piątek, 19 kwietnia 2013

16. A najsmutniej, gdy droga daleka i nikt na końcu, na ciebie nie czeka…



     Płatki śniegu wirowały na wietrze, spokojnie opadając na ziemie. Zachmurzone niebo współgrało z smętną atmosferą panującą na zewnątrz. Pogoda wyrażała swoją jakże głęboką depresje. Hermina przetarła oczy, pierwszy raz od dawna nie chciało jej się wstawać z łóżka. Mimo swojej pracy, która siłą rzeczy nie była monotonna, ona czuła, że popada w rutynę. Praca, dom, praca, dom. I tak w kółko, chociaż w jej przypadku to był pusty dom. Westchnęła ciężko, zwlekając się z łóżka. Podeszła do okna i zaczęła obserwować płatki śniegu. Niby tyle mają ze sobą wspólnego. Wszystkie były malutkie, zimne, i białe. A jednak każdy był inny. Inne wzory, sprawiały, że te płatki śniegu były jedyne i niepowtarzalne.

 Prószy śnieg płatkami, ·smutno, gdy jesteś sam.
Smutniej jeszcze, gdy trzeba iść drogą
i nie widzieć prócz nieba nikogo.
A najsmutniej, gdy droga daleka
i nikt na końcu, na ciebie nie czeka…
   
      Zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak właściwie jest sama. Kandydatów na partnera jej nie brakowało. A przecież nikt od razu nie mówił o ślubie. Dotychczas nigdy jej to nie przeszkadzało. Po prostu tego wymagał jej zawód. Musiała być przygotowana w każdej chwili, ze ktoś do niej zadzwoni i będzie musiała natychmiast się zjawić w ministerstwie. Dlatego każde wakacje kończyły się na planach. Słyszała wiele plotek ludzi. Nawet swoich podwładnych, którzy bez skrupułów twierdzili: „ Nasza szefowa to ma luksusowo. Do wszystkiego ma ludzi i zarabia dobrze”. Ignorowała takie komentarze. Szkoda, ze Ci ludzi nie zorientowali się, że zawsze przy większości akcjach jej z nimi. Nigdy nie podkuliła ogona i nie uciekła. Nigdy nie wysyłała pachołków, by zrobili za nią czarną robotę. Wyznawała zasadę:, „ Jeśli chcesz by coś było dobrze zrobione, to zrób to sam”. Nic jednak nie zmieniało stanu rzeczy. Mianowicie była sama. I zaczynało jej to dokuczać. Codziennie wracała do pustego domu. Nikt na nią nie czekał. Dlatego też często zostawała w pracy po godzinach, by zabić tę cholerną pustkę.

Samotność jest przyjemnością dla tych,
 Którzy jej pragną i męką dla tych?
 Co są do niej zmuszeni.
— Władysław Tatarkiewicz
   Potrząsnęła głową, by odgonić nie wygodne myśli, błądzące po jej głowie. Zegarek właśnie zadzwonił. Czyli jest 5.00.- Pomyślała. Hermiona ruszyła do łazienki, tam doprowadziła się do porządku i zeszła na dół zjeść śniadanie. Po 15 minutach wyszła z domu aportując się do szpitala.

Stanęła w progu jego sali. Leżał na łóżku, tempo wpatrując się w sufit. Nagle coś ją zakuło w serce. Ilu ludzi zabił? Ilu pozbawił rodzin?. Otarła małą łzę, która wydostała się na policzek. Podeszła bliżej cicho siadając na krzesło. Nie zwrócił na nią nawet najmniejszej uwagi. Nie odezwała się. Nie wiedziała jak, nie ufała swojemu głosowi. Spojrzała na niego i przypomniała sobie słowa Berna: „trzeba się naprawdę bardzo mocno przypatrzeć, by ujrzeć, że jest więcej niż jeden odcień czerni”. Może on też się zalicza do tej grupy?
Podniósł na nią wzrok. Jego spojrzenie było takie puste. Nie biło od niego zimnem, ani ironią. Był wyprany ze wszystkich uczuć.
- Jesteś wyznaczona, jako nagroda… Wiedziałem, że jeśli tylko oni się o tym dowiedzą, wykorzystają to przeciwko mnie. Jednak nic sobie z tego nie robiłem. A mogłem uratować ci życie. Teraz jest już za późno.- Nie miała zielonego pojęcia, o czym on mówi. Czyżby leki mu zaszkodziły? A może się kroplówki naćpał? Czekała, aż w końcu uśmiechnie się w ten swój wredny sposób i powie, że to żart. Minuty mijały, a on się nie uśmiechał, ani nic nie mówił.
- O czy ty mówisz? Dla kogo jestem nagrodą? Co chcą wykorzystać? I przede wszystkim, kim są ci „oni”?- Czuła, że powoli panikuje, a on się nie odzywał. Tylko patrzył tempo w jej oczy.

