
konwersacja nie ma poziomu. Dlatego pokaż mi, dlaczego mianowali cię dyrektorem
i porozmawiajmy. Muszę ci powiedzieć o bardzo ważnej sprawie…- Snape skrzywił
się i popukał palcami o biurko. Jego mina pokazywała bezgraniczne znudzenie nim
jak i całym światem.
- Chciałbym cię tylko powiadomić, że gdy nawet rozmawia ze
mną Weasley, to ta konwersacja jest na najwyższym poziomie…- Uśmiechnął się
lekko.- Bynajmniej z mojej strony.
- Och.., Przechodząc do sedna… chodzi mi o pannę Granger.
Znasz jej sytu…- Flitwick nie dokończył, ponieważ Mistrz Eliksirów zerwał się z
fotela i ruszył w kierunku drzwi. Gwałtownie je otworzył, po czym spojrzał na
nauczyciela zaklęć w głowie powoli szukając jego następcę.
-, Jeśli chodzi o Granger…- Syczał, nie spuszczając z niego
wzroku.- Terroryzował mnie już młody Malfoy. Molly, Minerwa i wszyscy
Weasley’owie po kolei. Jeśli ty zaczniesz o tym gadać, to przysięgam, że zacznę
szukać twojego następcy.- Jego twarz była spokojna, a jedyne zdenerwowanie zdradzały
mocno zaciśnięte szczęki i pięści.
Filius niewzruszony
zachowaniem przyjaciela pokręcił jedynie głową i chciał wstawać. Nagle
usłyszeli trzask, który zazwyczaj towarzyszył teleportacji. W gabinecie
dyrektora zmaterializował się zdenerwowany Draco. Gdy zorientował się, że w
pomieszczeniu, Snape nie jest sam, uśmiechnął się malfoyowsko i podniósł jedną
brew, w geście zapytania. Severus jęknął rozgoryczony, podsumowując swój jakże
trudny żywot. Z hukiem zatrzasnął drzwi i wrócił do swojego fotela. Schował
twarz w dłoniach, a młody Malfoy ruszył w kierunku wujowego barku procentowego.
Snape nie odrywając rąk od twarzy warknął.
- Malfoy, wara od mojej Whisky albo ci krzywdę zrobię, a
uwierz w tej chwili jestem do tego zdolny.- Draco zatrzymał się w pół kroku i
spojrzał pytająco na swojego byłego nauczyciela od zaklęć. Ten jednak pokręcił
głową i wzruszył ramionami. Zrezygnowany Draco odwrócił się na pięcie i zajął
miejsce naprzeciw biurka.
- No profesorze
Snape… Jak tam życie?- Zapytał niby obojętnie, bawiąc się jednym z posążków
stojących na biurku. Przyszedł w jednej zasadniczej sprawie. Jednak chciał
usłyszeć to od Snape. On już się naprosił.
Dyrektor Hogwartu
popatrzył na mężczyzn, którzy wpatrywali się w niego oczekująco. Postanowił to
zignorować i zaczął uzupełniać papiery leżące na biurku. Po 10 minutach
spojrzeń rzucanych w jego stronę miał serdecznie. Dosyć. Obu potraktował takim
spojrzeniem, że mimo wszystko skulili się w sobie, ale wzrok wytrzymali.
- Zjawi się tutaj równo 1 stycznia z samego rana o godzinie
05.00. Jeśli spóźni się choćby minutę drzwi się zamkną. Potter ma pożyczyć jej
niewidkę, codziennie wejście będzie się pojawiać przy sali wyjściowej, w drugim
korytarzu po lewej stronie. A teraz znikajcie z mojego gabinetu i nie gapcie
się na mnie jak Potter na eliksirach, bo potraktuje jakimś wyjątkowo paskudnym
zaklęciem.- Zero reakcji. Nadal siedzieli z szeroko otwartymi oczami. Gdy
Severus podniósł się i sięgnął po różdżkę obydwoje zerwali się z miejsc i
ruszyli do wyjścia. Gdy Postrach Hogwartu pozbył się natrętów, opadł
bezwładnie na fotel, zastanawiając się,
w co on się znowu wpakował.
