Płatki śniegu wirowały na wietrze,
spokojnie opadając na ziemie. Zachmurzone niebo współgrało z smętną atmosferą
panującą na zewnątrz. Pogoda wyrażała swoją jakże głęboką depresje. Hermina
przetarła oczy, pierwszy raz od dawna nie chciało jej się wstawać z łóżka. Mimo
swojej pracy, która siłą rzeczy nie była monotonna, ona czuła, że popada w
rutynę. Praca, dom, praca, dom. I tak w kółko, chociaż w jej przypadku to był
pusty dom. Westchnęła ciężko, zwlekając się z łóżka. Podeszła do okna i zaczęła
obserwować płatki śniegu. Niby tyle mają ze sobą wspólnego. Wszystkie były
malutkie, zimne, i białe. A jednak każdy był inny. Inne wzory, sprawiały, że te
płatki śniegu były jedyne i niepowtarzalne.
Prószy śnieg płatkami, ·smutno, gdy jesteś
sam.
Smutniej jeszcze, gdy trzeba iść drogą
i nie widzieć prócz nieba nikogo.
A najsmutniej, gdy droga daleka
i nikt na końcu, na ciebie nie czeka…
Smutniej jeszcze, gdy trzeba iść drogą
i nie widzieć prócz nieba nikogo.
A najsmutniej, gdy droga daleka
i nikt na końcu, na ciebie nie czeka…
Zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak
właściwie jest sama. Kandydatów na partnera jej nie brakowało. A przecież nikt
od razu nie mówił o ślubie. Dotychczas nigdy jej to nie przeszkadzało. Po
prostu tego wymagał jej zawód. Musiała być przygotowana w każdej chwili, ze
ktoś do niej zadzwoni i będzie musiała natychmiast się zjawić w ministerstwie.
Dlatego każde wakacje kończyły się na planach. Słyszała wiele plotek ludzi.
Nawet swoich podwładnych, którzy bez skrupułów twierdzili: „ Nasza szefowa to
ma luksusowo. Do wszystkiego ma ludzi i zarabia dobrze”. Ignorowała takie
komentarze. Szkoda, ze Ci ludzi nie zorientowali się, że zawsze przy większości
akcjach jej z nimi. Nigdy nie podkuliła ogona i nie uciekła. Nigdy nie wysyłała
pachołków, by zrobili za nią czarną robotę. Wyznawała zasadę:, „ Jeśli chcesz
by coś było dobrze zrobione, to zrób to sam”. Nic jednak nie zmieniało stanu
rzeczy. Mianowicie była sama. I zaczynało jej to dokuczać. Codziennie wracała
do pustego domu. Nikt na nią nie czekał. Dlatego też często zostawała w pracy
po godzinach, by zabić tę cholerną pustkę.
Samotność jest przyjemnością dla tych,
Którzy jej
pragną i męką dla tych?
Co są do niej
zmuszeni.
— Władysław Tatarkiewicz
Potrząsnęła głową, by odgonić nie wygodne
myśli, błądzące po jej głowie. Zegarek właśnie zadzwonił. Czyli jest 5.00.- Pomyślała. Hermiona ruszyła do łazienki, tam
doprowadziła się do porządku i zeszła na dół zjeść śniadanie. Po 15 minutach
wyszła z domu aportując się do szpitala.
Stanęła w progu jego sali.
Leżał na łóżku, tempo wpatrując się w sufit. Nagle coś ją zakuło w serce. Ilu ludzi zabił? Ilu pozbawił rodzin?.
Otarła małą łzę, która wydostała się na policzek. Podeszła bliżej cicho siadając
na krzesło. Nie zwrócił na nią nawet najmniejszej uwagi. Nie odezwała się. Nie
wiedziała jak, nie ufała swojemu głosowi. Spojrzała na niego i przypomniała
sobie słowa Berna: „trzeba się naprawdę bardzo mocno przypatrzeć, by ujrzeć, że
jest więcej niż jeden odcień czerni”. Może on też się zalicza do tej grupy?
