niedziela, 23 czerwca 2013

21.Death is not the only way even the worst situation.



    Hermiona właśnie wychodziła z biura. Było już późno i zimno. Zaczął padać silny deszcz. Z trudem rozłożyła parasolkę i ruszyła w kierunku ciemnej uliczki, gdzie spokojnie mogłaby się aportować. Gdy podnosiła różdżkę, by wypowiedzieć inkantacje ona wyleciała jej z ręki. Odwróciła się w stronę napastnika i wydała z siebie cichy okrzyk. Nie mogła liczyć na pomoc. Strach potęgowała dzika furia w oczach mężczyzny…

- Witaj Granger…- Dziewczyna wzrokiem szukała swojej różdżki, lecz na próżno. Zaczęła cofać się, mając cichą nadzieję, że może jakimś cudem uda jej się uciec. Plany pokrzyżowała jej ściana mająca około 6 metrów. Mężczyzna zaczął podchodzić do Hermiony dziwnie się jej przyglądając. Po chwili wybuchnął paranoicznym śmiechem i zaczął obracać w placach różdżkę, należącą do Granger.- Strach to jedyna ludzka zaleta. Wtedy człowiek traci zmysły i zdrowy rozsądek, czyż nie panno Granger? Dlaczego się mnie boisz? Przecież chciałem tylko porozmawiać..- Zapytał nie spuszczając z niej wzroku. Hermiona nie odezwała się ani słowem, próbując na chłodno przeanalizować sytuacje. Przerwał jej krzyk mężczyzny.- Kiedy pytam, żądam odpowiedzi! Jasne?!- Kiwnęła potwierdzająco głową.- Czyli dlaczego się mnie boisz?- Hermiona zebrała w sobie resztki odwagi, podniosła głowę i spojrzała na napastnika.

- Nie boje się ciebie…- Głos drżał jej i sama przeklinała wszystkie bóstwa za niepewność w swoim głosie. W zaułku rozniósł się histeryczny śmiech psychopaty.

-Szlamy nigdy nie były i nie będą inteligentne… Jesteś najbardziej znaną szlamą w całej Anglii. Powiedz mi, jak to możliwe.. Przecież już dawno powinnaś gryźć ziemię.- Westchnął ciężko i pokręcił głową na wznak ogólnego życiowego niepowodzenia. Po chwili uniósł głowę i spojrzał na przerażoną kobietę. W jego oczach zagościły szaleńcze iskry, a na twarz wkradł się przebiegły uśmiech.- A ładnie krzyczysz?- Hermiona patrzyła przez chwilę zdezorientowana na mężczyznę, ten widząc to uśmiechnął się jeszcze szerzej.- Crucio…- Przez jej ciało przeszła fala bólu. Krzyk przedarł się przez huczący wiatr. Upadła na ziemie, wijąc się i rzucając w spazmach niewyobrażalnego, palącego bólu. Spojrzał na nią z góry nie przerywając zaklęcia. Pokiwał głowa z uznaniem i po chwili zastanowienia rzucił następne zaklęcie.- Sectumsempra...- syknął, a po chwili na ciele kobiety pojawiły się krwawe rany z których płynęła krew. Ostatkami sił próbowała się podnieść, ale bez skutku. Włosy zlepione błotem i krwią, oczy, które wręcz błagały o litość. Jej determinacja pękła jak bańka mydlana, nadzieja uciekła, zgwałcona i poniżona. Odwaga oddała pokłon lękowi, a umysłem zawładnął szatan. Po policzkach spływały łzy bezradności i niesamowitego cierpienia. Deszcz przebrał na sile, a wiatr coraz mocniej wiał, próbując przypomnieć o swojej mocy. Nad zaułkiem, niebo rozdarła błyskawica, a grzmot przerwał ciszę. Ostatnie, co usłyszała to psychopatyczny śmiech. Nagle ból ustał, a mężczyzna zniknął wraz z resztą rzeczywistości.