Patrzeć w te niewinne oczy
Dobrze wiesz, że śmierć za nimi kroczy
Pocałunek śmierci jest nie unikniony
Twój wzrok współczucia pozbawiony
Sumienie przestało funkcjonować
Twoje serce jest teraz tylko od tego by krew pompować
I kiedy podniesiesz różdżkę by wypowiedzieć TE słowa
Nic cię nie powstrzyma, uraza się nie schowa
Przegrałeś kolejne rozdanie
Za nie długo już nic ci nie pozostanie
  
     Nie potrafił nic powiedzieć. Jak ma jej to wytłumaczyć? „Pomimo tego, ze, Voldemort nie żyje, ja wciąż jestem na usługach pewnego dupka, który ma kaprysy. Jednym z nich jest twoja śmierć. Mało tego! Wspaniałomyślnie postanowił, ze to ja mam cię pozbawić życia. A i żeby tego było mało! Jeśli tego nie zrobię to zrobi to ktoś inny, robiąc z ciebie przy okazji dziwkę. Jestem przeszczęśliwy, że akurat mnie kopnął ten zaszczyt i że mogłem ci przekazać tę szczęśliwa nowinę! Mam nadzieję, ze nie będzie boleć!”- Przecież to bez sensu.
- Kiedy indziej ci to wytłumaczę… Teraz nie mam siły, ani ochoty. Tak w ogóle to, po co przyszłaś?
- Nie Malfoy. Domagam się wyjaśnień i to teraz, już, zaraz. Nie chce nawet słyszeć, ż e wielki pan arystokrata nie ma ochoty!
- Nie krzycz Granger.- Warknął przewracając się na drugi bok, by na nią nie patrzeć.- Chcesz wyjaśnień? Spytaj McGonagal, co ten pieprzony Dmubel zapisał w swoim testamencie. Ja nie będę ci niczego podwójnie wyjaśniał! Mam nadzieję, ze są z siebie dumni! Całe te cholerne grono pedagogiczne!- Nie no teraz to był wkur****y. Dosyć ze zwali na niego całą brudną robotę, to jeszcze domagają się ochrony? Niech spierdalają! To nie oni narażają swoje życie!
   Po chwili do sali weszła stara pielęgniarka z tacą i kroplówkami.
- Dzień Dobry, panie Malfoy. Panią muszę wyprosić. No panie Malfoy, śniadanie, leki, kroplówka i może pan dalej kontynuować odwiedziny.
- Nie trzeba, ta pani właśnie wychodzi. Dowidzenia. 

     - Zabini jak tak możesz!? Ja ci krzywdę zrobię! Mogę ci obiecać, że nie dożyjesz następnej wiosny!- Ginevra Weasley wydzierała się w najlepsze na swojego… chłopaka. Zabini nie mógł dobudzić Gin, więc postanowił, że w bardzo inteligentny i przede wszystkim sprawdzony sposób obudzi rudą wiewióreczkę. Wiadro wody jeszcze nigdy nie zwiodło.
- Kochanie, wiesz, że nie możesz się denerwować… No nie krzycz tak na mnie. Ciśnienie ci skoczy i co wtedy? A co jak mały Diabełek wyskoczy szybciej niż powinien?- Blaise obserwując jak Ginny próbuje się doprowadzić do porządku, leżał na łóżku i bawił się poduszką.
- Jaaasne, bo każdy ślizgon ma ptaka bez skrzydeł, jaja bez skorupek i worek bez pieniędzy. Masz się czym chwalić.- Gin wyprowadzona z równowagi nie szczędziła biednego  chłopaka.
- Ohh, kwiatku gryfoński. Wcześniej ci to nie przeszkadzało… Hmm, mam na ciebie chrapkę… To jak? Zakopiemy topór wojenny? Z resztą wyglądasz uroczo jak się denerwujesz.  Policzki psują ci kolorystycznie do włosów.- Diabeł próbował jakąś załagodzić sytuację
-Hmm, mnie za to żaden paraliż nie dotknął, idź do ubikacji, a jak będziesz wracał to dobrze umyj rączki. Śniadanie robisz dzisiaj sam!- Najmłodsza latorośl Weasley’ów odwróciła się na pięcie i wyszła z sypialni. Skierowała się do kuchni i poczuła wielką ochotę na płatki z mlekiem. Szybko odnalazła potrzebne jej produkty i wzięła się za pałaszowanie. W połowie jej posiłku, do kuchni wparował zadowolony z siebie Zabini.
- Czy  raczyłeś pamiętać, że dzisiaj idziemy w odwiedziny do moich rodziców?
- Tak, pamiętam.- wyszczerzył się do niej.
- A pamiętasz jak wczoraj omawialiśmy twoje zachowanie? Przysięgam ci, że jeśli będziesz zachowywał się jak jakaś niewychowana, egoistyczna, rasistowska świnia, to nie masz co tu szukać, a twoje ubrania wylądują na dworcu lub pod mostem. Jak wolisz.
- Spokojnie, dam radę. Bynajmniej tak myślę. Taaa, miałem pytać. Miły miałem być tylko dla twoich rodziców? Ewentualnie dla Percy’iego. O ryżym nic nie mówiłaś…- Właśnie teraz wyciągnął sok w kartonie z lodówki.
-Masz być miły dla WSZYSTKICH…- I tu wyżej wymieniony sok wylądował widowiskowo na ziemi, a sam zainteresowany przyjął posadę słonia.- Zabini, jesteś obleśny… Żeby tak nosem? Masz to powycierać!- oburzona zachowaniem (jego brakiem), wyszła z kuchni powoli szykując się do wyjścia.