Podniósł na nią wzrok. Jego
spojrzenie było takie puste. Nie biło od niego zimnem, ani ironią. Był wyprany
ze wszystkich uczuć.
- Jesteś wyznaczona, jako
nagroda… Wiedziałem, że jeśli tylko oni się o tym dowiedzą, wykorzystają to
przeciwko mnie. Jednak nic sobie z tego nie robiłem. A mogłem uratować ci
życie. Teraz jest już za późno.- Nie miała zielonego pojęcia, o czym on mówi. Czyżby
leki mu zaszkodziły? A może się kroplówki naćpał? Czekała, aż w końcu
uśmiechnie się w ten swój wredny sposób i powie, że to żart. Minuty mijały, a
on się nie uśmiechał, ani nic nie mówił.
- O czy ty mówisz? Dla kogo
jestem nagrodą? Co chcą wykorzystać? I przede wszystkim, kim są ci „oni”?-
Czuła, że powoli panikuje, a on się nie odzywał. Tylko patrzył tempo w jej
oczy.
Patrzeć
w te niewinne oczy
Dobrze
wiesz, że śmierć za nimi kroczy
Pocałunek
śmierci jest nie unikniony
Twój
wzrok współczucia pozbawiony
Sumienie
przestało funkcjonować
Twoje
serce jest teraz tylko od tego by krew pompować
I
kiedy podniesiesz różdżkę by wypowiedzieć TE słowa
Nic
cię nie powstrzyma, uraza się nie schowa
Przegrałeś
kolejne rozdanie
Za
nie długo już nic ci nie pozostanie
Nie potrafił nic powiedzieć. Jak ma jej to
wytłumaczyć? „Pomimo tego, ze, Voldemort nie żyje, ja wciąż jestem na usługach
pewnego dupka, który ma kaprysy. Jednym z nich jest twoja śmierć. Mało tego!
Wspaniałomyślnie postanowił, ze to ja mam cię pozbawić życia. A i żeby tego
było mało! Jeśli tego nie zrobię to zrobi to ktoś inny, robiąc z ciebie przy
okazji dziwkę. Jestem przeszczęśliwy, że akurat mnie kopnął ten zaszczyt i że
mogłem ci przekazać tę szczęśliwa nowinę! Mam nadzieję, ze nie będzie boleć!”-
Przecież to bez sensu.
- Kiedy indziej ci to
wytłumaczę… Teraz nie mam siły, ani ochoty. Tak w ogóle to, po co przyszłaś?
- Nie Malfoy. Domagam się
wyjaśnień i to teraz, już, zaraz. Nie chce nawet słyszeć, ż e wielki pan
arystokrata nie ma ochoty!
- Nie krzycz Granger.- Warknął
przewracając się na drugi bok, by na nią nie patrzeć.- Chcesz wyjaśnień? Spytaj
McGonagal, co ten pieprzony Dmubel zapisał w swoim testamencie. Ja nie będę ci
niczego podwójnie wyjaśniał! Mam nadzieję, ze są z siebie dumni! Całe te
cholerne grono pedagogiczne!- Nie no teraz to był wkur****y. Dosyć ze zwali na
niego całą brudną robotę, to jeszcze domagają się ochrony? Niech spierdalają!
To nie oni narażają swoje życie!
Po chwili do sali weszła stara pielęgniarka
z tacą i kroplówkami.
- Dzień Dobry, panie Malfoy.
Panią muszę wyprosić. No panie Malfoy, śniadanie, leki, kroplówka i może pan
dalej kontynuować odwiedziny.
- Nie trzeba, ta pani właśnie
wychodzi. Dowidzenia.
- Zabini jak tak możesz!? Ja ci krzywdę
zrobię! Mogę ci obiecać, że nie dożyjesz następnej wiosny!- Ginevra Weasley
wydzierała się w najlepsze na swojego… chłopaka. Zabini nie mógł dobudzić Gin,
więc postanowił, że w bardzo inteligentny i przede wszystkim sprawdzony sposób
obudzi rudą wiewióreczkę. Wiadro wody jeszcze nigdy nie zwiodło.