„Mam dar do wpakowywania się w kłopoty.”-
Pomyślał i wrócił do uzupełniania dokumentów.
Draco wyszedł uradowany z gabinetu swojego wujka. Gwiazdka już niedaleko, a on sprawił mu taki prezent, że nie mógł się pozbierać. Odwrócił się do profesora Flitwicka.
- Zgodził się!- Powiedzieli obydwoje i podali sobie ręce. Tak, to była bardzo krótka, ale i bardzo owocna współpraca, jaką kiedykolwiek Draco przeprowadził z nauczycielami.
~*~
Przy stole panowała cisza. Bardzo niezręczna cisza… Pani
Weasley wpadła na genialny pomysł, by
zebrać rodzinę na obiedzie. Fred i George byli wniebowzięci. Mogli w końcu
przetestować kilka nowych wynalazków. Pognębić Rona.. Ech, żyć nie umierać. Choć
ostatnio znaleźli bardzo odpowiadającego im sprzymierzeńca. Blaise Zabini.
Traktowali go jak brata. Był dla nich naprawdę miły i uwielbiał denerwować
Rona. Na początku traktowali go jako wroga, ale po założeniu z nim sojuszu
doszli do wniosku, że był to najlepsza decyzja, jaki mogli podjąć. Po kolejnej
wypowiedzi Diabła najmłodszy z braci postanowił się więcej ni odzywać. Dopiero,
gdy Zabini położył rękę na kolanie jego siostry coś się w nim obudziło.
- Łapy przy sobie, czarny orangutanie.- Warknął w kierunku
rozbawionego chłopaka.
- Przecież cię nie dotykam Weasley.- Odpowiedział
przybijając żółwia jednemu z bliźniaków.
-Wiesz, o czym mówię …- Ron przebrał na tworzy kolor swoich
włosów i uparcie przyglądał się talerzowi, który przed nim leżał.
- Wiesz, co Weasley? Pogadaj do rynny, będzie większe echo,
może ktoś w końcu zacznie cię słuchać.- Bliźniacy zaczęli się śmiać. W końcu
dołączył do nich czarnoskóry. Ginny kopnęła, Blaise’a w kostkę. Ten popatrzył na
nią wzrokiem, który ukazywał ucieleśnioną niewinność.
- Uspokój się proszę, bo następnym razem zostaniesz w domu
pilnować wycieraczki. Zostaw go w spokoju.
-, Dlaczego mówisz to do mnie?- Zabini’emu puściły z deka
nerwy. On ma się uspokoić, a ten rudy szczur ma go obrażać? I co jeszcze?!
-, Bo wierzę w twój rozum, kochanie…?- Odpowiedziała nieprzekonana
patrząc na minę swojego chłopaka.
- Jasne, bo gdyby jemu wsadzić łepek od szpiki w mózg to
byłaby grzechotka.- Odpowiedział zgryźliwie, obrażony na Rudą. (Nie)stety powiedział
to trochę za głośno i usłyszał to Fred. Przekazał to swojej drugiej połówce i
wybuchli śmiechem. Diabeł domyślił się, o co chodzi i uśmiechnął się szeroko do
swojego talerza.- Pyszna zupa pani Weasley, naprawdę, w życiu lepszej nie
jadłem.- Odpowiedział przymilnie do gospodynie, uśmiechając się przy tym
zabójczo. Molly zarumieniła się mocno, dziękując za komplement. Ginny pokiwała z
dezaprobatą głową i spojrzała na Blaise’a, który zamaszyście oczyszczał talerz.
- Wiesz Zabini, ciekaw jestem czy twoi rodzice kiedykolwiek
przyjmą Gin na obiad. Bo jak na razie to pasożytujesz tutaj. Czyżby te
zaszczute psy nie miały czasu dla przyszłej synowej?- Zastanawiał się na głos,
Ron.