~*~

    Wiele ludzi twierdzi, że topienie smutków w napojach procentowych to nie jest dobre wyjście. Jednakże istnieje pewna grupa zwolenników alkoholi, które notabene pomagają zapomnieć o tym, o czym nie chcemy pamiętać lub pozwalają rozluźnić się i wygonić na urlop szare komórki. Pewien blondyn stwierdził, że butelka podobnego napoju nie zaszkodzi. Po jednej dołączyła kolejna i następna, że w końcu przestał liczyć. Po godzinie lub dwóch ów chłopak nie wiedział czy to czwarta czy czterdziesta czwarta butelka „zbawiennego” płynu.
   
    Słońce nieśmiało zaglądało do okna szarookiego mężczyzny. Co prawda był grudzień, lecz śniegu można było się dopatrzeć naprawdę w mikroskopijnych ilościach. W Anglii takie anomalia pogodowe to nic dziwnego. Przez cały rok mieszkańców tego kraju nawiedzały deszcze, więc dlaczego teraz miałoby się to zmienić? Po chwili do okna zapukał śliczny, brązowy puchacz. Draco nawet nie drgnął. Uparte słoneczko oburzone zachowaniem arystokraty przebrało na sile i z całą swoją mocą uderzyło w okno Malfoy’a. Po sypialni chłopaka rozniosły się różnorodne epitety, nienadające się do druku. W stronę sowy poleciała poduszka, lecz to nie zachęciło ptaka do odlotu. Po 20 minutach Draco zmotywował się do wstania z łóżka. Ociężałe powieki ważyły zdecydowanie za dużo, a ból głowy zaćmiewał bodźce, które miały trafiać do mózgu. Powoli doczłapał do łazienki. Z trudem odnalazł błękitny płyn. Odkorkował buteleczkę i pochłonął całą zawartość. Skutki zażytego „lekarstwa” odczuł po kilku minutach. Powędrował do sypialni, by sprawdzić korespondencję i prawie się zadławił powietrzem, gdy zauważył, że ptak przyniósł mu Proroka Codziennego. Bez namysłu złapał różdżki i aportował się do domu Granger. Nawet nie czytał tej gazety…, Dlaczego? Sam dokładnie nie wiedział… Może to przez strach, który gdzieś się tam czaił. Albo przez niepewność, która wzrastała wraz z kolejnymi minutami. A może chciał pokazać jej pierwszej, by… I tu są dwie opcje; Po pierwsze, by pokazać jej, ze wcale nie jest taka wspaniała i wkopała jego ojca. Po drugie, pochwalić i podziękować za dobrą współpracę. A później deportować się gdzieś daleko i nigdy nie wracać. Prawda była taka, że on już nie mógł tak po prostu przebywać z nią w jednym pomieszczeniu. Coś go rozsadzało od środka i dziwnie paliło, gdy się do niego uśmiechała, czy tylko rozmawiała… A on? On nie mógł się w tym wszystkim odnaleźć. To było coś nowego, coś, co nie szło po jego myśli, i w końcu coś, na czego nie mógł znieść i maił serdecznie dosyć. Zapukał do drzwi i czekał. Nic, zapukał jeszcze raz no i dalej cisza. Spojrzał na zegarek, 10.15. Porządkowa Granger na bank już nie spała, dzisiaj sobota, więc nie ma jej w pracy…, Chociaż u niej to wszystko możliwe… Po chwilowym zastanowieniu, doszedł do wniosku, że najnormalniej w świecie poszła odwiedzić Rudą. Pokiwał głową na wznak ogólnego roztargnienia i zniknął.