- Kochanie, wiesz, że nie
możesz się denerwować… No nie krzycz tak na mnie. Ciśnienie ci skoczy i co
wtedy? A co jak mały Diabełek wyskoczy szybciej niż powinien?- Blaise
obserwując jak Ginny próbuje się doprowadzić do porządku, leżał na łóżku i
bawił się poduszką.
- Jaaasne, bo każdy ślizgon
ma ptaka bez skrzydeł, jaja bez skorupek i worek bez pieniędzy. Masz się czym
chwalić.- Gin wyprowadzona z równowagi nie szczędziła biednego chłopaka.
- Ohh, kwiatku gryfoński. Wcześniej
ci to nie przeszkadzało… Hmm, mam na ciebie chrapkę… To jak? Zakopiemy topór
wojenny? Z resztą wyglądasz uroczo jak się denerwujesz. Policzki psują ci kolorystycznie do włosów.-
Diabeł próbował jakąś załagodzić sytuację
-Hmm, mnie za to żaden paraliż
nie dotknął, idź do ubikacji, a jak będziesz wracał to dobrze umyj rączki.
Śniadanie robisz dzisiaj sam!- Najmłodsza latorośl Weasley’ów odwróciła się na
pięcie i wyszła z sypialni. Skierowała się do kuchni i poczuła wielką ochotę na
płatki z mlekiem. Szybko odnalazła potrzebne jej produkty i wzięła się za
pałaszowanie. W połowie jej posiłku, do kuchni wparował zadowolony z siebie
Zabini.
- Czy raczyłeś pamiętać, że dzisiaj idziemy w
odwiedziny do moich rodziców?
- Tak, pamiętam.- wyszczerzył
się do niej.
- A pamiętasz jak wczoraj
omawialiśmy twoje zachowanie? Przysięgam ci, że jeśli będziesz zachowywał się
jak jakaś niewychowana, egoistyczna, rasistowska świnia, to nie masz co tu
szukać, a twoje ubrania wylądują na dworcu lub pod mostem. Jak wolisz.
- Spokojnie, dam radę.
Bynajmniej tak myślę. Taaa, miałem pytać. Miły miałem być tylko dla twoich
rodziców? Ewentualnie dla Percy’iego. O ryżym nic nie mówiłaś…- Właśnie teraz
wyciągnął sok w kartonie z lodówki.
-Masz być miły dla
WSZYSTKICH…- I tu wyżej wymieniony sok wylądował widowiskowo na ziemi, a sam
zainteresowany przyjął posadę słonia.- Zabini, jesteś obleśny… Żeby tak nosem?
Masz to powycierać!- oburzona zachowaniem (jego brakiem), wyszła z kuchni
powoli szykując się do wyjścia.
Pani Weasley była prawdziwą szczęściarą.