A w Diable coś pękło. To fakt, jego rodzice nie mieli dla
niego czasu… Jego jedyną rodziną był Draco, Hogwart i teraz Ginny. Powiedział
jej o wszystkim, kiedyś, gdy leżeli razem, po wspólnym wieczorze. A teraz, gdy
usłyszał to z ust tego… Nawet określenia nie mógł znaleźć. Gwałtownie podniósł
się z krzesła i wymierzył w Rona różdżką. Gdy wszyscy myśleli, że rzuci na rudego
jakąś klątwę, nadzwyczajnej w świecie aportował się z cichym trzaskiem.
Ginny która obserwowała to całe zajście miała łzy w oczach.
Blaise niejednokrotnie wspominał, że nie miał szczęśliwego dzieciństwa, a gdy
dowiedziała się o wszystkim pewnego razu, obiecała sobie, ze zrobi wszystko, by
mu to wynagrodzić. Zdegustowana wstała od stołu i spojrzała na zadowolonego z
siebie Rona.
- Wspaniale.- Powiedziała bezbarwnym głosem.- Od tego czasu
Ronaldzie Weasley możesz przestać uważać mnie za siostrę.- Wyciągnęła różdżkę,
skierowała ją w stronę Rona i powiedziała.- Sanguinis Separatio*.-
I w chłopaka ugodziła fala białej smugi światła.- Dziękuję mamuś za obiad. Do widzenia.- I deportowała się.
*rozłąka krwi z łaciny.
Edit. Lili Słońce już poprawiłam XD
Przepraszam, ale starałam się jak najszybciej dodać notkę i napisałam głupoty.
W każdym bądź razie jest poprawione.
Dziękuję :*
Co do pytania, nie na każde odpowiadam w ten sposób, ale wydaje mi się, że może być to niezrozumiałe dla więcej niż jednego czytelnika :)
Zaklęcie Sanguinis Separatio oznacza rozłąkę krwi. Jest to klątwa, którą używała ciemna i jasna strona, by wymazać poczucie bezpieczeństwa w zdrajcach.
Ginny użyła czaru na Ronie w efekcie chłopak przestaje ją traktować jako siostrę. Ginny jest z Diabłem więc jest połączona krwią z nim przez dziecko. Ron przestaje czuć cokolwiek wobec Ginny. Jego troska, miłość, etc. do niej zostaje rozłączona i rozdzielona na każdą osobę w rodzinie.
Mam nadzieję, że wszystko jasne :D
W razie jakichkolwiek pytań, draga wolna :P
Na wszystkie odpowiem :D
Pozdrawiam i Przepraszam za niejasności.
Rouse :*
Edit. Lili Słońce już poprawiłam XD
Przepraszam, ale starałam się jak najszybciej dodać notkę i napisałam głupoty.
W każdym bądź razie jest poprawione.
Dziękuję :*
Co do pytania, nie na każde odpowiadam w ten sposób, ale wydaje mi się, że może być to niezrozumiałe dla więcej niż jednego czytelnika :)
Zaklęcie Sanguinis Separatio oznacza rozłąkę krwi. Jest to klątwa, którą używała ciemna i jasna strona, by wymazać poczucie bezpieczeństwa w zdrajcach.
Ginny użyła czaru na Ronie w efekcie chłopak przestaje ją traktować jako siostrę. Ginny jest z Diabłem więc jest połączona krwią z nim przez dziecko. Ron przestaje czuć cokolwiek wobec Ginny. Jego troska, miłość, etc. do niej zostaje rozłączona i rozdzielona na każdą osobę w rodzinie.
Mam nadzieję, że wszystko jasne :D
W razie jakichkolwiek pytań, draga wolna :P
Na wszystkie odpowiem :D
Pozdrawiam i Przepraszam za niejasności.