    Ginny leżała w łóżku rozmyślając nad wszystkim i nad niczym. Dzisiaj rano kursowała chyba z sześć razy toaleta, łóżko, łóżko, toaleta, a Zabini nawet nie drgnął. Obróciła głowę w prawą stronę i spojrzała na swojego chłopaka. Dlaczego jej brat jest tak bardzo do niego uprzedzony? Przecież to nie jego wina, ze jego rodzice to śmierciożercy. To nie przez niego zginęło tyle ludzi. Taka była wola rodziców. A on jako mały chłopczyk chciał, by byli z niego dumni. Czy to tak trudno zrozumieć? No chociażby ona… Była zdrajcą krwi. Tylko, dlatego, że jej rodzice zadawali się z mugolami i charłakami. Ale było warto, Nie do końca rozumiała, na czym polega to całe zdradzenie. Przecież, na przykład Voldemort, uznaje się za lepszego od ludzi nie magicznych, a tak naprawdę jeden mugol wart był więcej od całego zastępu śmierciżerców. Polityka ludzi czystej krwi była wygodna dla nich samych. A rozumowanie niby zdrajców było dobre dla wszystkich. Bynajmniej ona tak uważała. Po chwili poczuła jak ręka Blaise’a gładzi ja po brzuchu. Ponownie odwróciła głowę w jego stronę i delikatnie się uśmiechnęła.

- Długo nie śpisz?- Zapytał, głośno ziewając. Poszedł wczoraj późno spać, a jego organizm potrzebował bardzo dużo snu. Przynajmniej on tak uważał…

-Gdzieś tak od ósmej. Dzieciątko daje popalić.- Powiedziała ciężko wzdychając, tym samym podsumowując swój żywot.

- Wdało się w tatusia! Ot, co! Wrośnie nam mały diabełek! A będzie normalnie chodził jak w zegarku. Średnia 6.0, Dom, Slytherin, doskonały kapitan Quidditch’a no i oczywiście przystojniak po tatusiu!- Ginny zachodziła się ze śmiechu, trzymając się za brzuch. Blaise miał naprawdę wybujałą wyobraźnie. Taaak, żeby on jeszcze taki idealny był jak sam się widzi. Otarła  łzy rozbawienia i ponownie spojrzała na chłopaka, po czym znowu wybuchła niekontrolowanym śmiechem na widok zdezorientowanej miny Diabła.

- No Diabełku, czyli wyrośnie nam samo-uwielbiający się alkoholik z wybujałym ego. Merlinie broń!

-, Jaki alkoholik? Kochanie ja nie wiedziałem, ze masz do tego skłonności, ale obiecuję, ze znajdziemy jakiegoś…- Ruda zamachnęła się i uderzyła Diabła poduszką, na której się opierał. Blaise nie rozumiejąc, co się dzieje chciał złapać poduszkę jednak Ginny przetrzymała ją i pchnęła lekko w przód. Satynowa pościel owinęła się wokół nóg chłopaka i ściągnęła go na ziemie. Po pomieszczeniu rozniósł się perlisty kobiecy śmiech. Zabini pokręcił ze zrezygnowaniem głową i próbował się podnieść. Gdy miał oddać poduszkę (poduszką) dziewczynie, usłyszeli dzwonek do drzwi.

- Spodziewasz się kogoś?- Weasley pokiwała przecząco głową i wstała z łóżka ruszając do łazienki.

- Ja idę się ubrać, a ty otwórz drzwi. Za chwilkę zrobię cos do jedzenia. Dobrze?- Blaise pokiwał potakująco głową i ruszył do drzwi. Gdy schodził po schodach dzwonek zabrzmiał jeszcze raz.

-Już idę!- Odkrzyknął natrętnemu gościowi. Szybko uporał się z zamkiem w drzwiach i uchylił je. Na progu stał Draco Malfoy. Cały biały i przemoknięty. Blaise przetarł oczy ze zdziwienia.

- Wpuścisz mnie czy będziesz podziwiał?- Warknął strzepując śnieg z marynarki. Zabini bez zbędnego słowa otworzył szerzej drzwi, by Draco mógł przez nie przejść. Gdy już się rozebrał, skierowali się do kuchni, gdzie Gin szykowała śniadanie.

- Kochanie, mogłabyś zrobić śniadanie dla trzech osób?- Spytał wesoło. Ginny odwróciła się zdziwiona i ujrzała Malfoy’a, który jakby nigdy nic siedział sobie wysokim, kuchennym stołku.