Miała dużą rodzinę- to fakt. Ale nigdy nie narzekała. Chociaż Państwo Weasley
zdawali sobie sprawę, ze ludzie różnie odbierają wielodzietność, to nie
specjalnie im przeszkadzało. Wszystkie dzieci posiadały książki, chodziły ciepło
ubrane i najedzone. Molly wszystkie swoje dzieci kochała tak samo i bardzo
zależało jej na tym, by każde dziecko było szczęśliwe. Dlatego tak bardzo
ucieszyła się z tego że pierworodny syn Bill Weasley znalazł sobie dziewczynę,
której oddał serce. Jeszcze większa była jej radość, gdy dowiedziała się i
pierwszych wnukach. W wyniku Bill i Fleur
Weasley dorobili się trójki dzieci: Victoire,
Dominique i Louisa. Następny z kolei Charlie poważnie zwiódł swoją mamę. Nigdy
się nie ożenił, nawet o tym nie myślał. Jego zainteresowania pochłonęły
większość czasu, Jego jedyną miłością od zawsze były smoki i jak to kiedyś
oświadczył Molly, prędzej przyprowadzi małego smoka niż kobietę. Za to Percy wynagrodził to
matce, ożenił się i miał dwójkę dzieci; Molly i Lucy. Pani Weasley była w
siódmym niebie gdy dowiedziała się jak żona syna Audery, pokochała ja jak
własną matkę i postanowiła nazwać tak córkę. I tu nadzieja na wnuki powoli
gaśnie. Jej ukochani bliźniacy nie potrafili się ustatkować. Fred jak i George
zmieniali dziewczyny częściej niż skarpetki. Gdy ostatnio na nich wrzeszczała,
by w końcu zeszli na ziemie i zaczęli myśleć jak dorośli ludzie, to
stwierdzili, że po ziemi chodzi zbyt wiele pięknych dziewczyn, by całe życie
marnować tylko z jedną. I tu, w tym momencie Molly Weasley załamała ręce i dała
sobie spokój z swataniem swoich synów. Oswoiła się z myślą, że będzie miała
piątkę wnuków, które będzie rozpieszczać do granic możliwości jak nie dalej.
Nie pomyślała o Ronie. Dlaczego? No bo po prostu to był Ron. Nie żeby Molly
kochała go mniej czy coś w tym stylu, ale znała możliwości swojego najmłodszego
syna. Ona sama czasami z nim nie może wytrzymać. Ostatnie nadzieje pokładała w
Hermionie, ale gdy i ta od niego uciekła, nawet nie namawiała jej do
przemyślenia tego wszystkiego. No i została jeszcze jej mała córeczka. Wstyd
się było przyznać, ale Pani Weasley nie dopuszczała do siebie myśli, ze jej
mała Gin kiedykolwiek zostawi ją dla innego mężczyzny. Była jej oczkiem w
głowie. Miała tylko jedną córeczkę i nawet jeśli miała ona już te 22 lata to
nadal była malutka, bezbronna i przede wszystkim tylko jej!
Ginny długo się zastanawiała jak
powiedzieć swojej mamie, że jest w ciąży. To już trzeci miesiąc. Listopad.
Jeszcze większym problemem był Zabini. Jej rodzice nie tolerowali
śmierciożerców. A jakby nie patrzeć Zabini nim był. Jednak nie miała co do
niego wątpliwości. Pamiętała, całą tą sytuację z ciąża zaraz na początku, ale
potem gdy siedział na polu pod jej domem, kiedy panowała burza, wszystkie jej możliwości
rozwiały się po kątach.
-
Kochanie jesteś gotowa?- Usłyszała głos
Blais’a, który w następnej minucie pojawił się w pokoju.- Nie mam zielonego
pojęcia na którą się umówiłaś, ale raczej nie przystoi nam się spóźniać.-
Podszedł do niej i cmoknął w policzek.
-
Tak, tak już idziemy. Tylko Blaise ja cię proszę, bądź normalny, nie błaźnij
się, nie pozabijaj mi braci i nie obrażaj moich rodziców.
-
Będę grzeczny, słowo Diabełka.- Ginny tylko uśmiechnęła się szeroko. Właśnie to
ją martwiło. Diabeł nigdy nie był spokojny. Czasami zachowywał odrobiny taktu,
ale tylko czasami. Jednak bardziej bała się reakcji rodziców, niż samego
Zabini’ego. Jej tato był wyraźnie
uprzedzony do dzieci śmierciożerców.
Westchnęła cichutko spoglądając na Blaise’a:
-
Blaise, a co z Malfoy’em? Widziałam go ostatnio jest bardzo poturbowany. Nie
jest to zwykła mugolska bójka…- Zabini nie chciał odpowiadać na to pytanie.
Chciał ją chronić. Trzymać jak najdalej od tego towarzystwa, które mu
zniszczyło dzieciństwo. Tyle razy mówił Draconowi, by dal sobie z tym spokój. Ale ten cały czas zaprzeczał. Twierdził, ze
jest od tego uzależniony i właśnie teraz jego uzależnienie powoli go zabija.