     Pani Weasley była prawdziwą szczęściarą. Miała dużą rodzinę- to fakt. Ale nigdy nie narzekała. Chociaż Państwo Weasley zdawali sobie sprawę, ze ludzie różnie odbierają wielodzietność, to nie specjalnie im przeszkadzało. Wszystkie dzieci posiadały książki, chodziły ciepło ubrane i najedzone. Molly wszystkie swoje dzieci kochała tak samo i bardzo zależało jej na tym, by każde dziecko było szczęśliwe. Dlatego tak bardzo ucieszyła się z tego że pierworodny syn Bill Weasley znalazł sobie dziewczynę, której oddał serce. Jeszcze większa była jej radość, gdy dowiedziała się i pierwszych wnukach. W wyniku Bill i  Fleur Weasley dorobili się trójki dzieci: Victoire, Dominique i Louisa. Następny z kolei Charlie poważnie zwiódł swoją mamę. Nigdy się nie ożenił, nawet o tym nie myślał. Jego zainteresowania pochłonęły większość czasu, Jego jedyną miłością od zawsze były smoki i jak to kiedyś oświadczył Molly, prędzej przyprowadzi małego smoka niż kobietę. Za to Percy wynagrodził to matce, ożenił się i miał dwójkę dzieci; Molly i Lucy. Pani Weasley była w siódmym niebie gdy dowiedziała się jak żona syna Audery, pokochała ja jak własną matkę i postanowiła nazwać tak córkę. I tu nadzieja na wnuki powoli gaśnie. Jej ukochani bliźniacy nie potrafili się ustatkować. Fred jak i George zmieniali dziewczyny częściej niż skarpetki. Gdy ostatnio na nich wrzeszczała, by w końcu zeszli na ziemie i zaczęli myśleć jak dorośli ludzie, to stwierdzili, że po ziemi chodzi zbyt wiele pięknych dziewczyn, by całe życie marnować tylko z jedną. I tu, w tym momencie Molly Weasley załamała ręce i dała sobie spokój z swataniem swoich synów. Oswoiła się z myślą, że będzie miała piątkę wnuków, które będzie rozpieszczać do granic możliwości jak nie dalej. Nie pomyślała o Ronie. Dlaczego? No bo po prostu to był Ron. Nie żeby Molly kochała go mniej czy coś w tym stylu, ale znała możliwości swojego najmłodszego syna. Ona sama czasami z nim nie może wytrzymać. Ostatnie nadzieje pokładała w Hermionie, ale gdy i ta od niego uciekła, nawet nie namawiała jej do przemyślenia tego wszystkiego. No i została jeszcze jej mała córeczka. Wstyd się było przyznać, ale Pani Weasley nie dopuszczała do siebie myśli, ze jej mała Gin kiedykolwiek zostawi ją dla innego mężczyzny. Była jej oczkiem w głowie. Miała tylko jedną córeczkę i nawet jeśli miała ona już te 22 lata to nadal była malutka, bezbronna i przede wszystkim tylko jej!
    
