Witam,
Udało mi się w końcu napisać
nowy rozdział.
Kochani, nawet nie zdajecie
sobie sprawy, jak bardzo ucieszyły mnie Wasze komentarze dotyczące poprzedniego
wpisu. Jestem Waszą dłużniczką i możecie na mnie polegać w razie „kłopotów”- Tak to nazwijmy.
Chciałabym zwrócić jeszcze
uwagę na to, że właśnie od tego są komentarze. To nie jest tak, że jak ktoś mi
napisze, że mój blog mu nie przypadł do gustu, bo na przykład, nie podoba mu
się koncepcja.- Ja to rozumiem!
Przecież wszystkim nie może i
nie musi się podobać to, co piszę, ale proszę bardzo o uzasadnienie swojej
krytyki. Tylko wtedy będę miała możliwość nauczyć się czegoś nowego.
Rozdział dedykuję wszystkim, którzy komentują, czytają mojego bloga oraz tych,
którzy nie zostawiają po sobie śladu.
Osobiście nie jestem
zadowolona z tego rozdziału no, ale ocenę pozostawiam Wam.
Zapraszam do czytania i
komentowania.
Pozdrawiam,
Wasza Rouse :*
~*~
Tylko martwi nie mają nadziei.
(Teokryt)
Nawet najbardziej zimnego i „pustego”
człowieka da się złamać. Za takiego właśnie uważał się Draco Malfoy. Był
ironiczny i bezwzględny. Gdy coś mu nie pasowało, po prostu się tego pozbywał.
Nie zależało mu na niczym i na nikim. Taki stan rzeczy bardzo mu odpowiadał.
Nie był za nic odpowiedzialny, nie musiał się o nic martwić. Nawet nie wiedział
jak bardzo się mylił.
Bo prawda jest taka, że każdy człowiek
potrzebuje wsparcia drugiego człowieka. Wsparcia psychicznego.- Pocieszenia,
porozmawiania lub po prostu milczenia. Lub pomocy fizycznej czy duchowej. W tym
mogą się znaleźć zwykłe czułe gesty. Podsumowując, człowiek musi wiedzieć, że jest
komuś potrzebny i że ktoś go potrzebuje. W innym wypadku nie potrafi normalnie
funkcjonować. Z biegiem czasu wznosi wokół siebie grube mury, które izolują go
od „niepotrzebnych” według niego uczuć. Jest przekonany, że nikt nie może
obalić wewnętrznej fortecy.
Wtedy nadchodzi taki moment, że wszystko
zaczyna się psuć zaczynając od samego fundamentu. Gdy ten jest już zniszczony,
psychika tego człowieka ulega destrukcji… A wtedy pojawia się osoba, która go
ratuje, choć sama o tym nie wie. A najgorsza jest myśl, że taki człowiek
uzależnia się od osoby, która jest dla niego światełkiem w ciemnym tunelu.
Pojawia się strach przed zgaśnięciem światełka nadziei i rozpacz.
~*~
Jak co dzień zszedł do kuchni, by wypić
kawę, zobaczyć, Granger tańczącą po całym pomieszczeniu oraz poczytać proroka. Rozsiadł
się wygodnie na krześle i sięgnął po kubek z życiodajnym płynem. Rozwinął
proroka, a szklanka rozbiła się z brzękiem na karmelowych płytkach. Kilka razy
przewertował nagłówek, po czym zerwał się z krzesła i wybiegł na pole, znikając
z głośnym trzaskiem aportacji.
Hermiona usiadła na kuchennym blacie
sącząc ciepły napój, gdy do kuchni wszedł Draco. Nie odzywał się do niej od
czasu „incydentu” w ogrodzie. Choć nie… Ostatnio nakrzyczał na nią, tylko,
dlatego, że nie podobała mu się koszula nocna, w której spała. Nie żeby się tym
przejmowała… Codziennie było to samo. Wstawała, szła do łazienki doprowadzić
się do porządku, później kierowała się do kuchni, by zaparzyć kawę dla siebie i
Dracona. Następnie on przychodził, czytał gazetę, a ona zmywała naczynia.
Dzisiaj było inaczej… Odkryła ostatnio,
że bardzo lubiła obserwować blondyna. I choć była pewna, że on o tym wie, nie
dał po sobie tego poznać. Jak zawsze zajął miejsce przy stole i chciał
przeczytać gazetę. Po chwili upuścił kawę i wybiegł z domu. Hermiona wpatrywała
się wielkimi oczami w puste miejsce. Co rozłościło go tak bardzo? Jednym ruchem
różdżki pozbyła się bałaganu na podłodze i podeszła do stoły, by zabrać gazetę.