-Jasne, cześć, Malfoy… Co ty tu robisz?- Zagadnęła, wracając do robienia jedzenia. Draco siedział na tym krzesełku i obserwował. Ta cała sytuacja dała mu dużo do myślenia. Już od dawna nie widział kumpla tak uradowanego. To wszystko było takie normalnie a zarazem dziwne. I to cholernie dziwne! Bo oni byli po prostu szczęśliwi, bo Zabini odrzucił wszystkie normy, które obowiązywały arystokratę, bo ona chciała byłego śmierciożercę i teraz tworzą rodzinę. Tak, to zdecydowanie było przerażająco dziwne i Draco nie mógł tego pojąć. Niby miał te 23 lata, a czuł się jak 5 latek poznający nowy, inny świat.

-Ej, Stary wróć do nas..! –Z rozmyślań wyrwał go Blaise machający mu ręką przed oczami. Zamrugał kilka razy i spojrzał na niego z pytaniem w oczach.- No opowiadaj, co tam u ciebie i co cię do nas sprowadza.

- Myślałem, że jest u was Granger… Nie ma jej u siebie, a dostałem Proroka.- Sięgnął po kanapkę i spojrzał na Rudą.- Nie wiecie gdzie może być?

- Czekaj! Masz Proroka?! No i co?! W ogóle wiesz już?- Blaise uradował się jak małe dziecko. Tak naprawdę bardzo lubił i szanował Lucjusza Malfoy’a. To właśnie dzięki niemu teraz jest tym, kim jest. Dzięki niemu udało mu się wyczołgać z największego bagna, jakie tylko mógł spotkać. Był jego dłużnikiem i mimo wszystko wierzył w jego niewinność.

- Ja nawet nie patrzyłem… Od razu deportowałem się do Granger.- Malfoy wyciągnął Proroka i spojrzał na pierwszą stronę. Twarze wszystkich rozjaśnił szczery uśmiech.- Udało się! Naprawdę się udało! Nie wierze!- Draco wstał od stołu i zaczął chodzić po kuchni.- Tylko gdzie podziała się Granger..

- Spokojnie Smoku, może najnormalniej w świecie siedzi w biurze na papierami.- Blaise wygodniej rozłożył się na krześle wywalając nogi na stół. Jednak widząc zabójczy wzrok swojej dziewczyny, postanowił nie ryzykować i przyjął bardziej stosowną postawę. Draco obserwując to całe zajście, uśmiechnął się kpiąco i prychnął.

-Pantoflarz.- Ginny uśmiechnęła się z satysfakcją, a sam zainteresowany siedział jak sparaliżowany, po chwili zrozumiał sens słowa, wypowiedzianego przez przyjaciela i zerwał się z miejsca.

- Coś ty powiedział?!- Ruda wybuchła śmiechem, gdy zobaczyła jak Malfoy pada na kolana i wchodząc pod stół, kieruje się na czworaka do wyjścia. Zdezorientowany Blaise szukał wzrokiem czysto teoretycznie martwego Dracona, lecz zauważył go dopiero wtedy, gdy ubierał marynarkę. Po króciutkim „żegnam” skierowanym do Ginny deportował się i tyle go widzieli. Zabini spojrzał na ocierającą łzy rozbawienia Weasley’ówne, też się uśmiechnął, a po chwili dodał.- Wszelakie skrzywienia emocjonalno- psychiczne dotyczące mojej osoby, zafundował mi właśnie on. Widzisz, z kim ja muszę pracować?

- Jakiś ty biedny…- Ginny pogłaskała Blaise po policzku i uśmiechnęła się szerzej.- Idę na górę…- Ziewnęła szeroko.- Twoje dziecko nie dało mi się porządnie wyspać.

- Jasne, bo jak zrobi coś źle, to już jest moje dziecko?! Oj, ja ci za chwilę pokażę!- Na te słowa Ruda uciekła z piskiem na górę.