     Ginny długo się zastanawiała jak powiedzieć swojej mamie, że jest w ciąży. To już trzeci miesiąc. Listopad. Jeszcze większym problemem był Zabini. Jej rodzice nie tolerowali śmierciożerców. A jakby nie patrzeć Zabini nim był. Jednak nie miała co do niego wątpliwości. Pamiętała, całą tą sytuację z ciąża zaraz na początku, ale potem gdy siedział na polu pod jej domem, kiedy panowała burza, wszystkie jej możliwości rozwiały się po kątach.
- Kochanie jesteś gotowa?-  Usłyszała głos Blais’a, który w następnej minucie pojawił się w pokoju.- Nie mam zielonego pojęcia na którą się umówiłaś, ale raczej nie przystoi nam się spóźniać.- Podszedł do niej i cmoknął w policzek.
- Tak, tak już idziemy. Tylko Blaise ja cię proszę, bądź normalny, nie błaźnij się, nie pozabijaj mi braci i nie obrażaj moich rodziców.
- Będę grzeczny, słowo Diabełka.- Ginny tylko uśmiechnęła się szeroko. Właśnie to ją martwiło. Diabeł nigdy nie był spokojny. Czasami zachowywał odrobiny taktu, ale tylko czasami. Jednak bardziej bała się reakcji rodziców, niż samego Zabini’ego.  Jej tato był wyraźnie uprzedzony do dzieci śmierciożerców.
  Westchnęła cichutko spoglądając na Blaise’a:
- Blaise, a co z Malfoy’em? Widziałam go ostatnio jest bardzo poturbowany. Nie jest to zwykła mugolska bójka…- Zabini nie chciał odpowiadać na to pytanie. Chciał ją chronić. Trzymać jak najdalej od tego towarzystwa, które mu zniszczyło dzieciństwo. Tyle razy mówił Draconowi, by dal sobie z tym spokój.   Ale ten cały czas zaprzeczał. Twierdził, ze jest od tego uzależniony i właśnie teraz jego uzależnienie powoli go zabija.
- Wiesz Skarbie, że to nie nasza sprawa? I Granger I Malfoy to duże dzieci i z cała pewnością dadzą sobie obydwoje radę. Nie możemy się wtrącać, tak jak zrobi to twój braciszek, gdy tylko się o wszystkim dowie.
- Ja się nie wtrącam Blaise, ja się martwię. Miona ostatnio przychodzi do niego tylko gdy śpi. Wtedy siedzi przy łóżku i patrzy tępo w ścianę. A później gdy on się budzi wychodzi.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz…- Blaise mocno przytulił Rudą.- No zbieraj się za 10 minut chcę cię widzieć na dole.

Hermiona teleportowała się pod zamek Hogwartu. Nic a nic się nie zmieniło od czasu wojny. Sponsorzy z ministerstwa byli tak hojni i wynagrodzili wszystkie straty materialne jak i moralne pokrzywdzonych. Powoli ruszyła do dębowych, mosiężnych wrót. Drogę znała na pamięć i równie dobrze mogła iść z zamkniętym oczami. Severus Snape po śmierci Dumbledore’a objął stołek dyrektorski,  a McGonagal była wicedyrektorką. Nie musiała długo szukać. Gdy tylko weszła do wielkiej sali, ujrzała całe grono nauczycielskie. Właśnie odbywała się jakaś narada.
- Ooo, kto nas odwiedził! Mionka!- Hagrid jak zwykle dał się ponieść emocjom. Pół-olbrzym wstał od stołu wlewając przy okazji swoja wodę.
- Spokojnie Hagridzie. Hermiona na pewno przyszła w interesach. Więc słucham?- Profesorka od transmutacji opanowała sytuację.
- Nie myślę, ze to dobry pomysł Minerwo. Panna Granger musi zaczekać. Skończymy naradę i wtedy załatwicie to co macie do załatwienia. Jasne?
- Tak, oczywiście zaczekam na błoniach. Profesor McGonagal, czy mogłabym później prosić?- Chciała jak najszybciej wycofać się na pole. Nie miała ochoty na dalszą konwersację z byłymi nauczycielami.
- Oczywiście, przyjdę.

5 komentarzy:

  1. Twoje rozdziały są coraz lepsze :D cudownie!! Ten rozdział naprawdę jest bardzo ciekawy, nie mogę się doczekać kolejnego :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana nie masz za co przepraszać. Matura to poważna sprawa i obiecuję, że będę trzymać kciuki jak będziesz pisać. A co do rozdziałów.. Bardzo, ale to bardzo się ciesze, że ci się podoba. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładnie to tak okłamywać koleżankę? :/
    "Ja już tego bloga nie mam, usunęłam" yhyyyy :D
    A wiesz, że przede mną nic się nie ukryje w tym fenomenalnym, nadzwyczajnym, niesamowitym, przecudownym, rewelacyjnym, sensacyjnym, spektakularnym, wspaniałym, zjawiskowym internecie :D. Pysia, obiecuję skomentować wszystkie notki od początku, a mam trochę zaległości ;/, jutro na testach napiszę w ostatnim zadaniu na teście z polskiego napiszę twój jeden rozdział, moggęęę? :D
    Patrysiaaa :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tam, wiesz ty co? A miało być na maila. No, ale dobra... Oczywiście możesz sobie pisać na tym teście:) Mam nadzieje, ze bynajmniej w najmniejszym stopniu się przyda :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdzial? Ciekawy jestem ciekawa co do tego wszystkiego ma Mcgonagal. Mam nadzieje zebwyjasnisz to w następnym rozdziale.
    Weny Miśka
    ~Ślizgonka

    OdpowiedzUsuń