Rouse :*
Masz racje czuje sis rozpieszcza a Twoimi dedykami <3 ahhh siódme niebo :D Rose Dziękuję :* tylko nie rozumiem tam jednego fragemntu w tym rozdziale po co profesor Filtwick przepraszał Mionke za to ze uratowała mu życie nie powinien jej dziękować hahah xD Wiedziałam ze Severus się zgodzi :D Nananannanan :D ahhj jestem szczęśliwa :D a ten rozdział jeszcze bardziej mnie w tym nastroju utwierdził :D " istoke wymieniona powyrzej" hahabha xX też cię kocham <3 na jakiej zasadzie działa zaklęcie rozłąki krwii? Cio :D Rozdział genialny super świetny i cudowny :) nie mam siły na układanie wierszyka o 1 w nocy no ale jak tylko cóż wymyślę to na pewno Ci wyśle :D Ohhh jak fajnie doczekałam się rozdziału :D Ron jest dupkiem, cholrnym dupkiem. Debil jeden i tyle jak można w ogóle coś do biednego kochanego Diabełka powiedzieć obraźliwego no jak ?! Dobra koncze ten swój monolog Weny Rose :*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! To cudownie, że Snape się zgodził pomóc Hermionie. Może odzyska pamięć... To by było wspaniale! :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział! ;)
Jesteś cudotwórczynią to jak bawisz się słowami . Jednym słowem podziwiam cię . Zapraszam do mnie .http://my-litle-life-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział! Jak ty to robisz?
OdpowiedzUsuńMimo twoich wątpliwości scena ze Snapem wyszła fajnie i realistycznie. A ten sen Mionki... Sama miałam dreszcze. Bardzo dobrze go opisałaś.
Jestem ciekawa dalszych losów naszych bohaterów. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
ShinePurpleYew
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńSuper! Szczególnie ta rozmowa z Severuskiem mi się podoba. :)
OdpowiedzUsuńa Ron się zachował baaardzo chamsko. Nie popieram decyzji Ginn o rozłące z bratem. Mimo wszystko są rodziną.
Sen Miony był bardzo realistyczny, oby tak dalej :*
Pozdrawiam em.
PS. Zapraszam na trzecią część pam... DZIENNIKA Severuska-Nerwuska :3
potterowskie-co-nieco.blogspot.com
Ufff... Dobrałam się do netu i z zapartym tchem dotarłam do ostatniego opublikowanego rozdziału na Twoim cudownym blogu :D
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że w porównaniu do pierwszych notek zrobiłaś ogromny krok do przodu i udoskonaliłaś swoje umiejętności pisarskie <3
Dziękuję również za dedykację pod rozdziałem 24 ;)
Pozdrawiam, Skrzat :*
P.S. straznicy-czasu.blogspot.com --> prosiłaś o dodanie nowej notki, więc spełniam prośbę... Co prawda z lekkim opóźnieniem, ale nie miałam czasu usiąść za komp xd Rozdział pojawi się już jutro w okolicach 14, a nawet przewiduję, że trochę wcześniej :D
Piszę teraz, bo musiałam nadrobić wszystkie rozdziały, ponieważ jakieś 2 dni temu znalazłam twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńJesteś po prostu świetna! Uwielbiam sposób twojego pisania! Genialnie potrafisz przedstawić emocje i uczucia!! Jeden z najlepszych blogów jakie czytałam <33
Życzę Ci dużo weny! I pisz, pisz, pisz! Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :*
Witam Cię, kochana! :3
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział. Czwarty! :D
"- Przysięgam, że wypiję truciznę, aby nie musieć cię znosić, jeśli jeszcze raz się odezwiesz. – powiedział mężczyzna na granicy wytrzymałości.
- Dobrze, profesorze. – i w tym momencie cała klasa ryknęła śmiechem, już nie mogąc dłużej się powstrzymywać. Najgłośniej śmiał się Potter i Zabini."
Serdecznie zapraszam! :*
http://the-formula-for-happiness.blogspot.com/2013/07/rozdzia-4.html