Żona najbardziej wpływowego
anglika nie żyje!
Wczoraj Narcyza
Malfoy została przywieziona do szpitala w Św. Mungu.
Zajmowali się nią
specjaliści. Jeden z nich zgodził się odpowiedzieć na nasze pytania.
Dowiedzieliśmy się,
że zmarła na wskutek klątwy czarno- magicznej, która nie jest powszechnie
używana w kraju. Co więcej jest surowo zakazana. Za złamanie prawa grozi
śmierć.
Narcyza Malfoy
zostawiła po sobie syna Draco Lucjusza Malfoy’a oraz męża Lucjusza Malfoy’a,
którym składamy szczere kondolencje.
Jej mottem życiowym
było:
„Troska o dziecko jest pierwszym i podstawowym
sprawdzianem stosunku człowieka do drugiej osoby.”
Hermiona na zdjęciu
rozpoznała troszkę starszą blondynkę od tej, którą widziała w zakazanym pokoju.
Jej oczy delikatnie się zaszkliły. To, dlatego Draco, tak się zachował. Usiadła
ciężko na krześle i płakała. Dlaczego? Z bezradności, bezsilności i niewiedzy…
~*~
Tylko
w pochłaniającej
Wszystko pustce samotności,
W ciemnościach zacierających
Kontury świata zewnętrznego można odczuć,
źe się jest sobą aż do granic zwątpienia
[...].
(Gustaw Herling- Grudziński)
Łzy ciekły mu po policzkach. Obrazy
przewijały się w zwolnionym tempie. Ból i wielka pustka rozdzierała
wnętrzności. Palące poczucie winy wypełniały każdą komórkę. To właśnie była ta
chwila w jego życiu, która wyryła gromkie potoki suchych strumieni. Gorycz
zawładnęła umysłem, a w żyłach płynął ogień. Chciał krzyczeć, zabijać,
torturować, byle tylko zepchnąć te uczucia na inną osobę. Jego mama, tą, którą
szanował i jako jedyną kochał. To ona pozwalała mu podejmować decyzje bez
względu na jej własne poglądy. To ona nie krytykowała go na każdym kroku.
Stanął przed drzwiami szpitala. Mokry od
śniegu i przemarznięty. Nie miał na sobie żadnego okrycia. Wybiegł z domu w
koszuli i zwykłych dresach. Nogi zaprowadziły go do recepcji i z dala zauważył
rudą, niską osóbkę.
- Ginny?- Wyszeptał
zachrypniętym głosem. Kobieta odwróciła się w jego stronę i o mało nie zaczęła
krzyczeć. Pierwszy raz w życiu widziała Malfoy’a w takim stanie.
- Malfoy… Ta-tak mi… Bardzo
mi przyk- przykro.- Zaczęła się jąkać. Ten tylko skinął głową.
- Mogłabyś mnie zaprowadzić
do sali mojej matki?- Zapytał bezbarwnym tonem wpatrując się w podłogę. Nic nie
mówiąc ruszyła przed siebie. Doprowadziła do sali numer 4576 i odeszła.
Stał przed tymi pieprzonymi drzwiami i nie
wiedział, co ma ze sobą zrobić. W końcu nacisnął klamkę i wszedł do środka.
Nowy strumień łez wyrył swój ślad na przeraźliwie bladych policzkach. Usiadł na
stołku obok łóżka. Wziął zimną rękę swojej matki w swoją ciepłą dłoń. Otarł jej
dłonią swoje łzy, tak jak zawsze ona to robiła.
- Witaj, mamo. Przepraszam, że ostatnio cię
nie odwiedzałem, ale mam lokatorkę w domu. Chciałem ci tylko powiedzieć… Wiem,
że nie byłem idealnym synem.- Głos mu się powoli załamywał.- Ale… Ale kocham
cię. Byłaś jedyną osobą w moim życiu, która mnie nie potępiała i pragnęła
mojego szczęścia, a ja Ci nawet nie podziękowałem. Obiecuje ci, że człowiek,
który ci to zrobił zapłaci. I będzie cierpiał tak samo jak ja teraz.
Przysięgam.- Nie potrafił nic więcej powiedzieć.
Wielka gula w gardle utrudniała mu nawet
oddychanie. Pogłaskał matkę po włosach, znacząc palcem jej twarz, aż w końcu
dotarł do serca. Tam jego ręką zakończyła wędrówkę, nie wyczuł nic, nawet
najmniejszego drgania. Pokręcił głową i zabrał rękę. Podniósł się z miejsce,
pocałował matkę w czoło i zniknął.