~*~

Śmierć nie jest jedynym wyjściem nawet z najgorszej sytuacji. Jednak w nadzwyczajnych przypadkach jest najlepszym, co może nas spotkać. Śmierci nie można się bać, ponieważ nie dotyczy ona ani ludzi żywych ani martwych. Ludzi żyjący nie mogą się nią przejmować, bo mają 100 innych rzeczy na głowie. Praca, kariera, rodzina, wyjazdy, delegacje, firma, zdrowie, romanse. Jest tego naprawdę wiele. A ludzie martwi? No tak, trupki z reguły nie mają zbyt dużo rzeczy na głowie, ale oni nie muszą przejmować się śmiercią, bo już nie żyją. Śmierć jest stanem przejściowym, prawda? No, bo pojawia się tylko wtedy, gdy umieramy. A co potem? Czy ludzie mogą być „w śmierci” cały ten czas, gdy już nie żyją? Nie, zdecydowanie nie. Rozmyślania przerwał palący ból. Nie wiedziała czy żyje czy jest martwa, a może całkowicie przypadkiem jest w tym stanie przejściowym, potocznie nazywanym śmiercią. Pali, całe ciało płonie, o tym była przekonana. Każdy nerw, komórka, tkanka. Chciała sprawdzić, co się dzieje, otworzyć oczy, poruszyć się, cokolwiek byleby poczuć, że jednak żyje. Spróbowała otworzyć oczy, skoncentrowała się tylko i wyłącznie na tej czynności jednak coś blokowało przedostawanie się bodźców do mózgu, tym samym jej zmagania z samą sobą nie dawały oczekiwanego rezultatu. Usłyszała, że ktoś otwiera drzwi. Poczuła dotyk zimnych palców na swoim ciele. Poruszyła delikatnie palcami u prawej ręki. Powoli paraliż ustawał a ona była zdolna do coraz bardziej skomplikowanych ruchów. Gdy już mogła poruszać kończynami, ponownie starała się otworzyć oczy. Coś się jej udało. Widziała coś żółto czarnego. Chyba. W obecnym stanie nie była niczego pewna. Otworzyła szerzej oczy. Barwne plamy zlewały się w zlepek kolorów, które nie przedstawiały żadnego, sensownego obrazu. Kilka razy zamrugała, by odzyskać ostrość widzenia. Znajdowywała się w kwadratowym pomieszczeniu. Oświetlenie dawały tylko dwie pochodnie wiszące na przeciwnych ścianach. Leżała na ziemi, a skrzat domowy pochylał się nad nią i przyglądał się jej tymi, swoimi wyłupiastymi oczami. Dostała kilka płynów, które wypiła bez sprzeciwu. Ciszę przerwał skrzat.

- Wszystko w porządku? Strzępek pomógł panience i jak panienka będzie lepiej się czuła, Strzępek deportuje się z panienką.- Zaskrzeczał, tłumacząc się ze strachem w oczach. Dziewczyna przyjrzała się stworzeniu i skinęła głową. Miała tyle pytań. Głowa pękała jej od ich nadmiaru.

- Czy mogę się ciebie o coś zapytać, Strzępku?- Skrzat skinął zdziwiony głową.- Powiesz mi gdzie jestem? I w ogóle jak ja się nazywam? Mam pustkę w głowie…

- Jest panienka w niebezpieczeństwie, nazywa się panienka Hermiona Granger i jest panienka przyjaciółką Harry’ego Potter’a. To przez zaklęcie Pana nic panienka nie pamięta. Musimy uciekać.

-Kim jest twój pan?- Dziewczyna nic nie rozumiała, ani nic nie pamiętała. Po chwili ktoś wszedł do pomieszczenia, a ona poczuła się ociężale i padła na poduszki. Chciała odwrócić głowę by zobaczyć przybysza jednak skrzat przytrzymał jej głowę i wlał coś do gardła. Nawet nie zauważyła, kiedy zaspała.