-
Wiesz Skarbie, że to nie nasza sprawa? I Granger I Malfoy to duże dzieci i z
cała pewnością dadzą sobie obydwoje radę. Nie możemy się wtrącać, tak jak zrobi
to twój braciszek, gdy tylko się o wszystkim dowie.
-
Ja się nie wtrącam Blaise, ja się martwię. Miona ostatnio przychodzi do niego
tylko gdy śpi. Wtedy siedzi przy łóżku i patrzy tępo w ścianę. A później gdy on
się budzi wychodzi.
-
Wszystko będzie dobrze, zobaczysz…- Blaise mocno przytulił Rudą.- No zbieraj
się za 10 minut chcę cię widzieć na dole.
Hermiona
teleportowała się pod zamek Hogwartu. Nic a nic się nie zmieniło od czasu
wojny. Sponsorzy z ministerstwa byli tak hojni i wynagrodzili wszystkie straty
materialne jak i moralne pokrzywdzonych. Powoli ruszyła do dębowych, mosiężnych
wrót. Drogę znała na pamięć i równie dobrze mogła iść z zamkniętym oczami. Severus
Snape po śmierci Dumbledore’a objął stołek dyrektorski, a McGonagal była wicedyrektorką. Nie musiała
długo szukać. Gdy tylko weszła do wielkiej sali, ujrzała całe grono
nauczycielskie. Właśnie odbywała się jakaś narada.
-
Ooo, kto nas odwiedził! Mionka!- Hagrid jak zwykle dał się ponieść emocjom. Pół-olbrzym
wstał od stołu wlewając przy okazji swoja wodę.
-
Spokojnie Hagridzie. Hermiona na pewno przyszła w interesach. Więc słucham?- Profesorka
od transmutacji opanowała sytuację.
-
Nie myślę, ze to dobry pomysł Minerwo. Panna Granger musi zaczekać. Skończymy
naradę i wtedy załatwicie to co macie do załatwienia. Jasne?
-
Tak, oczywiście zaczekam na błoniach. Profesor McGonagal, czy mogłabym później prosić?-
Chciała jak najszybciej wycofać się na pole. Nie miała ochoty na dalszą
konwersację z byłymi nauczycielami.
-
Oczywiście, przyjdę.
Twoje rozdziały są coraz lepsze :D cudownie!! Ten rozdział naprawdę jest bardzo ciekawy, nie mogę się doczekać kolejnego :D
OdpowiedzUsuńKochana nie masz za co przepraszać. Matura to poważna sprawa i obiecuję, że będę trzymać kciuki jak będziesz pisać. A co do rozdziałów.. Bardzo, ale to bardzo się ciesze, że ci się podoba. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńŁadnie to tak okłamywać koleżankę? :/
OdpowiedzUsuń"Ja już tego bloga nie mam, usunęłam" yhyyyy :D
A wiesz, że przede mną nic się nie ukryje w tym fenomenalnym, nadzwyczajnym, niesamowitym, przecudownym, rewelacyjnym, sensacyjnym, spektakularnym, wspaniałym, zjawiskowym internecie :D. Pysia, obiecuję skomentować wszystkie notki od początku, a mam trochę zaległości ;/, jutro na testach napiszę w ostatnim zadaniu na teście z polskiego napiszę twój jeden rozdział, moggęęę? :D
Patrysiaaa :***
Oj tam, wiesz ty co? A miało być na maila. No, ale dobra... Oczywiście możesz sobie pisać na tym teście:) Mam nadzieje, ze bynajmniej w najmniejszym stopniu się przyda :P
OdpowiedzUsuńRozdzial? Ciekawy jestem ciekawa co do tego wszystkiego ma Mcgonagal. Mam nadzieje zebwyjasnisz to w następnym rozdziale.
OdpowiedzUsuńWeny Miśka
~Ślizgonka