~*~
-Zadanie wykonane?
- Tak panie.
- Ślady pozostawione?
- Nie panie.
- Bardzo dobrze… Czeka cię
nagroda.
- Dziękuję panie.
- Pamiętaj, to już dziś…
- Tak panie.
~*~
Zwołał wszystkich sprzymierzeńców. Tą
bitwę wygra. Wilkołaki, cienie, skrytobójcy oraz jego armia. To będzie jego
sukces. Nikt go nigdy nie doceniał. Zawsze znaleźli się tacy, którzy byli lepsi
od niego. Oczywiście w to nie wierzył. A teraz udowodni, jak bardzo się mylili.
Właśnie zjawiły się ostatnie cienie. Wszyscy patrzyli na niego z szacunkiem i
oddaniem. Uśmiechnął się pod nosem.
- Przyjaciele, chciałem
podziękować za fatygę. Jednak wszystko jest potrzebne czemuś.- Zrobił krótką
pauzę i obserwował reakcje poddanych.- Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, co i
wy. Teraz ogrzewają lochy twierdzy Azkabanu. Co wy na to żeby im pomóc?-
Zapytał a po pomieszczeniu rozległy się głuche wiwaty. Uśmiechnął się obleśnie
i podniósł różdżkę do góry. Za nim uczynili to samo wszyscy zgromadzeni. Deportował
się z głośnym trzaskiem, a za nim poszło tysiąc istot pragnących zemsty.
Wiatr targał koronami drzew na wzgórzu. Ciemne
chmury opatuliły szczelnie niebo. Błyskawica rozcięła niebieskie sklepienie, a
przez otwarta ranę nieba spadł rzęsisty deszcz. Rookwood z nienawiścią w oczach
wpatrywał się w wielkie zamczysko, które odebrało mu człowieczeństwo. Tarcze
ochronne połyskiwały za każdym razem, gdy złota smuga trafiała na srebrną
ścianę.
- Defodio!- Wrzasnął celując
w tarczę. Za nim poleciało jeszcze kilka innych zaklęć łamiących. Powoli klątwy
zaczęły przełamywać bariery ochronne.
Dementorzy wyczuli obecność wroga i
zaczęli kierować się w stronę osłabionej ochrony. Wtedy Rookwood nasłał na nich
cieni. Czarne płachty zaczęły opadać w dół. Dementorzy nie byli w stanie zobaczyć
cieni, ale cienie doskonale zdawały sobie sprawę z zagrożenia i opętały
latające stwory, oszałamiając je.
Augustus rzucił na wszystkich
zaklęcie kameleona i z dzikim wrzaskiem rzucił się do przodu. Za nim ruszyły
wilkołaki i jego poddani. Najbliżej Rookwood’a biegł rudowłosy mężczyzna, który
oślepiał napotkanych wrogów.
~*~
Darias Flitwick pełnił nocną wartę w
Azkabanie. Jego młodszy brat Filius pracował jako nauczyciel zaklęć w Hogwarcie.
Mieli bardzo dobry kontakt, ale ostatnimi razy rzadko się widywali. Darias
usłyszał krzyk i podszedł na wschodnią ambonkę. Nikogo nie zauważył. Krzyk
stawał się coraz silniejszy, więc udał się na północ. Stamtąd zobaczył jak dementorzy
upadają, a bariera zaczyna się kruszyć. Machnął różdżką budząc wszystkich strażników
kurhanu. Wielkie kamienne posągi ruszyli do walki. Nikogo nie widzieli, ale gdy
poczuli, że są atakowani, zaczęli bić na oślep. Trafiani napastnicy opadali
martwi na trawę, materializując się.
Rookwood bez problemu mijał żołnierzy,
biegnąc w stronę wejścia do zamku. Większość atakujących wzięła z niego przykład
i ruszyli za nim. Po szaleńczym biegu byli w jednym z podziemnych korytarzy.
Augustus doskonale pamiętał te cele i ścieżki prowadzące do nich. Na jego widok
w lochach zawrzało. Większość śmierciożerców, którzy rozpoznali w nim starego
kolegę, zaczęło skandować jego imię. Rookwood zadowolony z takiego obrotu
spraw, nakazał swoim ludziom wrzucać zaklęcia na kłódki. Na szczęście nie były
to jakieś skomplikowane zaklęcia. Zwykła klątwa była w stanie je złamać.
Uwolnieni skazańcy zaczęli biec w stronę wyjścia.