~*~


Draco deportował się pod ministerstwo. Miał ogromną nadzieję, że spotka tu Granger. Jednak pomylił się. Zajrzał do jej gabinetu, ale sekretarka powiadomiła do że szefowej nie ma od rana w pracy. Z taką informacją skierował się do Potter’a. No bo kto inny ma wiedzieć o tym, gdzie się podziali jego pracownicy, jak nie sam kierownik. Szybkim krokiem udał się na 10 piętro. Przed gabinetem stało puste biurko, więc sekretarka udała się na przerwę. Zapukał do gabinetu i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka. Potter uzupełniał jakieś papiery, gdy zjawił się w środku, Złoty Chłopiec zdjął okulary i przywitał się.

-Cześć Malfoy, w końcu przyszło się popracować?- Spytał ściskając dłoń Malfoy’a.

-Nie do koniecznie. Wiesz gdzie podziała się Granger? Szukam jej od rana… U siebie jej nie ma, u Zabini’ego też nie i tu również.- Harry zrobił zdziwioną minę.

- A co ona mogłaby robić u Zabini’ego?- Draco uśmiechnął się ironicznie. Powoli patrzył jak Potter bierze filiżankę z kawą do ręki. Tak to jest bardzo dobry pomysł o poinformowaniu go o nowym miejscu zamieszkania Rudej.

-A Potter, coś ty taki nie poinformowany… Ruda przyjaciółeczka Granger mieszka teraz z Zabini’m.- Kierownik działów departamenckich zaczął krztusić się napojem. Malfoy ułożył ręce na biurku i nachylił się w stronę Harry’ego.- Powiem więcej…- Szepnął konspiracyjnie.- Ruda spodziewa się bobasa i zgadnij kto jest szczęśliwym tatusiem…- Kawa wylądowała na uzupełnianych papierach, a sam zainteresowany powolutku przypominał sobie jak się oddycha.- No, no, no Potter spokojnie, bo ci ciśnienie skoczy. A teraz wracając do tematu: wiesz gdzie jest Granger?- Harry pokiwał przecząco głową, a Malfoy wstał od biurka. Już miał wychodzić, gdy do okna zapukała czarna pomykałówka. Draco aż za dobrze znał te sówkę. Mimowolnie cos ścisnęło go w żołądku. Potter podszedł do okna odbierając liścik:


Potter!
Zabaw się jeszcze raz w bohatera, który musi ratować wszystko czego ratunku nie potrzebuje. Mam twoją znajomą, szczerze mówiąc to ja nie wiem jakim cudem zaszedłeś tak daleko z takimi debilami w ministerstwie, ale to już nie moja sprawa. Może i nawet dla mnie lepiej.
No, ale Granger jest dosyć uciążliwym gościem i rozważam opcje pozbycia się go. Jednak wspaniałomyślnie cię o tym informuję, byś nie musiał się martwić. No Potter jestem zaszczycony…
R.

-Kto to jest ten R.?!- Krzyknął wściekł Harry. Czuł jak krew w żyłach znacznie przyśpieszyła. Jakim cudem on ja dostał. Przecież Hermiona tyle razy powtarzała, ze ma nałożone zabezpieczenia i w ogóle kto to jest i co od niej chce! Spojrzał na Malfoy’a, który zacisnął pieści.

-Rookwood.- Syknął i wyszedł z gabinetu. 





***********************************************************************************

I tym oto sposobem zakończyliśmy pierwszy wątek tej historii. Trochę długo to trwało, ale jako, że  to mój pierwszy ff... same rozumiecie..;P 
Dziękuję wszystkim za komentarze no i pokornie proszę o kolejne. 
Ach, no to za tydzień wakacje?  

3 komentarze:

  1. Nominowałam Cię do Liebster Award :] szczegóły tutaj: http://potterowskie-co-nieco.blogspot.com/2013/06/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny rozdział :* Czekam na następne i u m nie pojawił się nowy rozdział
      http://my-litle-life-love.blogspot.com

      Usuń
  2. Aaaaaaaaaaaa! Cudownie!! Dziękuję Ci za eliminację :D notka się pisze, ale mam dużo rzeczy na głowie i dlatego jestem strasznie zalatana. Rozdział cudowny.. tylko na początku myślałam, że Rookwood ją zostawił w tym zaułku. Kochana cudownie! :D

    OdpowiedzUsuń