Darias zwołał aurorów. Niestety nie byli
oni w stanie stawić czoła cieniom. W jednej z przewodniczących grup był sam
minister. Instynkt zaprowadził go na najniżej położone kondygnacje. Zabrał ze
sobą garstkę ludzi i ruszył schodami w dół. Pchnął kraty i ujrzał jak
najgroźniejsi skazańcy aportują się. Przed nim stanął Rookwood i wesoło mu pomachał,
po czym się aportował. Ruszył wąskim korytarzem w nadziei, że uda mu się powstrzymać
przynajmniej nielicznych. Przed oczami mignęły mu rude włosy i zraniony
wodnisty wzrok. Potter przetarł oczy, by znowu spojrzeć w to samo miejsce.
Niestety ono było już puste…
~*~
Nie
mogła spać. Draco wrócił właśnie do domu. Wyglądał na wycieńczonego. Martwiła
się o niego. Zmęczona własnymi myślami, zsunęła się z łóżka i wyszła z pokoju. Zeszła
na dół sprawdzając czy nie ma go w solnie przy Whisky. Jednak pomieszczenie
było puste, z resztą tak samo jak i kuchnia. Ruszyła na górę i skierowała się w
kierunku pokoju, do którego nie miała wstępu. Znalazła go… Siedział na
podłodze, głowę opierał o łóżko, a w ręku trzymał zdjęcie. To samo, któremu i
ona się przyglądała. Delikatnie zamknęła drzwi i usiadła obok niego. Podniósł
na nią szklany, pusty wzrok, żeby następnie nadal wpatrywać się w fotografie.
Nie wiedziała, co ma zrobić. Nie znała go na tyle dobrze. Zawsze to on był tym silnym, który dyktował zasady. Teraz to on potrzebował wsparcia. Położyła mu rękę na ramieniu, lecz nie odezwała się nawet słowem. Ciszę przerwał suchy, wyprany z jakichkolwiek emocji głos.
- Była naprawdę dobra. Nie zasługiwała na taki żywot. Zawsze pomagała, wysłuchała, ale nie potępiała.- Spojrzał na nią.- Czułaś kiedykolwiek taką cholerną pustkę, którą nie jesteś w stanie zapełnić nawet alkoholem.- Pokiwała twierdząco głową. A on uśmiechnął się gorzko.- A ja jestem pierwszy raz w takiej sytuacji.- Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą otarła lekko kciukiem.
- Takiej pustki nie da się niczym wypełnić. Ale można się nauczyć z nią żyć. Z czasem ona zastyga. Ale nadal istnieje.- Powiedziała cichutko i podniosła się z ziemi.- Choć. Na podłodze jest trochę niewygodnie.- Skinął jej głową i wstał. Ułożył się na łóżku trzymając fotografie w ręce. Hermiona nieśmiało usiadła na krawędzi łóżka i obserwowała mężczyznę.
- Chyba nie będziesz siedzieć przez całą noc?- Zapytał podnosząc jedną brew do góry. Kobieta uśmiechnęła się lekko na ten gest. Czyli nie jest z nim tak źle.- Pomyślała.
- Zaczekam aż uśniesz i pójdę do siebie.- Powiedziała i odebrała mu zdjęcie stawiając na półkę.- Szkoda żeby się zniszczyło.
- Mam prośbę…- Powiedział nie patrząc na nią.- Zostaniesz? Tylko tę noc. Nie chcę być sam… Nie wytrzymam, jeśli ona mi się przyśni.- Oznajmił z taką goryczą, że mimowolnie coś ścisnęło ją za gardło. Pokiwała głowa na znak zgody. Draco posunął się kawałek dalej zagarniając do siebie Hermionę. Zaskoczona kobieta wydała z siebie pisk przerażenia, który mimo wszystko go rozbawił.- Czyżbyś się mnie bała?- Zapytał z delikatną przekorą w głosie. Ta tylko pokiwała głową w geście ogólnego niezrozumienia życia i ułożyła się wygodniej. Po chwili obydwoje odpłynęli do krainy Morfeusza.
~*~
Czy każdą pustkę można zabić? Nie, zdecydowanie nie. Ale zawsze można znaleźć osobę, która złagodzi palący ból. Oczywiście dana wybawicielka nie jest tego świadoma i właśnie na tym polega cały proces. Jednak wtedy pojawia się strach. Bo, gdy ona zniknie, pozostawi po sobie pustkę, którą nie da się niczym załagodzić. Gdy ona zniknie, świadomie zabije. I wtedy on będzie wegetował.
A
cały paradoks polega na tym, że nie może jej stracić, a ona nie może się o tym
dowiedzieć.